Trzy strzały na Rubinkowie. Kto zabił właściciela kantoru?
- Wiele razy radziłem mu nawet, aby zmienił ten nawyk, bo chodzący z taką teczką współwłaściciel kantoru, wygląda jak człowiek noszący przy sobie sporo gotówki – tak zeznawał w czasie śledztwa jeden z jego znajomych.
Obejrzyj koniecznie: Tak rodziło się Rubinkowo! Archiwalne zdjęcia
A co Włodzimierz W. nosił w tym neseserze? Znajomi mężczyzny twierdzili, że nie było w nim niczego, co miałoby większą wartość. Podobno zwykle miał tam drugie śniadanie i jakieś firmowe dokumenty. Czy aby na pewno?
Włodzimierz W miał też inne nawyki. Do swojego mieszkania na toruńskim osiedlu Rubinkowo wracał zwykle o tej samej porze i taką samą trasą. Wynikała ona równie z usytuowania kantoru w centrum Torunia przy bardzo ruchliwej ulicy.
Mężczyzna miał do przystanku tramwajowego kilkanaście metrów. Od miejsca, w którym wysiadał, też nie było daleko do domu i mimo że czasami wracał do niego około godziny 20, ulice i chodniki toruńskiego Rubinkowa nie były puste. Bo ta dzielnica wyższych i niższych bloków z wielkiej płyty do dziś nazywana jest jeszcze czasami wielka sypialnią Torunia, gdzie ciągle mieszka kilkadziesiąt tysięcy ludzi.
Przed wyjściem z firmy Włodzimierz W. zawsze też dzwonił do swojej wspólniczki. Zrobił tak samo 2 czerwca 1998 roku. Powiedział jej, że tego dnia utarg nie był zachwycający, schował pieniądze do sejfu i mniej więcej o tej samej porze co zwykle wsiadł do tego samego tramwaju, co w każdy inny dzień.
Polecamy: Najtrudniejsze słowa z gwary toruńskiej. Sprawdź czy je znasz!