Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kawał życia w blokowisku

Jarosław Wadych, zdjęcia: Sławomir Kowalski
Mieszkańcy Rubinowa doskonale pamiętają początki osiedla: przechylające się bloki, brak chodników, niedoróbki w mieszkaniach... I wizytę Edwarda Gierka, pierwszego sekretarza KC PZPR, który zalecił, by budynki stawiać gęściej.

Mieszkańcy Rubinowa doskonale pamiętają początki osiedla: przechylające się bloki, brak chodników, niedoróbki w mieszkaniach... I wizytę Edwarda Gierka, pierwszego sekretarza KC PZPR, który zalecił, by budynki stawiać gęściej.

<!** Image 2 align=none alt="Image 198240" sub="Irena Bednarska (mama pana Mariusza) wspomina czasy, gdy przed oknami jej bloku rozpościerało się szczere pole. Z każdym rokiem przybywało nowych budynków, brakowało za to sklepów spożywczych.">W 1976 roku miał 12 lat. Mariusz Bednarski zamieszkał z rodzicami w środkowym mieszkaniu na piątym piętrze. Mieszkanie miało dwa pokoje, kuchnię i małą jadalnię - wszystkie cztery okna znajdowały się po „balkonowej stronie” bloku przy ul. Łyskowskiego. Takie usytuowanie dawało możliwość obserwowania otoczenia powstającego wtedy Rubinkowa.<!** reklama>

Jak na pustyni

Osiedle, na którym początkowo mieszkało kilka tysięcy osób, praktycznie było pozbawione minimum infrastruktury - chodników, parkingów, nawet ulicznego oświetlenia. Jeden sklep, przeładowane do granic możliwości autobusy - niełatwe było wówczas życie w socjalistycznej dzielnicy, budowanej przez „fabrykę domów”. Znajdowała się w pobliskim Grębocinie i wykorzystywała technologię budowy... prefabrykowanych garaży. Tyle że przystosowano tę technologię do wznoszenia budynków.

<!** Image 3 align=none alt="Image 198240" >- Nikt się specjalnie nie zastanawiał, jak długo wytrzymają te domy - mówił w latach 80. jeden z majstrów budowlanych. - Stalowe łączenia płyt na pewno będą z czasem rdzewiały i osłabiały konstrukcje domów.

Na szczęście budowlaniec się mylił. Bloki wytrzymały próbę czasu i nic złego się z nimi nie dzieje.

Pierwsza szkoła

Kiedy państwo Bednarscy zamieszkali na Rubinkowie, ich syn był uczniem 6 klasy szkoły podstawowej. Przez pół tora roku uczył się w SP nr 23, mieszczącej się na pobliskich działkach PZWANN, a po otwarciu 1 września 1978 roku SP nr 4 - pierwszej na nowym osiedlu - zgodnie z rejonizacją do 8 klasy trafił właśnie tutaj.

<!** Image 4 align=none alt="Image 198240" sub="Mieszkańcy Rubinowa chętnie wspominają pionierskie czasy, gdy jedyną rozrywką były spotkania z sąsiadami">Dzielnica rozwijała się w szybkim tempie. Starając się przyciągnąć ludzi do miasta, duże zakłady, takie jak Elana, Metalchem czy Apator, oferowały pracę i zakładowe mieszkania na Rubinkowie.

- To były normalne mieszkania: kawalerki, dwu- i trzypokojowe - wspomina pani Grażyna, która na początku lat 80. przez kilka lat mieszkała w takim „hotelu”. - Na szczęście zajmowałam najmniejszy pokój, więc mieszkałam sama, ale przez przeszkolone drzwi było doskonale słychać to, co się działo w innych pokojach tego mieszkania. Wielu dziewczynom krew się burzyła, a przecież pracowałyśmy na różne zmiany. Oczywiście, wszystkie znałyśmy się, ale pobyt z dala od rodzinnego domu pozwalał na większą swobodę. W końcu miałam wtedy 20 lat i całe życie przed sobą...

<!** Image 5 align=none alt="Image 198240" sub="Mariusz Bednarski podkreśla, że na starych mieszkańców Rubinkowa można liczyć - zawsze pomagają sobie w potrzebie.">- W latach 1977-78 słyszeliśmy o ambitnych planach zagospodarowania placu pod lasem, obecnie nazywanego cyrkowym - miały tam powstać kino i baseny - dodaje Mariusz Bednarski.

Mniej więcej w tym czasie przyjechał do Torunia Edward Gierek, pierwszy sekretarz KC PZPR. Stojąc przy bloku przy ul. Rydygiera 4 powiedział, że podczas następnej wizyty na Rubinkowie chce z daleka widzieć numery domów i nazwy ulic na blokach. I żeby tyle wolnego, niewykorzystanego miejsca nie pozostawało między budynkami.

Nowe budynki, szczególnie właśnie na Rubinkowie II, zaczęto więc stawiać coraz gęściej, zgodnie z sugestiami pierwszego towarzysza. Sąsiadom można było niemal zaglądać w okna. Taka wtedy była polityka... Zresztą, część bloków na Rubinkowie II przez kolejne lata przeobrażono w hotele robotnicze, głównie dla pracowników Elany oraz firm rozbudowujących zakład.

Wkrótce na szczytowych ścianach budynków zaczęto malować - najpierw numery, a potem nazwy ulic.

- Pamiętam kilka „ciekawostek”, nie najlepiej świadczących o jakości wykonania naszego wieżowca, ówczesnych rozwiązaniach technicznych i projektowych - wspomina Mariusz Bednarski. - Budynek od początku przechylał się. Ekipy budowlane wierciły otwory pod jego fundamentami, do których pompowały beton - co nazywano betonowymi zastrzykami. Szpary pod oknami pozapychane były workami po cemencie i oklejone tandetną tapetą. Podłogi były w tak fatalnym stanie, że musieliśmy je cyklinować. Pewnego dnia, po 2-3 latach od zamieszkania, kiedy ojciec chciał domknąć drzwi do mieszkania, to wypadły one razem z futryną - dokładnie tak samo jak na filmie „Nie ma róży bez ognia”.

Niedoróbek było znacznie więcej. Kuchenki gazowe zamontowano na środku ściany - nie można było nic wstawić ani po jednej, ani po drugiej stronie. Niejednokrotnie zdarzało się, że klucze od jednego mieszkania pasowały do zamka sąsiadów, a możliwość otwarcia swoim kluczykiem do skrzynki na listy skrzynki sąsiada była standardem.

Cuchnące zsypy

Zsypy skonstruowano w taki sposób, że część wyrzucanych śmieci wypadała na piwniczny korytarz. nic dziwnego, że rozpleniły się szczury - były wielkie i biegały także po podwórku i chodniku przed blokiem.

- Razem z kolegami zrobiliśmy sobie łuki i strzelaliśmy do tych szczurów - mówi Mariusz Bednarski. Jeden z nas pożyczył nawet od wujka wiatrówkę...

Na szczęście, w tamtych czasach sąsiedzi bardzo życzliwie odnosili się do siebie nawzajem. Pomagali sobie bezinteresownie, na przykład podczas transportu i noszenia mebli albo remontu, pożyczali narzędzia. Pomoc była wspaniała, współpraca idealna. Jeszcze dzisiaj ci starzy mieszkańcy pomagają sobie w potrzebie.

- Nie wiem, dlaczego mniej więcej do połowy lat 70. pewne piwnice były puste - kontynuuje Mariusz Bednarski. - Urządzaliśmy w nich tak zwane kluby, w których spotykaliśmy się, kiedy na dworze było zimno. Wstawialiśmy tam jakąś starą wersalkę i ławę - nikt nie grandził, chodziło tylko o miejsce, w którym młodzież mogła się spotkać. Potem życie klubowe zaczęło zamierać. Przez pewien czas moja mama administrowała kluczem od pralni i suszarni dla naszej klatki, które mieściły się na XI piętrze. Sąsiedzi zapisywali się na określony termin, w którym prali tam i suszyli bieliznę. Czasem, gdy w jakiś weekend pomieszczenia pralni i suszarni były wolne, urządzaliśmy w nich młodzieżowe imprezy taneczne. Spotykaliśmy się tam także w sylwestra. Odkąd jednak rozpocząłem pracę, miałem mniej wolnego czasu i jak się z kimś spotykałem, to odbywało się to w domu.

- W 1987 roku ożeniłem się, przez trzy lata mieszkałem z żoną u teściów w sąsiedniej „dziewiątce” (Łyskowskiego 9). Od 2001 roku mieszkam z rodziną na Łyskowskiego 3, czyli po sąsiedzku. Codziennie spotykam się z rodzicami, którzy nadal mieszkają w „jedynce”, bardzo często rozmawiam z dawnymi sąsiadami. Na bieżąco orientuję się, co dzieje się na Łyskowskiego 1 - kończy Mariusz Bednarski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska