Jan Gołębiowski, profiler kryminalny: Nie wchodzę w głowę mordercy

Czytaj dalej
Katarzyna Kachel

Jan Gołębiowski, profiler kryminalny: Nie wchodzę w głowę mordercy

Katarzyna Kachel

Nie jesteśmy jasnowidzami. Zajmujemy się dyscypliną, która jest racjonalna, opiera się na logice - mówi Jan Gołębiowski, profiler, autor książki „Umysł przestępcy. Tajniki profilowania psychologicznego”, wydawnictwa Mando.

Wspomina pan w swojej książce Karola Kota, na trop którego krakowska policja długo nie mogła wpaść. Czy udział w śledztwie profilera pomógłby rozwiązać sprawę wcześniej?
Nie znam akt Karola Kota, ale myślę, że mógłby całkiem sporo wnieść. Mówimy o seryjnym mordercy; przy złapaniu wielu z nich korzystano z usług profilera. I to z całkiem niezłymi wynikami.

Nie wiem, na ile to prawda, na ile dziennikarska fantazja, ale podobno kiedy policjanci już namierzyli Kota, nie aresztowali go, pozwalając mu zdać maturę. Bali się, że w przypadku pomyłki zmarnują życie temu młodzieńcowi z dobrego domu.
Podobnie było kilka lat wcześniej z Władysławem Mazurkiewiczem, przystojnym, inteligentnym i szanowanym krakowianinem, który mordował z pobudek materialnych. W jego winę też trudno było uwierzyć: zarówno zwykłym obywatelom, jak i policjantom. Badania psychologiczne potwierdzają, że wygląd ma znaczenie dla przypisywania komuś winy.

„Lubiłem smak krwi” - mówił Karol Kot. Czy to był już motyw? W przeciwieństwie do Mazurkiewicza nie kierowała nim ani chęć zysku, ani zemsty, więc chyba trudniej było wpaść na jego trop?
I właśnie do takich spraw zapraszani są profilerzy, czyli specjaliści od śledztw nietypowych, dziwnych i niełatwych, kiedy standardowe metody nie działają. Wtedy, kiedy trzeba szukać przyczyn zbrodni gdzieś głębiej, bo gołym okiem ciężko określić motyw. Źródło może leżeć gdzieś w systemie rodzinnym, dzieciństwie sprawcy.

Może go nie być?
Zawsze jest. Czasami w statystykach podaje się, że motyw jest nieustalony czy nieokreślony. Ale to jedynie oznacza, że śledczy na niego nie wpadli. Ja, jako psycholog, próbuję odpowiedzieć na pytanie: jakie potrzeby sprawca zaspokaja, popełniając taki czyn? W przypadku Kota nie było ewidentnych pobudek seksualnych, które dominują wśród motywacji seryjnych zabójców, były jednak motywacje ukryte. Sam Kot mówił, że zlizywanie krwi z noża sprawiało mu satysfakcję i ukojenie.

A brak akceptacji, problemy w relacjach? Kot na pewno miał z tym kłopot. To mogło wpłynąć na chęć popełnienia zbrodni?
Krakowski prof. Józef Gierowski z Instytutu Ekspertyz Sądowych mawia, że zachowanie człowieka, a więc także sprawcy, jest polimotywacyjne; ciężko je sprowadzić wyłącznie do jednego powodu. Zwykle są to złożone procesy; tak więc z jednej strony Kot mógł zaspokajać potrzebę dowartościowania, podnosić swoją samoocenę; mogło to być odreagowanie stresu, pobudzenia, napięcia związanego z niedostosowaniem społecznym, a z drugiej jego czyny mogły wynikać z istniejących zaburzeń osobowościowych; mówiło się też w jego przypadku o guzie mózgu.

Kot siał strach w Krakowie w latach 60. Już wtedy, jak pan pisze, w Krakowie powstawały pierwsze portrety sprawców. W 1965 roku sporządzono profil mordercy kobiety nad Białuchą. Podejrzewano, że sprawca będzie charakteryzował się rysem parnoidalnym i faktycznie tak było.
Oczywiście nikt wtedy nie używał nazwy profiler czy profilowanie kryminalne, a portrety psychologiczne powstawały intuicyjnie, choć oczywiście bazowały na wiedzy specjalistycznej z zakresu psychiatrii, psychologii czy seksuologii ówczesnych specjalistów. Do czasów współczesnych technika śledcza wypracowała całkiem zadowalające procedury - jest to dziś wiedza usystematyzowana, poparta badaniami specjalistycznymi i doświadczeniem kolejnych pokoleń osób, które zajmują się łapaniem przestępców.

Pisze pan, że profiler musi mieć otwarty umysł i nie ulegać stereotypom. To możliwe?
Obiektywizm? Trzeba próbować, niezależnie od tego, jakie dana sprawa budzi emocje, jak ją odbieramy, jakie uruchamia w nas mechanizmy, skojarzenia. Większość profilerów w Polsce to psychologowie, tak więc teoretycznie są to ludzie, którzy powinni mieć wysoki poziom samoświadomości. W psychoterapii, by podjąć pracę z pacjentem, jest warunek przejścia własnej terapii i konieczność korzystania z superwizji, czyli pomocy drugiego terapeuty. W profilowaniu standardy te nie obowiązują, ale człowiek wykonujący ten zawód musi mieć świadomość niebezpieczeństw, np. rzutowania swoich wyobrażeń na potencjalnego sprawcę lub próbę wchodzenia w jego skórę, zadawanie sobie pytań, co ja bym zrobił na jego miejscu. Oczywiście motyw „wchodzenia w głowę mordercy” jest z powodzeniem eksploatowany w serialach i filmach kryminalnych, nie powinien mieć jednak nic wspólnego z rzeczywistą pracą profilera.

Przytacza pan scenę z filmu, gdzie agentka FBI grana przez Angeline Jolie kładzie się nawet na miejscu popełnienia zbrodni, by jeszcze mocniej poczuć to, co kieruje mordercą. To nie działa?
Wiele osób po takich filmach zaczyna wierzyć, że stosujemy nadprzyrodzone metody. Tyle że my nie jesteśmy jasnowidzami; zajmujemy się dyscypliną, która jest racjonalna, opiera się na logice, na zbyt dużą kreację nie ma w niej miejsca. To nie jest tak, że każdy profiler jest wolny od uprzedzeń i stereotypów. W literaturze amerykańskiej czyta się np. całkiem sporo o uprzedzeniach rasowych, które są tam silnie obecne, i w ich wyniku może dojść do pomyłkowego obciążenia winą Afroamerykanina czy Latynosa.

Jakie my mamy uprzedzenia?
Na pewno do obcych, uchodźców, tych innych, jak Romowie, Ukraińcy czy osoby pochodzenia arabskiego. To na pewno te grupy społeczne, które budzą więcej negatywnych emocji niż inne. A policjanci są tylko ludźmi, tak więc ich stereotypy są odzwierciedleniem stereotypów, które ma każdy z nas. Dlatego tak ważne, by pracując nad sprawą, nie wpadać w rutynę, korzystać zarówno z indukcji, jak i dedukcji. Opierać się z jednej strony na bazach danych, statystykach policyjnych czy prokuratorskich, indukować z własnego doświadczenia, ale nie popadać w rutynę. Oczywiście, nie można tego robić mechanicznie. Brak refleksji zabija myślenie. Nie każda pijacka bójka, podczas której dochodzi do morderstwa konkubiny czy szwagra, ma proste wytłumaczenie.

Istniejące prawidłowości w działaniach sprawców mogą być zatem i przeszkodą, i pomocą?
Praca profilera przynajmniej w połowie polega na szukaniu podobieństw, powtarzalności i schematów. Z jednej strony wszyscy jesteśmy ludźmi i nasz rdzeń psychologiczny jest taki sam. Ale, idąc dalej, pochylamy się nad szczegółami, dostrzegamy różnice i odstępstwa. Bo nawet jeśli wiemy, że statystycznie dajmy na to około #75 procent sprawców zna się z ofiarami, to jednak te 25 pozostałych się nie zna.

Nożownik z placu Zawiszy, nad profilem którego pan pracował, nie znał ofiary. To było przypadkowe spięcie zakończone dramatem. Trudniej jest wtedy złapać sprawce?
I tak, i nie. Wybór ofiary był faktycznie przypadkowy, tak więc trzeba było sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ta ofiara została wybrana przez sprawcę, jakie jego potrzeby zaspokoiła. Kiedy brak relacji, jak w sytuacji Nożownika z placu Zawiszy, który impulsywnie, wręcz spontanicznie zaatakował człowieka, którego nigdy wcześniej nie widział, narzuca się od razu podejrzenie o problemach psychicznych agresora. Może słyszał jakieś głosy, był w stanie psychozy? Wtedy ciężko racjonalnie stwierdzić, jaką potrzebę zaspokajał. A może chciał rozładować źródło napięcia, którym mogła być bezpośrednio ofiara, albo już był naładowany negatywnymi emocjami i szukał okazji, by im dać upust? Trudno więc odpowiedzieć w sposób kategoryczny na takie pytanie, bo - tak jak już wcześniej powiedziałem #- każda sprawa jest inna, nie ma uniwersalnego klucza, który pasuje do każdego przestępcy. Być może dlatego do dzisiaj nie udało się wypracować algorytmu, software’u, który byłby gotowym zestawem instrukcji do rozwiązania każdej sprawy. Wciąż nie da się umysłu człowieka rozpracować przy pomocy programu czy sztucznej inteligencji.

Budowanie profilu to, jak pan podkreśla, logiczna łamigłówka. Nie wierzę jednak, że nie korzystacie z własnego instynktu i intuicji.
Zależy, jak sobie tę intuicję zdefiniujemy. Ja rozumiem ją jako proces myślowy, który jest błyskawiczny, trudny do zwerbalizowania i odpowiada na pytanie: dlaczego ja do tego dochodzę? W tej definicji nie mieszczą się odczucia, wrażenia, moje wyobrażenia. Nie wchodzę w głowę sprawcy, bo nawet wejście w głowę małżonki czy męża, z którymi się żyje wiele lat, nie jest możliwe. Możemy coś zakładać, rekonstruować, ale nigdy nie będzie to myślenie kategoriami drugiego człowieka.

Trafność pana profilu zależy od jakości śladów i ekspertyz. Nie zawsze są jednak zadowalające; nie zawsze jest list, trop, widoczny motyw. Co wtedy pan robi?
Profiler bazuje na tym, co dostaje od śledczych. Kluczowymi czynnościami są oględziny miejsca zdarzenia; jeśli są słabo zabezpieczone, a dokumentacja (zdjęcia, opis) są niedokładne, wówczas faktycznie jest trudniej. Większość profili to narzędzie, które pomaga w śledztwie i ułatwia budowanie wersji zdarzenia. Na tym etapie opinia nie zawiera jednak jednego profilu, czyli wskazania, że sprawcą jest sąsiad ofiary z mieszkania po lewej stronie, idźcie i go znajdziecie. Wyjściowo powinny być przynajmniej dwie wersje: Zabił Kowalski, zabił Nowak. Powinno się równolegle prowadzić weryfikacje, sprawdzać alibi, motyw itd. Profiler musi uzasadnić te wersje, pokazuje kroki, dzięki którym doszedł do takiego a nie innego wniosku. Bazuje na śladach, informacjach ze śledztwa. Policjant czy prokurator może sobie ten tok rozumowania profilera odtworzyć i zweryfikować swoimi sposobami. Profiler powinien też określić prawdopodobieństwo, która wersja jest według niego najbardziej wiarygodna, chociaż zdarzają się sprawy, gdzie w trakcie śledztwa i wobec nowych dowódców, nagle okazuje się, że ta najmniej prawdopodobna sugestia okazuje się prawdziwa. Świat pełen jest niespodzianek.

Katarzyna Kachel

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.