Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katastrofy kolejowe na dworcu w Chełmży i pod Grudziądzem. Polowanie na dziennikarzy [Retro]

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
Do końca listopada 1901 roku cukrownia w Chełmży przerobiła 2 miliony 700 tysięcy centnarów buraków. Do połowy grudnia miała się uporać z czterema milionami cetnarów
Do końca listopada 1901 roku cukrownia w Chełmży przerobiła 2 miliony 700 tysięcy centnarów buraków. Do połowy grudnia miała się uporać z czterema milionami cetnarów Polona
W listopadzie 1901 roku w okolicach Torunia zderzyło się w sumie sześć pociągów, poza tym jeden wypadł z szyn. Najbardziej tragiczna była katastrofa pod Grudziądzem, jeden z maszynistów został znaleziony martwy kilometr od torów.

Zobacz wideo: Akcyza na alkohol i papierosy w górę

od 16 lat

20 lutego 1943 roku na polu kukurydzy w środkowym Meksyku pojawiła się szczelina. Tak narodził się wulkan Paricutín, który dziś ma ponad trzy tysiące metrów wysokości. Na polach w okolicach Torunia również można było zaobserwować ciekawe zjawiska, jesienią w szybkim tempie rosły na nich góry buraków. Zgoda, to nie to samo, chociaż opary unoszące się nad pracującymi pełną parą cukrowniami, miały powalającą moc, podobnie jak wyziewy wulkaniczne. Teraz to już nie to samo, bo na cukrowniczych kominach są filtry, a przede wszystkim tych kominów jest znacznie mniej. No i góry buraków również są dziś mniejsze. Jesienią 1901 roku było zatrzęsienie.

"Nadzwyczajnie wielkie zbiory buraków cukrowych umożliwiają cukrowniom okolicznym wyrób cukru we wielkiej ilości, chociaż dywidendy pewnie się zmniejszą, kiedy fabryki cukier będą sprzedawały po cenie ogólnie niskiej - pisała "Gazeta Toruńska" na początku listopada A. D. 1901. - Z samej okolicy chełmżyńskiej dostarczono fabryce tutejszej pół miliona cetnarów. W ogóle przerobi ona cztery miliony cetnarów buraków".

Ile buraków przerobiła chełmżyńska cukrownia?

Pod koniec miesiąca prasa informowała, że cukrownia przerobiła już dwa miliony siedemset tysięcy cetnarów buraków, a kampania miała trwać do połowy grudnia. Cukrownia w Chełmży była wtedy jedną z największych w Europie, zaś Pomorze było jednym z największych ośrodków produkcji cukru. Cukrownie pracowały sezonowo, natomiast druga co do wielkości rafineria cukru na terenie Cesarstwa Niemieckiego, która znajdowała się w gdańskim Nowym Porcie, działała przez cały rok. W listopadzie 1901 roku jednak działać przestała, ponieważ została zniszczona przez pożar. Katastrofa była tak wielka, że z Torunia do Gdańska pilnie przerzucony został oddział saperów. Zajął się on rozbiórką uszkodzonego muru, który zagrażał linii kolejowej.

Pierwszy pożar w Chełmży ugaszony wodą z wodociągów?

W listopadzie 1901 roku Chełmża żyła nie tylko kampanią buraczaną. Na początku drugiej dekady doszło tu do katastrofy kolejowej oraz pożaru, który okazał się przełomowym momentem w dziejach tamtejszej straży pożarnej. "Gazeta Toruńska" obie te wiadomości podała 13 listopada:

"Wieczorny pociąg bydgoski zderzył się na tutejszej stacyi z pociągiem towarowym; pokaleczeni zostali 1 pasażer, 1 urzędnik pociągu i konduktor pocztowy lekko - czytamy. - Lokomotywa osobowego pociągu ucierpiała znacznie, a dwa towarowe wozy zostały zdruzgotane. Mogłoby było stać się poważne nieszczęście, gdyby w bydgoskim pociągu nie były wagony towarowe przypięte tuż za lokomotywą, a dopiero za nimi osobowe. Z wielką chyżością uprzątnęła się straż pożarna z ogniem, który wybuchł w stajni mistrza krawieckiego Wollerta - to już drugi komunikat. - Po pierwszy raz do gaszenia pożaru użyte zostały węże parciane, które połączono z nowymi wodociągami".

Katastrofa kolejowa pod Grudziądzem. Co się stało?

Wypadków na torach na przełomie jesieni i zimy 1901 roku było wyjątkowo sporo. 11 listopada doszło do poważnej katastrofy pod Grudziądzem, dwa zmierzające w przeciwnych kierunkach pociągi towarowe zderzyły się koło miejsca, w którym linię kolejową przecinała droga forteczna. Maszynista, który spowodował wypadek ponieważ ruszył nie czekając aż semafor mu na to pozwoli, zginął na miejscu. Maszynista drugiego pociągu wyleciał przez okno lokomotywy i mocno sobie przy tym poranił głowę.

"W strachu puścił się przez pole w kierunku miasta, wołając na ludzi pracujących w polu, lecz daleko nie uszedł - informowała "Gazeta Toruńska". - Znaleziono go we wtorek rano kilometr od miejsca katastrofy, w wodzie nieżywego. Śmierć pono nastąpiła przez upływ krwi. Dziewięć wagonów zostało niemal zdruzgotanych, ładowane były węglami, burakami, mąką i kalkiem. Szkody materyalne wynoszą 100 tysięcy marek. Uprzątanie rumowisk trwało przez całą noc, dopiero koło południa we wtorek tor był wolny dla zwykłego ruchu pociągów".

Trzecią śmiertelną ofiarą katastrofy był palacz Zarbock, który zmarł w szpitalu.

Na ile zostały oszacowane straty po katastrofie pod Poznaniem?

Tydzień później "Gazeta Toruńska" poinformowała natomiast, że poranny pociąg z Berlina przyjechał do Torunia z godzinnym opóźnieniem. W tym akurat nie ma nic dziwnego, spóźniające się pociągi były wtedy zjawiskiem na tyle wyjątkowym, że nawet kilkunastominutowe opóźnienie było już tematem dla prasy. Zatem gazety najpierw poinformowały, że pociąg dotarł do Torunia godzinę po czasie, a dopiero później wyjaśniły, że spóźniony był już w Poznaniu, ponieważ pod Poznaniem wydarzyła się wielka katastrofa. Jej szczegóły prasa podała kilka dni później. Pociąg towarowy z 59 wypełnionymi ciężkim ładunkiem wagonami zjeżdżał ze wzniesienia. Jego trzy hamulce nie wytrzymały i pociąg z prędkością ekspresu wpadł na skład towarowo-osobowy. W tym przypadku starty zostały oszacowane na 800 tysięcy marek.

Do tego katastrofalnego obrazu musimy jeszcze dodać pociąg, który wypadł z szyn na dopiero co otwartej linii kolejowej z Chełmży do Mełna oraz zderzenie dwóch pociągów pod Nawrą. Tu na szczęście ofiar nie było.

Zbiórka funduszy na wyrzuconych ze szkół gimnazjalistów. Ile udało się zebrać?

W polskich gazetach katastrofy były tematami drugorzędnymi. Najwięcej uwagi prasa poświęcała konsekwencjom toruńskiego procesu filomatów pomorskich, który toczył się we wrześniu, oraz listopadowego procesu uczestników szkolnego strajku we Wrześni, który toczył się przed sądem w Gnieźnie. Pierwszy z nich wspominaliśmy w ubiegłym roku. Wyroki toruńskiego sądu były co prawda niższe od tych jakich domagała się prokuratura, jednak konsekwencje dotknęły filomatów nie tylko w sądzie. Oskarżeni o udział w nielegalnym stowarzyszeniu byli również wyrzucani ze szkół. Represje spotkały się jednak ze zdecydowaną reakcją. Na początku października powstał komitet, który rozpoczął zbiórkę pieniędzy na rzecz wydalonych gimnazjalistów. Fundusze miały im pomóc zdobyć wykształcenie. Pod koniec listopada komitet dysponował już 10 tysiącami marek. Pomoc płynęła w różnej formie. Pewien nadleśniczy zarządzający lasami dwóch rodzin magnackich z Wielkopolski przyjął np. jednego z filomatów jako elewa fundując mu roczne utrzymanie, które kosztowało średnio 360 marek.

Ile osób pracowało w 1901 roku w redakcji "Gazety Toruńskiej"?

Prokuratorzy polowali również na polskich dziennikarzy. W listopadzie 1901 roku wydawca "Gazety Toruńskiej" Sylwester Buszczyński odsiadywał wyrok za wydrukowanie i kolportaż "Elementarza Polskiego". Redaktor Leon Trzebiński siedział za artykuł na temat poczty, która miała problemy z dostarczaniem adresowanych po polsku przesyłek. Redaktor Franciszek Wojciechowski miał dwa procesy - jeden za tekst o filomatach, drugi o wystąpieniu księdza Kunerta, który zaatakował polską prasę i współpracujących z nią duchownych. Wojciechowski dostał wezwanie do wojska i miał być sądzony jak zwykły żołnierz. Redaktor naczelny Jan Brejski miał w najbliższym czasie stawać przed sądem w Toruniu, a później w Świeciu. W tej pierwszej sprawie na początku listopada 1901 roku wezwania dostali wszyscy pracownicy drukarni, a że "Gazeta Toruńska" o tym napisała wiemy, że w drukarni przy Mostowej pracowało wtedy osiemnaście osób: sześciu zecerów, sześciu uczniów, jeden maszynista, trzy panie nakładające papier, jeden robotnik oraz chłopiec do posyłek.

W drugiej połowie listopada toruńskie więzienie opuścił Buszczyński. Przed bramą czekały na niego tłumy, co się władzom nie spodobało, a ponieważ tłum nie ustąpił, komendant więzienia kazał wypuścić wydawcę gazety bocznym wyjściem. Nie zdało się to na nic, ale ponieważ opis tej gonitwy jest długi, zostawimy go sobie na następną opowieść.

Gdzie szukać informacji o wystawionej na sprzedaż piekarni?

Na zakończenie tej dodajmy jeszcze, że ostatni wójt Mokrego Wilhelm Falkenberg objął urząd 22 listopada A. D. 1901. Pod koniec miesiąca na łamach "Gazety Toruńskiej" pojawiło się natomiast ciekawe ogłoszenie o wystawionej na sprzedaż piekarni, która działała już od 11 lat na Chełmińskim Przedmieściu, dostarczając pieczywo m.in. dla wojska. Po dodatkowe informacje należało się udać do pana Smucińskiego, który mieszkał na Chełmińskim Przedmieściu 50. Czyli gdzie? Do 2013 roku przy Szosie Chełmińskiej 93 stał budynek, na którego fasadzie zachowały się pozostałości adresu z przełomu XIX i XX wieku. Jednym ze śladów przeszłości był numer: 48. Smuciński musiał więc mieszkać w domu obok.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska