Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kaniecki kontra pogotowie

Wojciech Mąka
Wojciech Mąka
Andrzej Kaniecki spotkał się w sądzie z dyrektorem i dwoma pracownikami stacji pogotowia w Bydgoszczy. To proces odwoławczy po tym, jak skazano go zaocznie za... nękanie stacji.

Andrzej Kaniecki spotkał się w sądzie z dyrektorem i dwoma pracownikami stacji pogotowia w Bydgoszczy. To proces odwoławczy po tym, jak skazano go zaocznie za... nękanie stacji.

<!** Image 3 align=none alt="Image 187670" sub="- Szukanie prawdy to nie jest nękanie - mówił przed salą sądową Andrzej Kaniecki (z lewej) [Fot.: Tymon Markowski]">Andrzej Kaniecki w wypadku w podbydgoskiej Strzyżawie w listopadzie 1997 roku stracił syna. Na miejsce zdarzenia przyjechali pijani lekarz i pielęgniarz. Stwierdzili zgon. Tymczasem okazało się, że chłopak dawał oznaki życia. Druga karetka przyjechała jednak za późno.

Od tego czasu Kaniecki, głównie na forach internetowych, przypominał tamte zdarzenia. Zgłębiał dokumentację procesową, bo chciał wiedzieć, czy jego syn mógł żyć.

<!** reklama>W grudniu 2011 roku Jan Rzepecki, dyrektor WSPR, zawiadomił policję o tym, że Andrzej Kaniecki nęka stację i jej pracowników. Sąd uznał go winnym i zaocznie udzielił mu nagany. Ten odwołał się od wyroku. I tak doszło do pierwszej rozprawy.

- Szukanie prawdy to nie jest nękanie - mówił przed salą sądową Andrzej Kaniecki. - To ja czuję się zagrożony anonimowymi SMS-ami, o czym powiadomiłem policję.

Jan Rzepecki, dyrektor, Tadeusz Stępień, rzecznik, oraz Marcin P., pracownik pogotowia (prosił o nieujawnianie danych), wystąpili o utajnienie rozprawy. Sędzia nie uwzględnił ich wniosku.

Andrzej Kaniecki ponad godzinę tłumaczył swoje zachowania.

- Starałem się uzyskać wgląd w dokumentację medyczną wypadku w Strzyżawie - mówił. - Odmówiono mi. Byłem w tej sprawie w budynku pogotowia jedynie dwa razy.

Przyznał, że nie składał pisemnych wniosków o udostępnienie dokumentów.

- Kilka telefonów do pracowników to nie jest nękanie, zwłaszcza że robiłem to na ich polecenie, żeby dowiedzieć się, na jakim etapie jest ta sprawa - mówił w sądzie.

Strona WSPR pytała Kanieckiego o szczegóły dotyczące między innymi dwóch ubiegłorocznych publikacji prasowych, które są dołączone do akt jako materiał dowodowy.

- Informacje w nich zawarte pochodziły ode mnie, ale nie wszystkie. Dziennikarze mają swoje sposoby na ich zdobywanie - mówił Kaniecki.

Sąd nie zdążył przesłuchać wszystkich świadków. Nie przyszedł Leszek Siuziak, pielęgniarz, który pijany brał udział w akcji w Strzyżawie i który - mimo innych wyroków skazujących - wciąż jest pracownikiem WSPR. Zeznania zdążył złożyć tylko Marcin P., który na terenie stacji pogotowia z Kanieckim rozmawiał dwukrotnie.

- Pan Kaniecki zajmował mi prywatny czas, telefonując o 7 rano, wtargnął do gabinetu, nagrywał rozmowę bez mojej wiedzy i zgody, zarzucał mi matactwa - mówił Marcin P. - Wszystko wskazywało na to, że może dojść do eskalacji jego zachowań wobec mnie. Czułem się nękany. Podkreślam, że pracuję w pogotowiu od 2009 roku i ze zdarzeniem w Strzyżawie nie mam nic wspólnego.

Sąd odroczył dalsze przesłuchania świadków do 28 maja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska