Marek Nienartowicz: Na Wrzosowisku wiceprezydent znalazł się pod ostrym ostrzałem [FELIETON: MINĄŁ TYDZIEŃ]

Ledwie tydzień minął od rozważań o politycznej przyszłości posła Girzyńskiego po jego głosowaniu za kolejną kadencją prezesa Glapińskiego z Narodowego Banku Polskiego, a w tak zwanym międzyczasie pojawiła się inna koncepcja jej dotycząca. Ponoć parlamentarzysta ów miałby z koleżanką i kolegami z czteroosobowego sejmowego koła Polskie Sprawy stworzyć partię Polska Nas Potrzebuje. A w zasadzie przyłączyć się do niej, bo zdążył ją założyć eksposeł i ekseuroposeł Grabowski, niegdyś nawet kandydat na prezydenta RP z ułamkowym wynikiem. Poseł Girzyński do współpracy z nim publicznie się przyznał, ale do koncepcji partyjnej już nie. W tej sytuacji taki wariant jego powrotu na wyborczą listę PiS, czyli jako nowy koalicjant, by odpadał.

Zapomnieć oczywiście nie można, że w kole PS jest jeszcze jeden parlamentarzysta z okręgu z Toruniem i okolicą. To poseł Szramka, rzecz jasna. On z kolei – co też publicznie przyznał – z koleżeństwem z koła o stworzeniu nowej partii myśli. Niektórzy twierdzą jednak, że jeszcze mocniej myśli, by wystartować w wyborach na burmistrza Brodnicy. I to – jakby nie patrzeć – byłoby pewnie rozwiązaniem w skomplikowanej rzeczywistości poszukiwania listy w wyborach do Sejmu. A te – przypomnieć nie zaszkodzi – mają być tej samej jesieni co samorządowe. Czyli jesienią przyszłego roku.

A posłanka Scheuring-Wielgus z Lewicy pochwaliła publicznie prezydenta Dudę. Bo – jej zdaniem – w temacie Ukrainy zachowuje się jak mąż stanu. Tym razem jej występ w temacie ukraińskim był indywidualny, bo w radiu, nie – jak tuż po rosyjskiej agresji – wraz z innymi parlamentarzystami różnych opcji z Torunia. Czyli bez wsparcia – broń Boże – choćby posłów Lenza i Myrchy. Co do posłanki, to jeden z jej kolegów z Lewicy, też publicznie, stwierdził, że widzi w niej w przyszłości premiera. Okazało się jednak, że ona w sobie bardziej ministra od kultury jednak dostrzega. I to może być słuszna koncepcja, bo kiedyś, także podczas wizyty w radiu, posłanka miała problem z rozszyfrowaniem skrótu PFRON. Dla przypomnienia wszystkich i także utrwalenia nie tylko u parlamentarzystki – chodzi o Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.

W Toruniu z kolei mieliśmy ciąg dalszy dyskusji o przyszłości terenu na skraju Wrzosów, Wrzosowiskiem zwanym. Realizować się w niej musiał wiceprezydent Gulewski z PO. No i dostrzec w tym wypada ciekawostkę. Bo wiceprezydent Gulewski znalazł się pod ostrym ostrzałem zarzutami, że nie słucha tak zwanego czynnika społecznego. A do ostatnich wyborów samorządowych toruńska PO szła z zapowiedzią tego słuchu mocnego wyostrzenia. Może to przypadek, a może nie, że na najbardziej wybuchowy odcinek władzy prezydent Zaleski skierował człowieka z PO. Oprócz Wrzosowiska są jeszcze przecież inne „zielone” kontrowersje, choćby wokół Kępy Bazarowej czy Parku Miejskiego. Wiceprezydenta z PiS trudno sobie wyobrazić w debatach o tematach tych czy innych konsultowanych społecznie. Wiadomo – tu centralizm, tam decentralizm. Za to wiceprezydent z PO poznaje trudne konsultacji oblicze. Tym trudniejsze że konsultujący i debatujący to w wymiarze samorządowym potencjalny elektorat tej partii.

Choć trudno dziś przewidzieć, kto, w jakich konfiguracjach do wyborów za półtora roku pójdzie. A po tej stronie toruńskiej sceny samorządowej, oprócz PO (czy też KO), jest wspomniany czynnik społeczny, który rady okręgu opanował i z nich zapewne będzie Radę Miasta szturmował. Jest też mimo wszystko lewica i chyba ludzie od ekskandydata Hołowni, których objawienie się w Toruniu tygodnie temu zapowiadano, ale nadal ich nie widać.