Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katastrofa na Rubinkowie pierwszą w Polsce

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
Na toruńskim niebie przed wojną królowały samoloty wojskowe, one więc na ogół ulegały wypadkom
Na toruńskim niebie przed wojną królowały samoloty wojskowe, one więc na ogół ulegały wypadkom Z albumu józefa szostkiewicza
Toruń ma bardzo bogate tradycje lotnicze. Pionierskie lata awiacji znaczone były jednak rozbitymi samolotami. Głównie wojskowymi, choć trafiła się też między nimi również maszyna cywilna.

Naszej stacyi dla żeglugi napowietrznej, jak prasa określała lotnisko na początku jego istnienia, setka stuknęła w ubiegłym roku. Świętować jednak ten fakt będziemy nadal, bo też bielańskie piaski wokół pierwszego w regionie pasa startowego kryją wiele ciekawostek i dziś już niestety zapomnianych historii. Kiedyś przypominaliśmy m.in. lądowanie w Toruniu pierwszych Polaków, którzy lecąc ze Stanów Zjednoczonych pokonali Atlantyk, teraz cofniemy się o trzy lata, by przyjrzeć się innej maszynie, jaka pojawiła się na toruńskim niebie. Zapewne czystym, bo lipcowym.
[break]
„W poniedziałek 27. bm. przed południem wydarzyła się pod Toruniem katastrofa samolotu pasażerskiego, odbywającego stałe kursy między Warszawą a Bydgoszczą - donosiło „Słowo Pomorskie” w 1931 roku. - Był to samolot pasażerski Junkersa, lecący z Bydgoszczy do Warszawy, który codziennie przelatuje nad Toruniem. Gdy samolot znajdował się już za Toruniem, w okolicy Rubinkowa, pilot zauważył defekt w motorze, skutkiem czego musiał wylądować. Podczas lądowania samolot zawadził o druty telegraficzne i spadł na ziemię, rozbijając się doszczętnie. Zdarzyło się to w odległości ok. trzech kilometrów od Torunia, w pobliżu szosy, wiodącej do Kowalewa.

W samolocie znajdowali się tylko pilot p. Pecho i jeden pasażer.

Obaj wyszli z wypadku cało, jedynie pilot odniósł lekkie okaleczenia. Załodze samolotu pośpieszył z pomocą ćwiczący się w pobliżu oddział 63 pp., którego sanitariusz zrobił skaleczonemu pilotowi opatrunek.

Przejeżdżający w tym czasie do Kowalewa adwokat p. Jezierski z Torunia zaofiarował ofiarom wypadku swój samochód, którym przewieziono ich do Torunia, Przy szczątkach samolotu wartę wystawił 63 pp.

Jest to pierwszy w Polsce wypadek rozbicia się samolotu pasażerskiego i w dodatku szczęśliwie dla pasażerów zakończony”.

Gazecie wierzymy na słowo, skoro „Słowo” napisało, że jest to pierwszy w kraju przypadek katastrofy samolotu pasażerskiego, to tak być musiało. Na topienie się w ewentualnych wątpliwościach nie mamy jednak głowy, bo ta wypełniona jest magią liczb. Samolot rejsowy, który rozbił się pod Toruniem leciał z jednym pasażerem na pokładzie, a do wypadku doszło na Rubinkowie, jakieś trzy kilometry od Torunia.

Niebo nad miastem było przed wojną pełne maszyn. Dominowały oczywiście samoloty wojskowe 4. pułku lotniczego, skrzydeł ze znaczkiem LOT-u również na nim nie brakowało. Poza wspomnianym nieborakiem, który wiózł jedną osobę z Bydgoszczy do Warszawy, nad Toruniem przelatywały także maszyny z Gdyni. Do stolicy musiały latać nieco okrężną drogą, trzymając się Wisły, ponieważ Niemcy nie pozwalali im przelatywać nad Prusami Wschodnimi. Jeden z takich samolotów pasażerskich uwiecznił na swoim toruńskim filmie Bogusław Magiera. Uwieczniony przez niego samolot nie był jednak niemieckim Junkersem, lecz amerykańskim Lockheedem Model 10 Electra lub Lockheedem Model 14 Super Electra - takie maszyny pod koniec lat 30. znajdowały się we flocie narodowego przewoźnika.

Samolotów wokół Torunia było wiele, sporo też było katastrof, znacznie tragiczniejszych od tej, jaką opisaliśmy. W przedwojennej prasie dramatycznych opisów nie brakuje. W kwietniu 1933 roku, podczas ćwiczeń lotników wojskowych, jedna z maszyn spadła np. na dom przy ul. Reja. W katastrofie zginął porucznik Zawadzki.

„Ok. godz. 10:30, kiedy aparaty obu lotników znajdowały się nad Bydgoskiem Przedmieściem, na wysokości ok. 400 m, przy tzw. „ataku 3/4 z góry z przodu” śp. por. Zawadzki uderzył swoim aparatem w lewe skrzydło aparatu por. Jastrzębskiego, niszcząc je częściowo - pisało „Słowo Pomorskie”. - Por. Jastrzębski poleciał dalej i pomyślnie wylądował na lotnisku, natomiast aparat por. Zawadzkiego stracił równowagę i pomimo rozpaczliwych wysiłków pilota nie zdołał jej odzyskać. Po kilku niezdecydowanych ruchach, aparat runął całą siłę na ziemię, spadając na podwórze domu nr 24 przy ul. Reja, na wprost koszar 8 pac. W tej samej chwili nastąpił wybuch benzyny i aparat momentalnie objęły płomienie równocześnie z wielkim łoskotem zawaliła się ściana domu, w którą samo lot uderzył”.

Ofiary rozwijającego skrzydła lotnictwa spoczywają na toruńskim Cmentarzu Garnizonowym.

Warto wiedzieć
Twarde lądowanie latającej fortecy
- Podobno w 1945 roku na toruńskim lotnisku awaryjnie lądowała uszkodzona amerykańska latająca forteca. Po dokonanym przez Rosjan remoncie lotnicy mieli wrócić do domów.
- Czy ktoś z Państwa coś na ten temat słyszał, czy też mamy do czynienia z kolejną miejską legendą?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska