Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Dołęga o występie w Londynie i dalszej karierze

Sławomir Kabat
- Najlepszym lekarstwem jest trening - mówi sztangista Zawiszy. - Spróbuję wykorzystać jeszcze jedną szansę i przygotować się do przyszłorocznych mistrzostw świata w Warszawie.

- Najlepszym lekarstwem jest trening - mówi sztangista Zawiszy. - Spróbuję wykorzystać jeszcze jedną szansę i przygotować się do przyszłorocznych mistrzostw świata w Warszawie.

<!** Image 3 align=none alt="Image 194977" sub="Marcin Dołęga od 20 lat dźwiga ciężary. Nie wyobraża sobie dalszej kariery bez kontynuowania współpracy z trenerem Grzegorzem Chruściewiczem, z którym trenuje od 2000 roku. Szkoleniowiec ten doprowadził zawodmika m.in. do trzech tytułów mistrza świata. Fot.: TYMON MARKOWSKI">

Marcin Dołęga jest jednym z największych przegranych w polskiej reprezentacji, która wróciła z igrzysk w Londynie. Pewny kandydat do złotego medalu spalił trzy próby w rwaniu, kiedy na sztandze miał założone 190 kg i nie został sklasyfikowany w zawodach.<!** reklama>

Czy 2 tygodnie po starcie na olimpiadzie potrafi Pan wytłumaczyć przyczyny porażki?

Nie potrafię jeszcze wyciągnąć wniosków. Rozmawiam ze swoim indywidualnym trenerem Grzegorzem Chruściewiczem na różne tematy, ale start na igrzyskach to na razie dla mnie temat tabu.

Na poprzednich igrzyskach w Pekinie w 2008 roku przegrał Pan brązowy medal tylko różnicą masy ciała. Od Rosjanina Dmitrija Łapikowa był Pan zaledwie 7 dekagramów lżejszy. Tym razem wydawało się, że miał Pan jeszcze bardziej ułatwioną drogę do podium, bo tuż przed startem wycofali się z powodu kontuzji dwaj faworyci kategorii do 105 kg Rosjanie Dmitrij Kłokow i Chadżimurat Akkajew. Złoty medalista w dwuboju uzyskał w Londynie 412 kg, podczas gdy Pan osiągnął 1,5 miesiąca wcześniej na MP wynik o 10 kg lepszy.

Wiem, że złoty medal miałem podany na tacy, ale go nie podniosłem i muszę żyć z tą świadomością. W sporcie może się wszystko zdarzyć, potrzebne jest też szczęście. W Londynie w kategorii 85 kg swoje próby spaliło aż sześciu zawodników. W Pekinie z kolei w trakcie jednej z prób sędziowie mieli problem ze sprzętem elektronicznym. Moja próba opóźniła się o 8 minut. Dla mnie to oznaczało dodatkową rozgrzewkę, przygotowanie się do dwóch podejść i niepotrzebne nerwy, które w konsekwencji przekładają się na wynik.

Jak otoczenie zareagowało na Pana występ?

- Jestem pozytywnie zaskoczony. Pomogła mi rodzina, najbliżsi. Otworzyłem Internet, swojego bloga i zobaczyłem mnóstwo wzruszających listów ze słowami wsparcia i żądaniem kibiców, którzy chcą znów mnie oglądać na pomoście. Nawet mój główny sponsor zapowiedział, wywiąże się ze wspólnej umowy, którą podpisaliśmy do lutego przyszłego roku.

Po spotkaniu u prezydenta Bydgoszczy w poprzedni czwartek zapowiedział Pan, że ogłosi decyzję dotyczącą dalszej kariery w czwartek na konfrencji prasowej w Warszawie. Czy już ją Pan podjął?

Czuję się mocny fizycznie, ale słaby psychicznie. Spróbuję wykorzystać jeszcze jedną szansę i przygotować się do mistrzostw świata jesienią przyszłego roku w Warszawie. Być może, jeśli będę w formie, wiosną wystartuję w mistrzostwach Europy. Wiem, że najlepszym lekarstwem dla mnie, aby zapomnieć o porażce, jest trening. Dlatego dziś idę już po raz trzeci na siłownię, aby przygotować się do startu w drużynowych mistrzostwach Polski 8 września w Bydgoszczy.

Brak medalu na igrzyskach, przy wcześniejszej rezygnacji z udziału w mistrzostwach Europy oznacza nie tylko utratę wysokich nagród, ale i stypendium ministerialnego.

- Pozostanie mi etat w Wojskowej Grupie Sportowej (co miesiąc 2500 zł - dod. SK.) i możliwość dorobienia startami w Bundeslidze.

W jednym z wywiadów opowiedział Pan, jakie poważne problemy zdrowotne i kontuzje dotykają sztangistów na skutek przeciążeń.

Powiedziałem prawdę. Wiele osób poparło mnie, że ktoś zdecydował się głośno o tym mówić. Uprawiając sport na wysokim poziomie jesteśmy narażeni na kontuzje. W naszym środowisku funkcjonuje powiedzenie - sport to zdrowie, a zawodowstwo to kalectwo.

Związek odebrał Pana wywiad jak atak na dyscyplinę. Czy Pan również przyłącza się do ruchu, który zamierza wprowadzić zmiany w polskim związku, czytaj zmienić prezesa?

Nie biorę udziału w zbliżającej się kampani wyborczej. Jeśli jednak na łamach portalu związku atakuje mnie jego rzecznik, nie mogę pozostać bierny. O swoim treningu i stanie zdrowia powiedziałem, jak jest w rzeczywistości. Trzeba ciężko trenować, żeby były wielkie sukcesy. Kontuzje wpisane są w nasz zawód, podobnie jak w innych dyscyplinach. Nie chcę mieszać się w sprawy związku, ale od 10 lat jestem w kadrze i nic się nie zmieniło. Na szczęście związek specjalnie mi nie przeszkadzał, ale też, niestety, nie pomógł. Potrzeba zmian, a przede wszystkim dopływu świeżej krwi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska