Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Korowody wychodzą z mody

Redakcja
Wódki już nie pije się szklankami, sztachety tkwią w płocie, nie ma bójek, skandali i awantur na każdym balu. Stęsknionym za rubaszną rozrywką Peerelu miód na serce leje stary wodzirej, pan Wojciech Mach.

<!** Image 3 align=none alt="Image 202394" sub="Wojciech Mach z Wrocławia ma wodzirejski certyfikat Ministerstwa Kultury. Pracuje od 1978 roku. Peerelowski styl zabawy wspomina z sentymentem i często go dziś kopiuje, choć z różnym efektem. Podobno jedni wodzireja opluwają za drwienie z PRL, a drudzy za jego chwalenie. [Fot. wikimedia commons]">Wódki już nie pije się szklankami, sztachety tkwią w płocie, nie ma bójek, skandali i awantur na każdym balu. Stęsknionym za rubaszną rozrywką Peerelu miód na serce leje stary wodzirej, pan Wojciech Mach.

- Witam serdecznie panią w ślicznej czerwonej kreacji i pana w garniturze! Dla państwa z Bydgoszczy odpowiednia melodia: „Tu jest tw-o-o-je mi-e-e-jsce, tu j-e-e-st twój d-o-o-m”...- śpiewa lekko zachrypniętym głosem Wojciech Mach. - To ja wasz retro wodzirej, a właściwie u - wodzirej! Cha - cha - cha! Bo ja wolę mieć w domu pięć cudzych żon niż jedną własną, ale heterę!

<!** reklama>Wojciech Mach czaruje już w pierwszej minucie rozmowy, a tego, kogo nie uda mu się uwieść głosem (baryton z delikatną nutką seksapilu), próbuje zaprosić do domu na herbatkę i tam urzec, a to migającą muszką (zdradza filuternie, że przyjmował już w samej muszce), a to krawatami, specjalnie dobieranymi pod kolor tramwajów i autobusów, kursujących po Wrocławiu, bo tam mieszka najsłynniejszy wodzirej kraju. Czy tak sprawny gawędziarz mógłby nie rozkręcić imprezy? Ktoś nie wierzy w zdolności pana Wojciecha? O jego kunszcie świadczy certyfikat, wydany przez Ministerstwo Kultury w 1978 roku!

Za dużo tam wódki!

Dzisiejszym prezenterom i didżejom chyba nie udałoby się przejść przez tak gęste egzaminacyjne sito. A Wojciech Mach komisję od razu miał w kieszeni: - Oni już na pierwszym moim egzaminie zauważyli, że ja uwielbiam wszystko co stare, w stylu retro (w poprzednim wcieleniu byłem hulaką z dwudziestolecia międzywojennego) - wspomina. - Egzaminatorzy nie orientowali się, kiedy zmarł Marian Hemar, a ja owszem. Tak, tak, żeby prowadzić imprezy, trzeba było wykazać się znajomością historii muzyki, nazwisk, dat, śpiewać, tańczyć, a szefem komisji był wtedy słynny tekściarz Janusz Kondratowicz. Egzaminy były co trzy lata. Później i mnie się zdarzyło zasiadać w gronie oceniających, ale nie bardzo mi to pasowało, bo tam tyle wódki się piło...

Trzeba przyznać, że wódka była także daniem głównym zabaw wszelakich i często psuła szyki wodzirejom. - To był początek lat 90. Jeden z najlepszych wówczas wrocławskich hoteli zorganizował bal dla przodujących biznesmenów, dla grubych ryb z pierwszych stron gazet. Gdy ryby popiły, zaczęło się szaleństwo... - wspomina pan Mach. Goście za nic mieli sugestie prowadzącego i sami urządzili konkursy, np. kto trafi butelką w cylinder wodzireja... Dalej było już tylko gorzej. Balowicze zakładali się, kto zbije więcej zastawy, wyciągając spod niej obrusy. Naczynia z czterech rzędów stołów tłukły się z hukiem. Kelnerzy też oberwali. - „Kelner, ty ch.., ty p...jeb..., zbieraj pieniądze!” - wydzierali się goście, rzucając na podłogę garście banknotów. - Tej zgrai nikt, niestety, nie był w stanie okiełznać. Oni płacili, oni byli panami sali...

A przecież panem sali powinien być wodzirej. - Bal bez wodzireja jest jak pułk bez dowódcy. Niech mówią, że jestem bawidamek czy człowiek - orkiestra, niech się oburzają, ale ja swoje wiem. No i bardzo lubię się śmiać, realizując hasło wrocławskiego klubu dziennikarza: (pan Wojciech moduluje w tym momencie głos i zachrypniętym, pijackim basem recytuje) „Uśmiech za uśmiech, bo w ucho. No już, rusz się łachmyto!”.

Pan młody zawiódł

Żarty żartami, ale dawniej imprezy odbywały się w zgodzie z kanonem savoir-vivre’u. Co by się nie działo na sali, pan Wojciech zawsze elegancki - w nienagannie wyprasowanej koszuli, w białych rękawiczkach, z laseczką i cylindrem. - Owszem, czasem sztachety szły w ruch, ale przynajmniej mieszkańcy sąsiedniej wsi cztery razy szybciej byli w domu! Zabawa zaczynała się tak, że po jednej stronie sali siadały kobiety, po drugiej panowie. Pan podchodził do pani, kłaniał się i prosił ją do tańca. Pan pod krawatem oczywiście, bo nie do pomyślenia było przyjść w podkoszulku i dżinsach, jak dziś. No właśnie, dziś... Wszyscy razem tańczą w kółku, a chwilę później zdarza się, że jakaś para wymyka się wcale nie potajemnie i igra ze sobą, np. w toalecie. Á propos igrania, prowadziłem kiedyś wesele, podczas którego tuż po oczepinach zaginął pan młody. Odnalazł się na pięterku, w objęciach jednej z druhen!

Trudno zliczyć, ile przygód przeżył pan Wojciech. Zabawiał ludzi w mordercze upały i w zimy stulecia. Rozkręcał wielkie bale, pikniki, a nawet imprezy rozwodowe. Pewnej zimy, gdy zawiodła komunikacja spalinowa, jego gości wiózł na imprezę za miasto drabiniasty wóz. - Na sali po dziesięciu minutach zamarzła herbata w szklankach, a my siedzieliśmy przy stołach w kożuchach - dorzuca jeszcze jedno wspomnienie retro pan Wojciech i jeszcze jedno... - Ile śmiechu było, gdy próbowaliśmy, dla żartu oczywiście, porwać gospodarzowi kurę! Goniliśmy ją krzycząc: „Dolnolot, łapać go!”.

Na stołach w restauracjach i barach królował kultowy zestaw: lorneta i meduza (wódka i śledź), a to, co zostało na stole po zamkniętej imprezie, zawijało się w gazetę i do domu! Nierzadko do lokalu wchodził na jedną setkę umundurowany milicjant. Nikogo to specjalnie nie szokowało...

Słuchając tych opowieści, aż trudno uwierzyć, że dziś można się dobrze bawić. A jednak można i, co ciekawe, wciąż przy przaśnych pieśniach sprzed lat, np. przy słynnych „Chacharach” (nawet mimo wcześniej deklarowanego wstrętu do disco polo i piosenki biesiadnej!). - Szczególnie kuracjusze przepadają za takimi kawałkami - mówi Maciej Leszczyński, który od 1995 roku prowadzi imprezy - głównie w Inowrocławiu. - Jest też spora grupa bawiących się, która, ku mojej uciesze (bliski mi jest nieco ambitniejszy repertuar) chętnie tańczy np. do standardów amerykańskich. Na szczęście, także szalone lata 60., 70., 80. się nie zdezaktualizowały.

Pan Maciej wspomina firmową imprezę w dużym mieście, której do udanych nie zalicza. - Goście, jeszcze całkiem młodzi ludzie, nie życzyli sobie ani biesiad, ani disco polo. Poprosili o The Beatles, o Czerwone Gitary, Franka Sinatrę, itp. Szczytem ich temperamentu parkietowego był taniec do piosenki: „No bo ty się boisz myszy”, czyli coś w rytmie fokstrota. To był najszybszy kawałek wieczoru. Razem z innymi muzykami uznaliśmy to spotkanie za niezbyt udane, porównując je z naszymi innymi wspaniałymi zabawami, tymczasem... na koniec imprezy podeszli do nas goście i wyznali, że bardzo im się podobało!

Uciekający muzycy...

Maciej Leszczyński mówi, że w świecie imprez zmieniło się w ostatnich latach niemal wszystko. Nie ma bójek, skandali, awanturników, a i weselne potyczki wiele straciły ze swojej nieco rubasznej frywolności. Ludzie nie chcą już uczestniczyć w rywalizacji typu: która pani szybciej przepuści jajko (w dodatku surowe) przez nogawkę męskich spodni. - Klienci proszą, żeby zabawy nie były dla gości krępujące. Rzeczywiście jest grzeczniej. Może to także zasługa oszczędniejszego częstowania się alkoholem? - zastanawia się Leszczyński. Gdy zaczynał grać w 1995 roku, bywał na imprezach, na których wódkę piło się szklankami. Grał często w remizach strażackich, w salach na terenie ogródków działkowych. Mijał czas, wódki piło się coraz mniej, a w każdym razie z coraz większym umiarem, i to w eleganckich restauracjach.

- Dziś już nie spotykam się z sytuacjami, gdy gość ląduje pijany pod stołem albo wszczyna awanturę - mówi pan Maciej. - Tylko ze słyszenia wiem, że zdarzały się imprezy, z których znajomi muzycy musieli uciekać. Czy bez tych nieprzewidzianych ekscesów jest nudniej? Nie, tego nie mogę powiedzieć! Jest bezpieczniej, wracam do domu o ustalonej porze, sprzęt jest w dobrym stanie. Bo dziś imprezy, a szczególnie wesela, zaplanowane są co do godziny i nie ma miejsca na spontaniczne akcje czy odstępstwa od protokołu. Wszystko jest jak w zegarku.


Fakty

Lokomotywy korowodów

Wodzirej to osoba, która prowadzi tańce na zabawach, balach, dyktując układ korowodu, kolejność figur w tańcu.

Większość imprez prowadzą obecnie zespoły, didżeje, prezenterzy, którzy czasem przejmują rolę wodzireja, np. tańcząc z gośćmi albo zabawiając ich przy stołach.

Wiele firm i organizacji prowadzi szkolenia dla wodzirejów, także tych, prowadzących imprezy bezalkoholowe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska