Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Każdy bal ma dwa końce, czyli dlaczego boję się, że pieniędzy jest za dużo

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski

Przyjechał do mnie pan fachowiec od pracy drobnej, aczkolwiek cyklicznej. Popracował jak zwykle, choć w nerwach, gdyż właśnie urlop zakończył. Udany średnio, z powodu – jak biadolił - pazerności ludu polskiego. Wyrzekał więc na tych krwiopijców, co to mu wakacje zmarnowali, bo wszędzie - i w pensjonatach, i nawet w budkach z goframi - brali tyle, co nigdy wcześniej nie brali, a nawet im się to nie śniło.

Zbudowany jego postawą czekałem więc na rachunek spokojnie, a nawet z uśmiechem. Ale pan fachowiec kiedy skończył rzekł: 350, choć zawsze mówił 250. Uśmiech mi więc uwiądł, na co usłyszałem tradycyjne: no wszystko drożeje, co się pan dziwisz. I tak tylko sobie pomyślałem wtedy dumnie, że pan fachowiec odbił sobie te gofry na mnie, więc ja też powinienem sobie odbić na kimś, tylko nie mam na kim. Przynajmniej więc ja osobiście inflacji nie napędzę.

Cóż, zawsze fascynowała mnie u bliźnich ta cudna umiejętność niedostrzegania tego, że jak jest przyczyna, to będzie skutek. I że jak gdzieś ulejemy za dużo, to gdzieś nam wyschnie. I że każdy kijaszek ma dwa końce. I że w tym świecie naszym nieszerokim różne ruchy finansowe powodują konkretne efekty. I wcale nie chodzi mi o nowe propozycje podatkowe, tylko o to, co już dzieje się tu i teraz.

Bo jakiś taki niepokój jaskółczy odczuwam, że ta spirala cenowo-płacowa zaczęła się nam kręcić mocno za mocno. Jasne, jeszcze jest bal i to taki, jak nigdy. Jeszcze nie boli nas za bardzo, że zrobiło się drożej, bo szybko rosną też płace. Ba, paradoksalnie mamy wrażenie, że bal się rozkręca. Bo to, co bolałoby nas co dnia – ceny chlebka z masłem, a nawet szyneczką, czyli artykułów konsumpcyjnych - idą w górę wolniej niż zarobki, więc czujemy, że jakby stać nas na więcej. A energii, wody, czy usług przecież do koszyka co dnia nie wkładamy.

Spirala się więc kręci i furczy. W kółeczku zaklętym rosną transfery kasy do społeczności naszej kochanej, rosną ceny, rośnie presja na wyższe pensje, rośnie inflacja. A wszystko to w momencie, kiedy w niektórych branżach brakuje pracowników, co oczywiście pomaga w nakręcaniu płac. Do tego balowaniu sprzyja też to, że na rynku jest dużo pieniędzy, a zduszone oprocentowanie sprawia, że nie wiadomo, co z nimi zrobić. Jak dowcipnie stwierdził niedawno prezes pewnego banku, jak to tempo się utrzyma, to w Warszawie za trzy miesiące skończą się mieszkania do kupowania.

Czemu się więc strach mnie dusi? Bo każdy bal się kiedyś kończy. A poza tym na każdym balu są ci, którzy tańcują na środeczku, i ci co stoją pod ścianami. I choćby do tej pięknie rosnącej średniej płacy GUS-u – która obejmuje tak naprawdę mniejszość zatrudnionych – się nie łapią. Ale może to tylko moje malkontenctwo tetryka, który wie, jak kończy się niezgaszona inflacja? I jak wielki jest kac po takim wielkim balu?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska