Kto zapłaci za błędy?

Z powodu nieprawidłowości przy przeprowadzeniu przetargu na remont ulicy Hallera miasto musi oddać 418 tysięcy złotych unijnej dotacji.

<!** Image 2 align=none alt="Image 187559" sub="Ulica Hallera jest najnowocześniejszą w mieście z traktem rowerowym na całej długości Fot.: Anita Etter">Przypomnijmy - inwestycja zakończona przed rokiem warta była ponad 16 milionów złotych. Połowa środków pochodziła z Unii Europejskiej. Urząd Marszałkowski, rozliczający całe przedsięwzięcie, doszukał się jednak błędów i nakazał zwrot części kwoty (około 350 tysięcy złotych wraz z odsetkami). Przed uwzględnieniem korekty w budżecie sprawą na ostatniej sesji zainteresował się radny Łukasz Mizera (SLD), domagając się m.in. wyjaśnienia przyczyn, dla których samorząd musi oddawać część dofinansowania.

- Chciałbym się dowiedzieć, czy wyciągnęliście państwo jakiekolwiek konsekwencje wobec osób, które popełniły te błędy. Czy poczuwacie się do jakiejkolwiek odpowiedzialności? - dopytywał prezydenta i jego zastępców.

- Od samego początku nie zgadzamy się z korektą finansową nałożoną przez Urząd Marszałkowski - tłumaczył wiceprezydent Marek Sikora. - Zapłacimy, ale niezależnie będziemy starali się dochodzić swoich praw przed sądem. Kilka dni temu prezydent podpisał pozew sądowy do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w tej sprawie.

<!** reklama>Błędy wytknięte przez Urząd Marszałkowski wiceprezydent Sikora nazywa „błahymi rzeczami”. Pierwszy dotyczy zapisu w dokumentach przetargowych, który zobowiązywał potencjalnego oferenta do przedłożenia zaświadczenia z ZUS-u i KRUS-u. Tymczasem zgodnie z ustawą, zamiast „i” powinno być „lub”. Drugi zaś odnosi się do faktu, że w listopadzie 2010 roku, gdy inwestycja miała się zakończyć, Zarząd Dróg Miejskich wydał pisemną decyzję o wstrzymaniu robót.

- Chodziło o to, aby wymalowanie oznakowania poziomego nie odbywało się przy ujemnych temperaturach - wyjaśniał wiceprezydent. - Urząd Marszałkowski był o tym fakcie poinformowany, ale po czasie zarzucił nam, że zaplanowanie końca inwestycji w listopadzie bez informacji o możliwym przedłużeniu do kwietnia bez winy wykonawcy mogło spowodować, że niektórzy oferenci mogli do przetargu nie przystąpić.

Faktem, że zwrot dofinansowania nie odbywa się po raz pierwszy (w październiku miasto musiało oddać niecałe 800 tysięcy złotych za błędy przy przetargach na rewitalizację nabrzeża i modernizację ulic starego miasta), wyraźnie zaniepokojony był radny Jan Nogal (Wspólny Grudziądz), przewodniczący komisji rewizyjnej:

- Czy prezydent podjął jakieś działania, żeby tego typu sytuacje się nie powtarzały? - dociekał.

- Przy drogowych projektach unijnych specyfikację przetargową przygotowuje Zarząd Dróg Miejskich, następnie weryfikuje komórka od zamówień publicznych w Urzędzie Miejskim, a oprócz tego kontrolują to niezależnie radcy prawni z ratusza i ZDM - tłumaczył wiceprezydent.

Sławomir Szymański, szef klubu radnych PiS/RdG, domagał się odpowiedzi na pytanie, czy prezydent wyciągnął jakieś konsekwencje wobec osób odpowiedzialnych za te zaniedbania.

- Jeszcze nie ma wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Dopiero po jego orzeczeniu możemy dyskutować o odpowiedzialności - bronił się prezydent Robert Malinowski.

Ubiegłoroczny przypadek (dotyczący wspomnianych 800 tysięcy złotych) nie trafił jednak do sądu, więc radni zażądali informacji o nim. Wiceprezydent przyznał w końcu, że zostały wyciągnięte konsekwencje personalne.

- Osoby przygotowujące tamte przetargi zostały stosownie ukarane - odpowiedział.

- Pan wiceprezydent ukarał urzędników, a sam będąc odpowiedzialny za inwestycje w tym mieście, przyjął w ubiegłym roku sporą premię. Pewnie z ciężkim sercem - spuentował ironicznie radny Łukasz Mizera.