Złamanym obojczykiem i gipsem skończyła się zabawa na przerwie w jednej z podstawówek niedaleko Torunia.
<!** Image 3 align=none alt="Image 170506" sub="W części szkół w razie wypadku uczniowie mogą skorzystać z pomocy pielęgniarki. Na zdjęciu Jolanta Pilarska ze SP nr 32 w Toruniu / Fot. Archiwum">Rodzice poszkodowanej dziewczynki mają pretensje, bo szkoła nie poinformowała ich o wypadku.
- Przyszedłem po córkę po lekcjach i bardzo się zaniepokoiłem, gdy zobaczyłem ją zapłakaną. Opowiedziała mi, że kolega przez przypadek uderzył ją głową w ramię. Stało się to godzinę wcześniej, a wychowawczyni nie zareagowała na łzy dziecka. Córka mimo bólu siedziała na zajęciach i próbowała uczestniczyć w lekcji - opowiada zdenerwowany ojciec 7-letniej Oli. - Nikt do mnie nie zadzwonił i nie poinformował, że z moim dzieckiem dzieje się coś złego.
<!** reklama>Po wyjściu ze szkoły nasz Czytelnik poszedł z córką do lekarza. Okazało się, że dziewczynka ma złamany obojczyk i trzeba założyć gips. Jej prawe ramię i ręka będą unieruchomione co najmniej przez kilkanaście dni.
- Nie dziwię się rozżaleniu rodziców. Mają do tego pełne prawo - mówi Maria Kreft, starszy wizytator w Delegaturze Kuratorium Oświaty w Toruniu. - W pierwszej kolejności należało udzielić pomocy poszkodowanemu dziecku. Jeśli w szkole nie ma lekarza czy pielęgniarki, to i tak musi być ktoś z personelu przeszkolony w zakresie pierwszej pomocy. Potem należało powiadomić rodziców. Tu błąd nauczyciela jest ewidentny.
Przypadek Oli to nie wyjątek. Pracownikom kuratorium poskarżyli się rodzice chłopca, który spadł z drabinki podczas WF-u. Nauczyciel zignorował wypadek i kazał dziecku posiedzieć na ławce, aż mu przejdzie. Zareagował dopiero, kiedy ręka mocno spuchła. Okazało się, że upadek skończył się złamaniem kości.
Kwestie bezpieczeństwa w szkołach reguluje specjalne rozporządzenie ministerstwa edukacji. Kilka lat temu resort wraz z Komendą Główną Policji opracował wytyczne dla placówek oświatowych dotyczące m.in. narkotyków, agresji, bójek itp. Te dwa dokumenty miały stać się podstawą dla dyrektorów szkół do stworzenia wewnętrznych procedur dotyczących bezpieczeństwa.
- Każda placówka bez wyjątku musi coś takiego mieć, a nauczyciele powinni być poinformowani, jak w podobnych przypadkach postępować. Rodzic ma prawo o takie procedury zapytać i domagać się wyjaśnień, czy w konkretnym przypadku były one przestrzegane. Jeśli nie, to dyrektor szkoły powinien wyciągnąć konsekwencje wobec nauczyciela, który złamał obowiązujące zasady - tłumaczy Maria Kreft. - W sytuacji, gdy dyrektor będzie bronił wychowawcy i odrzucał argumenty rodziców, ci mogą zgłosić się o pomoc do nas.
- Rozumiem, że wypadki się zdarzają i o to pretensji nie mam. Boli mnie tylko znieczulica i lekceważenie, które mocno podważyły moje zaufanie do szkoły - dodaje rozgoryczony ojciec.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?