Koronawirus w szpitalu na Batorego: skala dramatu rośnie
Koronawirus w szpitalu na Batorego: skala dramatu rośnie
Mężczyzna chorą na białaczkę limfocytową mamę zawiózł do szpitala w Toruniu 30 marca. Kobieta nie była w stanie zagrożenia życia, a jej pobyt w szpitalu miał się wiązać z poznaniem nowego lekarza hematologa (do tej pory leczyła się w Grudziądzu, w którym po przemianowaniu szpitala na jednoimienny hematologię zamknięto). - Normalnie wszedłem z mamą na oddział. Tak samo było drugiego dnia, gdy wypisano ją do domu. Nikt nie informował nas wówczas o podejrzeniu zakażenia koronawirusem w tym szpitalu - relacjonował pan Tomasz.
O przewiezieniu 30 marca do Grudziądza tzw. pacjentki "zero" ze szpitala przy ul. Batorego, u której było podejrzenie zakażenia koronawirusem, dowiedział się dopiero 1 kwietnia z "Nowości". Do dziś nie może pojąć, dlaczego jego mamę w takiej sytuacji przyjęto na oddział przy Batorego. Jego interesy reprezentuje adwokat Jan Olszak wraz z powołanym do tego zespołem prawników. Zapowiada, że wnosić będzie do toruńskiej prokuratury, by pilnie przekazała śledztwo do Prokuratury Regionalnej w Gdańsku - do VII samodzielnego działu ds. błędów medycznych.
Zobacz także:
Coraz mniej chętnych na zakup mieszkania w Toruniu. Czy ceny spadną?
Będą podwyżki opłat za wywóz śmieci w Toruniu? Skarbnik Miasta rozwiewa wątpliwości