Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Magister w promocji - 999 zł za sztukę

Tekst Grażyna Ostropolska, Rys. Łukasz Ciaciuch
Firmy zatrudniające pisarzy prac magisterskich nie narzekają na brak zamówień. - Takie czasy! - cieszą się ich założyciele. - Studenci zarobkują, promotorzy pracują na kilku etatach, więc nasz interes kwitnie...

Firmy zatrudniające pisarzy prac magisterskich nie narzekają na brak zamówień. - Takie czasy! - cieszą się ich założyciele. - Studenci zarobkują, promotorzy pracują na kilku etatach, więc nasz interes kwitnie...

<!** Image 2 align=none alt="Image 186849" >

„Tylko teraz! Wszystkie prace dyplomowe w stałej, niskiej cenie 999 zł” - reklamuje się w Internecie jedna z takich firm. Gotową pracę dostarczy w ciągu 10-14 dni od przekazania wpłaty na jej konto, wystarczy podać imię, maila, temat i objętość pracy oraz kierunek studiów. „Gotowe prace nie podlegają poprawką (oryginalna pisownia - przyp. red.)” - uprzedza.<!** reklama>

„Nasz serwis powstał w odpowiedzi na nierzetelność innych firm” - odcina się od taniej konkurencji kolejny sprzedawca. „Czy można napisać pracę magisterską za 5 lub 7,5 zł za stronę?” - zadaje pytanie i sam na nie odpowiada: „Co najmniej połowę ceny pochłania koszt promocji firmy w internetowych wyszukiwarkach. Jedna czwarta to zysk serwisu i tyle samo płacicie Państwo za jedną stronę zamówionego tekstu” - tłumaczy i dyktuje swoją stawkę: 39 zł za stronę. Obiecuje, że zamówiona praca przejdzie przez antyplagiatowy system. Daje gwarancję, że usunie plik ze swojego archiwum po 2 tygodniach od wysyłki tekstu.

Każdy sprzedawca zastrzega, że wykonane dzieło to tylko „wzór do napisania własnej pracy magisterskiej” i że nie ponosi odpowiedzialności za jego niezgodne z przepisami (o prawie autorskim oraz art. 272 kk) wykorzystanie przez nabywcę.

„Istniejemy od 1991 r., zatrudniamy etatowych pracowników, a z naszego serwisu skorzystało już 15 tys. osób” - uwiarygadniają się kolejni pisarze magisterskich prac. Zamówienia przyjmują przez „24 godziny na dobę” i

wystawiają faktury VAT.

Takich ofert są w Internecie dziesiątki. Rozmawiamy z przedstawicielem firmy, która reklamuje się jako „grupa wykształconych w wielu dziedzinach nauki specjalistów, prowadzących zarejestrowaną działalność” i „świadcząca usługi w dziedzinie edukacji”. Pytamy, czy edukację, którą ogranicza do sprzedawania magisterskich prac, uważa za etyczną.

- Nie mamy sobie nic do zarzucenia - odpowiada nasz rozmówca, prosząc o nieujawnianie nazwy serwisu i tak to argumentuje: - Rozliczamy się z fiskusem, mamy ubezpieczenie, a nasi redaktorzy co miesiąc otrzymują wynagrodzenie, od którego też odprowadzamy podatki, więc działamy jak normalna firma, a kwestia etyki to bardzo złożony problem...

Tę złożoność sprzedawca „wzorów prac” widzi tak: - Problem zaczyna się na uczelni. Prowadzący seminaria pracują na kilku etatach, mają po kilkudziesięciu, a nawet kilkuset magistrantów, dla których nie mają czasu i to ich nieetyczne zachowanie przenosi się na studenta. Jeśli nie może on liczyć na promotora, bo ten nie prowadzi z nim rozmów i konsultacji, to szuka pomocy w takich firmach jak nasza.

Firma ta istnieje rok i na brak zleceń nie narzeka, bo... - Czasy są takie, że studenci muszą wcześnie zaczynać życie zawodowe. Wracają do domu około 19 i nie są w stanie pisać pracy, bo są wykończeni psychicznie - nasz rozmówca przekazuje to, co słyszy od klientów. Oprócz „zapracowanych” trafiają też do niego

lenie i kombinatorzy.

Kim są ci, którzy piszą za nich prace i kasują gotówkę? - Najczęściej pracują dla nas osoby, które się doktoryzują oraz bezrobotni absolwenci szkół wyższych. Czasami zatrudniamy studentów, pod warunkiem, że mają wiedzę w dziedzinie, którą chcą się zająć - wyjaśnia właściciel serwisu. Jak ich weryfikuje i co się stanie, jeśli dostarczona przez pisarza praca się nie obroni? - To już wewnętrzna sprawa firmy - słyszymy.

Każda z kupczących dyplomowymi pracami firm chwali się profesjonalizmem, tymczasem na forach internetowych nie brakuje głosów ludzi nabitych w butelkę. Kupiona przez kogoś praca okazała się sprzedanym już parokrotnie plagiatem. Ktoś wpłacił 500 zł zaliczki na konto kogoś, kto miał mu napisać pracę i ta osoba zniknęła. Inny zgodził się zapłacić 18 zł za każdą ze 100 stron zamówionego gotowca, a trzy dni przed terminem wysyłki firma zażądała 35 zł za stronę, tłumacząc to „niespodziewanym nadmiarem pracy”.

- Taki szantaż nie należy do rzadkości - ostrzegają się internauci. Na dalszy plan schodzą dyskusje o etyce.

„Praca magisterska ma zaświadczać o osiągnięciu pewnych umiejętności, więc „pisarz” pomaga w oszustwie i osiąganiu nienależnych korzyści” - czytamy na blogu Harrego, który prowokuje do dyskusji, zamieszczając na swojej stronie reklamy pisarzy magisterskich prac. „Tworzymy pseudoelitę, deprecjonujemy posiadanie tytułu i uczelnie, ale jeśli ich wykładowcy to cieniasy, to niech się nie dziwią, że kwitnie rynek pisania prac magisterskich, licencjackich i zaliczeniowych” - cytujemy z Internetu i przechodzimy do naszej regionalnej rzeczywistości.

- Powstawanie i popularność takich firm skutkuje tym, że kwalifikacje i umiejętności siły roboczej w Polsce

będą w dużej mierze fikcją

- ostrzega dr Michał Cichoracki, socjolog z bydgoskiego UKW. Jego zdaniem, wiele zależy od promotora, a konkretnie od liczby studentów, uczestniczących w jego seminarium. - Nie powinno ich być zbyt wielu, by prowadzący miał możliwość profesjonalnego i uczciwego sprawdzania na bieżąco ich prac - uważa socjolog. Sam ma w tym roku siedmiu seminarzystów i stara się ich kontrolować. - Jeśli przeciętny student zaczyna używać w swojej pracy takich słów jak immanentny, geometria nieeuklidesowa itp. to mogę się domyślać, że nie jest ona samodzielna. Często też proszę studenta, by pokazał mi w książce fragment, który cytuje w swojej pracy i to jest taka wyrywkowa weryfikacja - Cichoracki podaje przykłady i zaznacza, że nie jest w stanie wykluczyć tego, że ktoś mu się spod kontroli wymknie i połakomi na zakup gotowca. - Promotorzy nie mogą być Świętą Inkwizycją, bo nie da się wprowadzić etycznych zachowań wzmożonym nadzorem - konkluduje naukowiec.

- Studia nie są dla wszystkich i ci, którzy je podejmują, powinni mieć świadomość, że praca magisterska, podsumowująca ich naukę, musi być samodzielna - przypomina Tomasz Zieliński, rzecznik UKW. Pamięta, że już w końcu lat 90. XX w. pojawiły się na tej uczelni ogłoszenia o pomocy przy pisaniu pracy. - Wywieszano je wraz z numerem telefonu na uczelnianych korytarzach, w bibliotece i akademikach. Pracownicy UKW upewnili się, że są to oferty napisania za kogoś magisterskiej pracy i polecili je usuwać - wspomina rzecznik. Ani on, ani rzecznik toruńskiego UMK nie przypominają sobie, by któregoś ze studentów tych uczelni złapano

na gorącym uczynku

zakupienia pracy magisterskiej i ukarano. - Złapaliśmy na plagiacie jednego z magistrów i zakończyło się to dla niego postępowaniem dyscyplinarnym - wspomina dr Marcin Czyżniewski, rzecznik UMK i dodaje: - Wytropienie kupionej pracy będzie łatwiejsze, jeśli promotor będzie miał co najwyżej 10 studentów na seminarium magisterskim, a tym samym kontrolę nad kolejnymi etapami ich pracy.

Zjawiskiem przedstawiania cudzych prac jako swoich zainteresowała się socjolog Beata Bielska z UMK. Prowadząc własne badania przeanalizowała to, co na temat plagiatów i kupowania magisterskich prac napisano. W swojej pracy powołuje się, m.in., na badania przeprowadzone na 607 studentach toruńskiej uczelni przez Zespół Realizacji Badań Instytutu Socjologii UMK „Pryzmat”. Dotyczyły one „podziemia studenckiego”. Z wywiadów oraz socjologicznego eksperymentu (symulacja zakupienia pracy na określony temat), przeprowadzonych przez studentów pod opieką Moniki Kwiecińskiej i Elwiry Piszczek, wynika, że 87 proc. studentów UMK nie bierze pod uwagę zakupu pracy dyplomowej, ale 27 proc. z nich spotkało się z taką sytuacją. Do kupienia pracy przyznało się 14 studentów tej uczelni.

- O ile ankietowani sami nie przyznają się do zakupu prac, to aż 72 proc. z nich jest przekonanych, że ten proceder jest wśród studentów UMK popularny - komentuje wyniki Beata Bielska. - Lenistwo, brak czasu, umiejętności lub wiary w siebie - tak uzasadniano zakup gotowych prac. Za napisanie pracy licencjackiej toruńscy studenci gotowi byli zapłacić od 800 do 1500 zł. Cena była barierą tylko dla 41 proc. badanych - dodaje. Beatę Bielską zainteresowały też wyniki badań Agnieszki Gromkowskiej-Melosik, która przeprowadziła sondaż wśród studentów zaocznych i dziennych z Wybrzeża. Ci pierwsi tak tłumaczyli fakt podstawiania cudzych prac jako swoje: „Chodzi o papierek, więc o co chodzi?” lub „Trzeba przejść wykładowców”. Studiujacy w trybie dziennym usprawiedliwiali się tak: „To jest układ - nikt nic nie widzi” lub „Przykład idzie z góry”.

Z badań prof. Mariusza Jędrzejko z warszawskiej SGGW wynika, że 14 proc. studentów uczelni publicznych i 32 proc. z uczelni niepublicznych korzysta z już napisanych prac bez podania źródła, a co dziesiąty spotkał się z ofertą zakupu cudzego dzieła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska