Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kocham muzykę, życie i ludzi

Paulina Błaszkiewicz
Paulina Błaszkiewicz
Mówi się, że jazz jest sztuką wysokiego lotu, ale w Polsce można go coraz rzadziej słuchać w dobrym wykonaniu. Czy rzeczywiście tak jest?

<!** Image 3 align=none alt="Image 207662" sub="Michał Urbaniak: - Pasja w życiu jest ważniejsza od wszystkiego. Właśnie ona daje to, co najcenniejsze, czyli miłość, emocje i inne odczucia. [Fot. Jacek Smarz]">

Mówi się, że jazz jest sztuką wysokiego lotu, ale w Polsce można go coraz rzadziej słuchać w dobrym wykonaniu. Czy rzeczywiście tak jest?

Zgadzam się z tym, ale muszę przyznać, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Po pierwsze, do Polski przyjeżdża z koncertami coraz więcej Amerykanów, dzięki czemu nie trzeba zbyt daleko wyjeżdżać, by posłuchać dobrej muzyki. Po drugie, sytuacja zmienia się dzięki młodzieży, która studiuje jazz i zaczyna grać. To młodzi ludzie wychowani głównie na hip-hopie. Akademie muzyczne w Polsce, czyli takie ośrodki jak Warszawa, Poznań, Katowice, Wrocław czy Gdańsk zaczynają spełniać swoją rolę. To wszystko przyczynia się do propagowania nie tylko jazzu, ale, powiedziałbym, kultury muzyki rytmicznej, bo jazz jest wszędzie tam, gdzie słychać porządną muzykę rytmiczną. Hip-hop to też jest jazz, ale mam na myśli prawdziwy hip-hop, a nie taki, kiedy na scenę wychodzi chłopak w za długich pomiętych portkach, trzyma rękę w kieszeni i mówi: „Joł!”. Dobrze, że nie ma trendu rapowego, ale dobrze, że są rapowi artyści i świetne zespoły, takie jak np. Ostry, Sokół, Fisz i paru innych. To naprawdę dobra muzyka i artyści, których tu wymieniłem - niezależnie od tego, czy w danym momencie będzie panowała taka moda - zawsze będą mieli swoją publiczność. Po prostu mają swoją muzykę i swój głos. To są młodzi ludzie, którzy grają po amerykańsku jazz.

Powiedział Pan jazz po amerykańsku, a nie jazz po polsku& Zastanawiał się Pan kiedyś nad tym, jak potoczyłyby się Pana losy, gdyby jednak zdecydował się zostać w Polsce?

Byłoby bardzo słabo& Nie daj Boże, gdybym nie grał jazzu, tylko muzykę klasyczną, ponieważ byłem wirtuozem w pełnym tego słowa znaczeniu. Prawdopodobnie już dawno skończyłbym jako emeryt, grający koncerty w jakiejś filharmonii.

Co dała Panu Ameryka?

Ameryka przede wszystkim dała mi stempel. Pojechałem tam zdawać egzamin. Wszystkie nagrody, które dostawałem w Europie, i tak zwane sukcesy nie dawały mi satysfakcji. Nie doceniałem tego, ponieważ zdawałem sobie sprawę, że muzyka, w której się zakochałem, jest amerykańska. Jazz czy rock and roll to jedyny wkład Ameryki w kulturę światową. Marzyłem o tym, aby tam pojechać i żeby się sprawdzić jako muzyk, twórca i człowiek, który coś czuje, bo muzyka to jest czucie, a nie bazgranie czy ćwiczenie czegoś, co nam się wydaje częścią muzyki.

<!** reklama>

I to amerykańskie uznanie okazało się tym największym sukcesem?

Nie chodzi mi tylko o docenienie czy uznanie ze strony publiczności, ale przede wszystkim uznanie przez twórców, przez źródła. Jestem na przykład obywatelem czarnej dzielnicy Nowego Jorku Jamaica Queens, skąd pochodzą takie postaci jak Chaka Khan, Marcus Miller czy Lenny White. Ja się tam sprawdziłem i moje odczucia jazzu są właściwe i trafione.

Coraz częściej pojawia się Pan w Polsce, ale serce chyba nadal zostało w Nowym Jorku?

Tak. Staram się dzielić czas, ale Nowy Jork kocham z całego serca.

Rozmawiałam z Pana córką Miką, która wystąpiła w Toruniu w ramach cyklu kobiecych koncertów „Od Nowa na obcasach”. Powiedziała, że też kocha Nowy Jork i amerykańską wielokulturowość, ale w Polsce żyje i tworzy się jej lepiej. Słucha Pan tego, co tworzy córka?

Jasne, że tak, ale nie wtrącam się w to, co ona robi. Ostatnio oglądałem turniej tenisowy, nie pamiętam, już który - jedna z uczestniczek była trenowana przez ojca, który ją strofował. Ja w życiu czegoś takiego bym nie zrobił i przede wszystkim nie trenowałbym własnego dziecka. Na płycie „Follow You” Miki są cztery fantastyczne utwory i żałuję tylko, że nie jest to strzał w tzw. dziesiątkę rynku muzycznego, w to, co się promuje, a jest to muzyka wieczna, taka jak standardy amerykańskie. Mika ma niesamowitego czuja i nie mówię tego jako ojciec, bo ona nie jest fenomenalną śpiewaczką, ale ma głos. Wychodzi przed mikrofon i czaruje publiczność, a na tym polega całość.

Na Jazz Od Nova Festival występował Pan już po raz trzeci, ale jakiś czas temu gościł Pan w Toruniu na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym „Toffifest” - na premierze filmu Piotra Trzaskalskiego „Mój rower”. Czy faktycznie rolą w tym filmie pokazał Pan całą prawdę o męskim świecie?

Pokazałem to, co było w scenariuszu, ale mówiąc poważnie, to uważam, że scenariusz i cały film są tak dobre i prawdziwe, że odpowiedź na pani pytanie brzmi: Tak, pokazałem prawdę. Nie wiem, czy to jest męski świat. To świat rodzinny. Jest w nim dużo prawdy pokoleniowej i wydaje mi się, że ten film dotyczy również kobiet. Pewne aspekty w trakcie powstawania filmu się zmieniły, ale kwestia tego, że dorastający syn obraca się przeciwko rodzicowi tylko w tym celu, żeby się usamodzielnić, jest nadal aktualna.

Powielamy schematy i powtarzamy błędy swoich rodziców, mimo że wcześniej mówiliśmy: Nigdy nie będę taka/taki/taki jak oni?

Oczywiście, że tak. W filmie „Mój rower” widać konflikt ojca z synem, ale widać również doskonałe porozumienie między dziadkiem a wnukiem. Dla mnie to była zupełna nowość, ponieważ w swoim życiu nie byłem dziadkiem. Jestem ojcem, ale syna nie mam.

No, właśnie. Bliżej Panu do tego kobiecego świata? A może dzięki kobietom można pokazać całą prawdę o męskim świecie?

Chyba tak. Chociaż wydaje mi się, że to, o czym rozmawiamy, czyli konflikt pokoleniowy, dotyczy tak samo mężczyzn jak i kobiet. W moim życiu był taki moment, że nastąpiło wyciszenie kontaktów między mną a córkami, które zaczęły szukać własnego świata. Uważam, że trzeba to zaakceptować i pozwolić dziecku żyć tak, jak chce.

A jak Pan - jako muzyk - czuje się w życiu rodzinnym? Czy był problem z pogodzeniem życia prywatnego z zawodowym?

Niestety, artyście trudno odnaleźć się w kilku różnych rolach jednocześnie. Mam tu na myśli rolę muzyka, męża i ojca. Rola wychowawcza, którą miałem do spełnienia, bardzo ucierpiała. Być może akurat do niej nie miałem talentu, ale nie jestem złym człowiekiem i wiele rzeczy rozumiem, a przynajmniej staram się rozumieć. Pasja w moim życiu wzięła górę i nie dało się tego uniknąć.

Jest Pan człowiekiem spełnionym?

Tak. Spełnionym i otwartym, bo mam w sobie pasję. Kocham muzykę, kocham życie i kocham ludzi. Jeżeli mogłem coś przekazać moim córkom, to także to, że pasja w życiu jest ważniejsza od wszystkiego. Właśnie ona daje to, co najcenniejsze, czyli miłość, emocje i inne odczucia. 

Napisz do autorki: [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska