Aż dziw bierze, że sztuki izraelskiego dramatopisarza Hanocha Levina z oporami przebijały się na łamy polskich czasopism teatralnych i na polskie sceny.
<!** Image 2 align=none alt="Image 157140" sub="Karina Krzywicka, Jarosław Felczykowski, Grzegorz Woś, Mirosława Sobik, Paweł Tchórzelski i Jolanta Teska w scenie z przedstawienia / Fot. Grzegorz Olkowski">A przecież to wybitna literatura! Wielowarstwowa, dozująca śmiech i tragizm, dosadność i poezję w znakomitych proporcjach.
<!** reklama>„Urodziłam się dla tego dnia” - tak o ślubie jedynaczki mówi matka panny młodej z „Zimowych ceremonii” (oryginalny tytuł - „Zimowy pogrzeb. Burleska w ośmiu odsłonach”). A ojciec, podsumowując swoje życie, do największych osiągnięć prócz owego ślubu córki zalicza... kupno lodówki. Żeby było zabawniej, dumny nabywca lodówki swoje słowa kieruje do mędrca, medytującego o sensie życia „czterdzieści lat w śniegach Himalajów”. Ot, malutki los „pity naparstkiem”, by użyć słów noblistki. A przecież nad takimi ludzkimi mrówkami jak rodzice pannny młodej, wiodącymi, wydawałoby się, beznadziejnie nieciekawe życie, Levin pochyla sie z czułością. Wyśmiewa ich małość, ale widzi wielkość ich prób pozostawienia po sobie śladu, tragizm ich zmagań z przemijaniem.
Bo „Zimowe ceremonie” to piękna metafora walki życia ze śmiercią, zabawna i wzruszająca.
Przedmieście Tel Awiwu. Stary kawaler Laczek Bobiczek obiecuje umierającej matce, że na jej pogrzebie obecna będzie cała rodzina. Czyli cztery osoby: on - syn oraz siostrzenica zmarłej z mężem i córką. Tylko jak spełnić obietnicę, gdy pogrzeb musi (żydowskie nakazy religijne są w sprawie terminu pochówku nieubłagane) odbyć się w dniu, na który wyznaczono ślub kuzynki? Tłumy weselników zaproszone, stosy kurczaków upieczone... Ciotka i jej bliscy postanawiają uciec przed Laczkową złą nowiną. Dokąd? Może na plażę! A jak trzeba to i w... Himalaje. Najwyższe, najbardziej nie do zdobycia miejsce na Ziemi! Tylko czy są takie miejsca, do których śmierć nie trafi?
Jestem admiratorką teatru, w którym podstawą jest słowo dobrego dramaturga (autora dramatów, a nie kierownika literackiego) i uważne tego słowa czytanie. A taki jest teatr Iwony Kempy - przy tym oszczędny w środkach i precyzyjny, bazujący na świetnym, zespołowym aktorstwie. Tak jak w „Zimowych ceremoniach”.
Scena niemal pusta, jedynie żółtawa ściana, która w pewnym momencie zamieni się w spadzisty dach salonu piękności dla panien młodych. Kilka krzeseł, drzwi, które wnosi z sobą do domu ciotki Laczek (pomysłowy symbol bariery nie do pokonania). Stos białych poduszek, gdy mowa o śniegach Himalajów. Gra światłem, muzyka z cytatami z „Requiem” Mozarta i „Skrzypka na dachu” Bocka. I tyle. Całą resztę surrealistycznej chwilami historii wspaniale przedstawiają swą grą aktorzy, z których szczególnie zachwyca Jolanta Teska jako Szracja, matka panny młodej, arcyzabawna a przecież tragiczna, najzagorzalsza „rzeczniczka wyższości ślubu nad pogrzebem”. Czyli wyższości życia nad śmiercią...
Hanoch Levin „Zimowe ceremonie. Burleska w ośmiu odsłonach”, przekład Agnieszka Olek, reżyseria i scenografia Iwona Kempa, scenografia i kostiumy Anna Sekuła, muzyka Bartosz Chajdecki
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?