MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ks. Grzegorz Strzelczyk: Kościół musi się oczyścić, bo ceną jest wiarygodność naszej opowieści o Jezusie

Maria Olecha-Lisiecka
Ks. Grzegorz Strzelczyk: Kościół musi się oczyścić, bo ceną jest wiarygodność naszej opowieści o Jezusie
Ks. Grzegorz Strzelczyk: Kościół musi się oczyścić, bo ceną jest wiarygodność naszej opowieści o Jezusie Lucyna Nenow / Polska Press
Zbyt często sprawy niewygodne były ukrywane, tak. To nie powinno się wydarzać, ale wydarzało się na sporą skalę i konsekwencje mamy, jakie mamy. A pod spodem są ludzie, którzy doznali krzywdy, a potem nie otrzymali pomocy. Nie wiadomo, co jest bardziej gorszące: czy to, że doznali krzywdy w miejscu, w którym powinni być zaopiekowani, czy to, że po tym, jak zostali skrzywdzeni, nikt im nie pomógł. Mam wrażenie, że to drugie jest straszniejsze, bardziej gorszące - mówi ks. dr Grzegorz Strzelczyk, członek Fundacji Św. Józefa KEP, której misją jest pomoc ofiarom pedofilii w Kościele, w rozmowie z Marią Olechą-Lisiecką.
  • Rozmowa z ks. dr. Grzegorzem Strzelczykiem, teologiem, proboszczem parafii pw. św. Maksymiliana Kolbego w Tychach, członkiem Fundacji Św. Józefa KEP
  • Czy polski Kościół jest gotowy, aby zmierzyć się z problemem pedofilii, nadużyć seksualnych oraz nadużyć władzy i sumienia?
  • "Kościół musi się oczyścić, bo ceną jest wiarygodność naszej opowieści o Jezusie"
  • Ks. Strzelczyk mówi też o tym, w jaki sposób pandemia trwale zmieniła Kościół, wiernych i księży
  • "Część księży mocno przeżywa fakt, że ich parafianie sięgają po treści wytworzone w innych parafiach. Parafianie im wirtualnie uciekają"
  • Duchowny prognozuje, że przedłużający się stan pandemii sprawi, że osoby luźno związane z parafią do Kościoła już nie wrócą

***

Ewangelizacja online to nadal ewangelizacja czy budowanie marki przez konkretnych księży i kaznodziejstwo ocierające się o „gwiazdorzenie”?

Nie chcę komentować działań konkretnych ludzi. Media społecznościowe dają szansę na podtrzymanie relacji i wspólnoty, zwłaszcza w pandemii. To narzędzie absolutnie nieodzowne teraz, bo albo to, albo nic. Nie ma wyjścia: musimy się posłużyć narzędziem, które pozwala podtrzymać więzy wspólnotowe, bo jeśli się rozpadną, to będzie koniec Kościoła. Trzeba to robić. Natomiast ewangelizacja w ścisłym sensie to pierwsze głoszenie Ewangelii, czyli docieranie do niewierzących. I tutaj jestem bardziej sceptyczny, bo łatwo robić przez media propagandę, nie wiem, czy da się ewangelizację. Można głosić słowo Boże dla tych, którzy są we wspólnocie, bo wtedy to jest komunikacja oparta na istniejących więzach. Granica pomiędzy ewangelizacją i propagandą jest cienka. Pierwsze głoszenie Ewangelii wymaga spotkania, świadectwa i kawałka przeżytej wspólnie drogi.

Nasza duchowość podupadła przez ten ostatni rok?

Myślę, że trzeba spojrzeć na poszczególne osoby, które wcześniej angażowały się w pielęgnowanie duchowości i relacji ze wspólnotą, niektóre wcale nie poniosły straty. Wstrząs związany z pandemią i konieczność przeorganizowania się dla wielu był okazją do tego, aby głębiej się zastanowić nad relacją z Bogiem. Głębsze oceny będzie można zrobić po badaniach socjologicznych, czyli za jakiś czas. Ale widzę w swojej wspólnocie, że mimo trudności z uczestnictwem w standardowych formach duszpasterstwa, ludzie bynajmniej nie porzucili duchowości.

A jak ksiądz sobie radzi z izolacją społeczną, zarządzaniem parafią w czasie pandemii, rzadkim kontaktem z wiernymi?

Kontakt jest, ale mniej masowy. Jest bardziej indywidualny, co akurat jest dobre, bo pozwala zacieśnić relacje z tymi, którzy chcą. To jest cenne. Postrzegam to nie jako uciążliwość, ale jako szansę na zobaczenie innych aspektów relacji z wiernymi.

Udało się np. lepiej poznać konkretnych parafian?

Nie tyle może poznać, co szybko odpowiedzieć na konkretne problemy wywołane pandemią, które ludzie zgłaszali. Trzeba było organizować doraźną pomoc. To pozwala poznać się ludziom między sobą. Prosty przykład: mieliśmy kolędę przez Zooma, rozpisaliśmy trasy kolędowe na krótsze i były sytuacje, że ludzie, którzy wprowadzili się do parafii w trakcie pandemii, nie bardzo mieli kontakt z innymi, także z sąsiadami. Zobaczyli twarze swoich sąsiadów po raz pierwszy na Zoomie, właśnie w trakcie kolędy. Trzeba szukać rozwiązań, aby podtrzymać relacje, bo nie tylko parafie znalazły się w takiej sytuacji, ale wszyscy: szkoły, firmy, placówki różnego typu. Wystarczy posłuchać ludzi i popatrzeć, co się dzieje w innych sektorach i trochę zaimportować rozwiązań. Wiadomo, że to trochę jest proteza, ale lepiej mieć protezę i chodzić niż nie mieć i rozpaczać, siedząc w miejscu.

Rok temu przeżyliśmy Wielki Post w dobie pandemii. Wszystko było inne: akt żalu doskonałego zamiast spowiedzi, nie było normalnych nabożeństw wielkopostnych, nie było Triduum Paschalnego, święcenia pokarmów w Wielką Sobotę. Nauczyliśmy się, jak przeżyć ten czas przygotowania do Wielkanocy, najważniejszych dla chrześcijan świąt, czy w pandemii to nadal trudne?

Odpowiedzialność spoczęła bardziej na poszczególnych osobach. To jest pewnym zasobem tej sytuacji pandemicznej. Trzeba się ogarnąć i powiedzieć: ja sobie muszę to zorganizować, bo to jest moje życie z Bogiem, moja wiara. Nie ma co czekać na księdza, który mi to zorganizuje. Oczywiście, można skorzystać z podpowiedzi i pomysłów. Ale świadomość odpowiedzialności za życie wiary to jedna z rzeczy, która u niektórych się pogłębiła. I to jest cenne. Nowe trudności przynoszą nowe możliwości. Zawsze. Da się wszystko przebudować pod potrzebę chwili. Nie zapomnę Wielkiego Piątku w ubiegłym roku. Mamy w parafii zewnętrzną drogę krzyżową i rano, w Wielki Piątek, zaproponowałem, że kto ma czas, to żeby przyszedł sobie indywidualnie tę drogę krzyżową odprawić, właśnie na zewnątrz. W pewnym momencie przed pierwszą stacją zrobiła się kolejka. Czegoś takiego w życiu nie widziałem. Kolejka do indywidualnego odprawienia drogi krzyżowej - w zwykłej parafii!

Relacja z Bogiem to jedno. Ale zostaje odpowiedzialność duszpasterzy.

Tak, to jest niezmienne. Po to jesteśmy i po to nas parafie utrzymują, abyśmy te impulsy wysyłali i więzy wspólnotowe podtrzymywali. I tutaj media społecznościowe są bardzo dobrym narzędziem. Mamy w parafii grupę na Facebooku, założoną jeszcze przed pandemią, gdzie staramy się relacjonować to, co się w parafii dzieje i angażować ludzi w te działania. Do grupy należy blisko1,5 tysiąca osób. W adwencie mieliśmy rekolekcje, których temat ludzie zaproponowali i potem głosowali poprzez ankietę na Facebooku. Interakcja pomiędzy duszpasterzami a parafianami to jest nowa sytuacja. Wcześniej duszpasterstwo było w znacznie mierze duszpasterstwem podającym. Wychodził proboszcz na ambonę i odczytywał ogłoszenia parafialne, a teraz przez media społecznościowe jest znacznie więcej interakcji i sygnałów zwrotnych. Z tego można skorzystać, jest szansa na szybkie wychwycenie pomysłów i potrzeb parafian.

Wielki Post to rekolekcje, w tym roku w znacznej mierze online. Czy mimo internetowej formy to może być czas odnowy duchowej?

Znów wiele zależy od indywidualnego podejścia. Świadomość odpowiedzialność za życie wiary jest tutaj bardzo ważna.

Część księży otwarcie mówi, że taka proteza: msze online, rekolekcje online nie ma sensu.

Zostawiając na boku trudności techniczne i przeniesienie naszego życia do internetu z konieczności, myślę, że troszkę trudność polega też na tym, że część księży mocno przeżywa fakt, że ich parafianie sięgają po treści wytworzone w innych parafiach. Parafianie im wirtualnie uciekają, co oczywiście budzi pewną niechęć, zrozumiałą, wobec tego, że są wyspecjalizowani kaznodzieje internetowi i ludzie zamiast wiązać się ze swoją parafią, „odlatują” w przestrzeń internetu. To jest wyzwanie i ono rodzi pewną frustrację.

Kiedyś pandemia się skończy, przyjmijmy wariant optymistyczny. Może wcale nie będzie tak, że kościoły zapełnią się wiernymi? Może to przywiązanie do własnej parafii osłabnie na tyle, że tzw. letni katolicy już nie wrócą?

Przedłużający się stan pandemii sprawia, że osoby luźno związane z parafią, które chodziły do kościoła od wielkiego dzwona, już nie wrócą. Pytanie, czy to będzie 30 czy 50 procent wiernych, to się okaże. Co do tego, że będzie spadek, nie mam wątpliwości. I będzie to spadek wyraźny. Drugi proces, który się dokonuje, to odchodzenie młodych, które jest związane nie tylko z pandemią, ale z mniejszą religijnością młodego pokolenia. To pokazują badania nie tylko w Polsce, to się po prostu dzieje i z tym trzeba będzie się zmierzyć. Trzecia kwestia: funkcjonujemy w świecie, w którym duszpasterstwo stało się konkurencyjne. Ludzie będą szli tam, gdzie będzie propozycja, która ich lepiej „karmi”. To efekt mobilności, nie jesteśmy związani z ziemią, z parafią, tylko jesteśmy w stanie wsiąść w samochód i pojechać dwie parafie dalej, jeżeli będzie to warte wydatku na benzynę. Ten proces dokonywał się wcześniej, ale pandemia prawdopodobnie go trochę przyspieszyła. Pytanie, na ile przetrwają po pandemii formy komunikowania się elektronicznego jako normalne formy komunikowania się w duszpasterstwie. Bo im bardziej przetrwają, tym głębszy będzie ten proces. Ale co się stanie, jeśli po pandemii pozamykamy formy elektroniczne - to jest otwarte pytanie.

Porozmawiajmy teraz o księdza działalności w Fundacji Św. Józefa Konferencji Episkopatu Polski, której misją jest pomoc ofiarom pedofilii w Kościele. Jak ksiądz trafił do tej fundacji?

Wcześniej pracowałem w diecezji (katowickiej - red.) w zespole ds. prewencji, byłem jego przewodniczącym. Było to związane z tym, że miałem długie doświadczenie - jako wolontariusz - w pracy wychowawczej z młodymi ludźmi, także takimi, którzy doświadczyli przemocy seksualnej. Miałem też takie sytuacje w kierownictwie duchowym: towarzyszenia osobom pokrzywdzonym. Temat był mi więc bliski z praktyki. Nie mam tego w CV, bo to nie są rzeczy, które się rozgłasza. Moi przełożeni o tym wiedzieli. W pewnym momencie w Fundacji był potrzebny człowiek do zarządu. Nie ustawiła się kolejka kandydatów. A ja się zgodziłem.

Pamiętam księdza ubiegłoroczny i głośny wpis na Twitterze - reakcję na list bpa Janiaka do innych biskupów, w którym oskarżał prymasa Wojciecha Polaka, że ten działa na szkodę Kościoła. Zacytował ksiądz fragment z Ewangelii św. Mateusza: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. „Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili” (Mt 25,40-45). Dlaczego tak często nie potrafimy jako ludzie Kościoła zła nazywać złem, a dobra dobrem? Dlaczego pokusa diabelskiego odwracania tych pojęć jest tak duża?

No bo jest diabelską pokusą, jak pani powiedziała. Jest takie pojęcie w teologii: mysterium iniquitatis, czyli tajemnica nieprawości. To jest jakaś tajemnica w nas. Jesteśmy w stanie jakoś częściowo zbadać to w nas pod kątem psychologicznym, zbadać uwarunkowania takiego działania, coś po ludzku możemy o tym powiedzieć, ale gdzieś pod spodem jest jakaś tajemnica nieprawości człowieka. I wobec niej jesteśmy bezradni. Natomiast potem są rzeczy, które jesteśmy w stanie rozumieć i zmieniać, czyli procesy na przykład organizacja zarządzania, procesy związane z komunikacją instytucjonalną. I to wymaga reformy, nawrócenia. Kościelne struktury zachowały zbyt dużo z układu feudalnego.

I potem mamy wyciszanie albo zamiatanie pod dywan problemów w Kościele.

Zbyt często sprawy niewygodne były ukrywane, tak. To nie powinno się wydarzać, ale wydarzało się na sporą skalę i konsekwencje mamy, jakie mamy. A pod spodem są ludzie, którzy doznali krzywdy, a potem nie otrzymali pomocy. Nie wiadomo, co jest bardziej gorszące: czy to, że doznali krzywdy w miejscu, w którym powinni być zaopiekowani, czy to, że po tym, jak zostali skrzywdzeni, nikt im nie pomógł. Mam wrażenie, że to drugie jest straszniejsze, bardziej gorszące.

Polski Kościół jest gotowy do tego, aby zmierzyć się z problemem pedofilii, nadużyć seksualnych, ale też nadużyć władzy i sumienia?

Nie wiem... Nawet jeżeli nie jest gotowy, to zmierzyć się musi. Jesteśmy na etapie, że wewnątrzkościelna i zewnątrzkościelna opinia dojrzała do tego, że mówi: musimy to wyczyścić. Oczywiście, dalej są środowiska, które są oporne w tej kwestii i robią prawie męczennika z ks. Dymera.

Albo z biskupa Janiaka.

Tak, to jest to samo środowisko. Niestety, część kościelnej opinii publicznej związanej z mediami, jeszcze się z tym nie zmierzyła, więc mamy w Kościele kilka prędkości w tej sprawie. Niektóre media nie informują wiernych nawet o decyzjach Stolicy Apostolskiej. Inne manipulują, usiłując wybielać instytucję. Sam ostatnio doświadczyłem takiej sytuacji, kiedy z mojej wypowiedzi wybrano okrojony fragment i zrobiono z niego tytuł, że niby Kościół poprawnie reaguje na problem. Takie mechanizmy wypierania i negowania to duży kłopot. Bo generuje rosnące napięcie między tymi, którzy domagają się oczyszczenia, a tymi, którzy domagających się oczyszczenia postrzegają jako burzycieli, bo uważają, że nie ma nic do oczyszczenia. A tak uważają, bo byli i nieraz jeszcze są po prostu okłamywani.

Fundacja Św. Józefa Konferencji Episkopatu Polski daje nadzieję, że chociaż niektórym zranionym w Kościele uda się pomóc. Ile osób dotychczas zgłosiło się po pomoc?

Kilkanaście osób ma finansowaną terapię. To są osoby, którym pomagamy bezpośrednio. Fundacja wspiera też różne działania systemowe, np. finansujemy grupy wsparcia w Warszawie i Krakowie, choć z osobami, które z tych grup korzystają, nie mamy bezpośredniego kontaktu. Gdyby policzyć osoby, które korzystają wprost z efektów działania Fundacji, byłoby to kilkadziesiąt osób. Nie prowadzimy dokładnych statystyk dotyczących pomocy pośredniej. Lwia część naszej działalności nastawiona jest na podnoszenie kompetencji osób, które pomagają, np. finansujemy czyjeś studia podyplomowe. To będzie procentować w przyszłości - jako efekt wsparcia przez ileś lat. Nasze działania mają mieć długofalowy efekt, a żeby tak było pomoc musi być przesunięta blisko osoby pokrzywdzonej z jednej strony, a z drugiej, musimy budować system prewencji i obudzić świadomość ludzi na ten problem.

Czyli na przykład będą szkolenia dla księży i katechetów, aby potrafili rozpoznać i wyłapać sygnały świadczące, że dziecko jest ofiarą przemocy?

Tak. Te szkolenia już się toczą. System pomocy ofiarom nie zaczął się od Fundacji Św. Józefa. Najpierw był ojciec Adam Żak, koordynator KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży, który stworzył Centrum Ochrony Dziecka w Krakowie. Ta jednostka naprawdę od lat szkoli ludzi, prowadzą studia podyplomowe z prewencji, a ludzie po tych studiach są w stanie szkolić innych. Teraz jesteśmy jeszcze my, Fundacja, z pieniędzmi, więc jeśli ktoś chciałby takie szkolenie zorganizować, jesteśmy w stanie je sfinansować.

Księża z parafii się zgłaszają?

To jest jeszcze raczej poziom diecezji niż parafii. W tym roku zaczynamy współpracę z Krajowym Ośrodkiem Duszpasterstwa Rodzin, która ma doprowadzić do tego, że w każdej diecezji będzie osoba po studiach podyplomowych, której zadaniem będzie organizowanie właśnie szkoleń dla rodziców, katechetów - wszystkich zainteresowanych w parafiach. Trochę to potrwa zanim zejdziemy pod strzechy, ale to musi być robione kompetentnie.

Fundacja nie zdejmuje odpowiedzialności z diecezji i biskupów w razie zaniedbań i zaniechań w kwestii pedofilii?

Nie. Nie wypłacamy też odszkodowań pokrzywdzonym. Jeżeli osoba zraniona uważa, że powinna dochodzić odszkodowania na drodze cywilno-prawnej, to musi wytoczyć proces konkretnemu duchownemu lub diecezji, albo i duchownemu, i diecezji. Z tego, co wiem, coraz więcej tych procesów się zaczyna i tam, gdzie było zaniedbanie nadzoru, tam te odszkodowania prawdopodobnie będą przyznawane. Bardziej skomplikowana sytuacja jest wtedy, kiedy nie było zaniedbania nadzoru, reakcja była prawidłowa, wtedy zasadniczo diecezja nie jest wprost odpowiedzialna, więc kwestia zdobycia odszkodowania jest trudniejsza, bo sprawcy nie zawsze mają wystarczający majątek. I to będą sprawy, które sądy dopiero muszą rozpracować. My, jako Fundacja, możemy np. przejąć finansowanie terapii osoby pokrzywdzonej, albo opłacić dalszą edukację, której taka osoba nie była w stanie dokończyć.

Ludzie zranieni wrócą kiedyś do Kościoła? Jest na to szansa?

Ci, którzy zwracają się o pomoc do Fundacji, wytrwali, ta więź nie została zerwana. Ci, którzy więź zerwali wewnętrznie, raczej się z nami nie kontaktują. Nie wiem, jak będzie.

Czyli nie wiadomo dokładnie, ile takich osób zranionych jest.

Tak, nie jesteśmy w stanie podać żadnych precyzyjnych statystyk.

A w przybliżeniu, aby oszacować skalę tego problemu w Kościele?

Mniej więcej wiemy, w oparciu o dane z ostatnich lat, kiedy system zgłoszeń zaczął sprawnie funkcjonować.

To ile może być osób takich osób?

Nie mam dokładnych świeżych danych - za ostatnie dwa lata taka ankieta będzie dopiero przygotowywana przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego. Takich przypadków w ciągu roku jest ok. 200, z czego większość to są ujawnione przypadki stare, czyli nie dziejące się teraz sprawy, tylko ujawniają się osoby pokrzywdzone, kiedy nabrały odwagi. Pytanie, czy to jest dużo czy mało. Biorąc pod uwagę, że mamy czterdzieści diecezji plus zakony, to wyjdzie nam ok. dwa przypadki na diecezję/zakon. To jest za dużo, o te dwa za dużo. Natomiast raport ISKK o zgłoszeniach za okres od 1990-2018 (do czerwca) mówi o 379 sprawcach i około 660 pokrzywdzonych (przy czym ujęte w tych liczbach przypadki wykorzystania sięgają głęboko wstecz, do lat 50. XX wieku). Raport został przygotowany na podstawie ankiet z diecezji. Pokazuje zatem skalę zgłoszeń, a nie skalę problemu.

Ile może potrwać proces rozliczania w polskim Kościele? Czy to będzie jak w Irlandii, albo w USA?

Odpowiem mętnie: trudno powiedzieć. To zależy od bardzo wielu czynników. Po pierwsze, od sprawności działań pomocowych. Im bardziej ośmielimy osoby pokrzywdzone, tym bardziej śmiało będą się ujawniać i szybciej ten proces będzie zachodził. Z drugiej strony, jest uwarunkowanie zachowaniem przełożonych kościelnych. I tu bardzo dużo zależy od tego, czy będzie jednoznaczny sygnał: chcemy się oczyścić i za tym sygnałem będą szły konkretne działania, to pójdzie to szybciej. Jeżeli będą sygnały bez działań, czyli niewiarygodne, to nam się to wydłuży. A jeżeli w ogóle będą sygnały sprzeczne, to będziemy mieć sytuację najgorszą i ciągnącą się w nieskończoność. A ceną jest wiarygodność Kościoła, czyli wiarygodność naszej opowieści o Jezusie.

Na razie mamy za dużo sygnałów sprzecznych płynących z najwyższych szczebli Kościoła.

No tak. Dlatego ja nie jestem hiperoptymistą w tej sprawie.

Rozmawiała: Maria Olecha-Lisiecka

***

Ks. dr Grzegorz Strzelczyk - ur. w 1971 roku w Piekarach Śląskich. Teolog, prezbiter archidiecezji katowickiej, proboszcz parafii św. Maksymiliana Kolbego w Tychach, członek zarządu Fundacji Św. Józefa Konferencji Episkopatu Polski, której misją jest pomoc ofiarom pedofilii w Kościele. Odpowiada też za formację kandydatów do diakonatu stałego w archidiecezji katowickiej.

Bądź na bieżąco i obserwuj

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Galaktyczny Lewy - również na kadrze?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska