Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mateusz Masternak: Nadal chcę jechać do Tokio. Olimpijski medal jest w moim zasięgu

Tomasz Biliński
Tomasz Biliński
Mateusz Masternak: Nadal chcę jechać do Tokio. Olimpijski medal jest w moim zasięgu
Mateusz Masternak: Nadal chcę jechać do Tokio. Olimpijski medal jest w moim zasięgu Karolina Misztal/Polska Press
- Przełożenie igrzysk skomplikowało moją sytuację, bo po Tokio chciałem wrócić do boksu zawodowego. Ale swojego postanowienia nie zmieniam. Wykorzystując swoje doświadczenie, patrząc na walki o medale olimpijskie i przy odrobinie szczęścia, to medal jest w moim zasięgu - ocenia były mistrz Europy w boksie Mateusz Masternak, który obecnie jako żołnierz pomaga w walce z koronawirusem.

Pięściarz boi się koronawirusa?
To duże zagrożenie i daje wiele do myślenia. Stosuję wszystkie środki zapobiegawcze. I chyba tak, mogę powiedzieć, że się boję.

Bardziej obawia się pan o zdrowie, czy o to, czy będzie miał za co żyć?
To inny problem. Jest uciążliwy i skłania do kolejnych przemyśleń, zwłaszcza o karierze, bo nie wiadomo, ile ta cała sytuacja będzie trwać. Choć osobiście nie skupiam się tylko na boksie, bo pracuję w wojsku, więc mam za co żyć. Jednak kariera sportowa dziś mocno cierpi.

Wprawdzie są przypadki, że bokserzy mają pensje, ale częściej otrzymują gaże za walki. Dziś nie ma gdzie walczyć.
To bardzo trudna sytuacja, my, pięściarze, nie wiemy na czym stoimy, więc trudno zaplanować sobie życie. Przed osobami, dla których gaże były jedynym źródłem utrzymania, stoi jeden wielki znak zapytania. Dużo zależy też od sponsorów i tego, jak oni odczuli czy odczują kryzys wywołany pandemią. Tym bardziej, że - jak wspomniałem -nie wiemy, kiedy wszystko wróci do normy. Tymczasem trzeba żyć, opłacać rachunki i inne zobowiązania. Mam to szczęście, że nie jestem zależny tylko od sportu. W 2018 r. zostałem żołnierzem zawodowym, więc co miesiąc dostaję pensję.

Piotr Małachowski też jest żołnierzem. Mówił mi, że bardzo sobie ceni tą pracę, bo daje mu stabilizację, mimo że nie raz słyszał, po co mu ona.
W ostatnich latach nie walczyłem zbyt często. Zastanawiałem się, co robić. Siedzenie i trenowanie bez jasnej przyszłości bardzo męczyło mnie psychicznie. Wciąż czegoś szukałem. Poskładałem wszystko do kupy i postawiłem na wojsko. I dziś cieszę się, że jestem jego częścią. To dla mnie stabilizacja, na pewno. Poznałem wielu wspaniałych ludzi. Wykonuję zawód bardzo szlachetny, co jest dla mnie niezwykle ważne. Mam możliwość rozwoju. Nie wiem, kto ma jakie wymagania i na jakim poziomie żyje. W swojej karierze miałem różne wypłaty za pojedynki - mniejsze i większe. Moim zdaniem pieniądze w wojsku są bardzo przyzwoite, dzięki którym mogę spać spokojniej. Z wojskiem wiążę swoją przyszłość, po karierze sportowej. Chcę też zostać trenerem, z czego wyżyć się nie da, ale będę mógł spokojnie łączyć obie funkcje. Swoją drogą, dużo chłopaków pytało mnie, po co idę do wojska, bo tyle co zarobię tam w miesiąc, mógłbym dostać w tydzień jako trener personalny. Ciekawe, jakie dziś jest ich zdanie. Niektórzy pewnie wyją do nieba, bo nie mogą prowadzić treningów, a koszty stałe ponoszą.

33-letni Mateusz Masternak stoczył 46 zawodowych walk, wygrał z nich 41.

Jako żołnierz walczy pan z koronawirusem?
Bezpośrednio nie, ale w związku z sytuacją mam dużo dodatkowych zadań.

A jak radzić sobie z trójką małych dzieci w domu podczas pandemii?
Więcej na ten temat mogłaby powiedzieć moja żona, bo ja wychodzę rano do pracy i wracam po południu. Ale nie jest łatwo, nasze dzieci są „rozrzucone” - jeden syn jest w wieku szkolnym, drugi przedszkolnym, a córeczka ma półtora roku. Chłopaki dostają od nauczycielek dużo materiałów do realizacji, więc żona wciela się w prywatną nauczycielkę. Z racji tego, że mniej trenuję, staram się jej pomagać więcej. Najwięcej na dworze, chłopaki mi pomagają, bo są na takim etapie, że wszystko chcą robić z tatą. Patrząc z tej perspektywy, obecna sytuacja jest plusem, bo dzieci korzystają na naszej obecności. Na wszystko jest czas, a wcześniej zwykle go brakowało.

Coś ciekawego zdążył pan zrobić w domu?
Aktualnie dokręcam panele wiklinowe do płotu. No i moja trawa odżywa, bo częściej niż zwykle ją podlewam.

Rozmawiamy przed świętami. Jak one będą wyglądały ze względu na zalecane ograniczenia?
Spędzimy je w piątkę, z pozostałymi pozostały nam wideopołączenia. Chociaż tyle. Pewnie, że w drugi dzień świąt chcielibyśmy spotkać się z bliższymi znajomymi, jednak nie tym razem. Ale żeby było pozytywnie, to zawsze mama mi mówiła: pamiętaj, za dłuższe czekanie, lepsze śniadanie! Być może jak się trochę ludzie odizolują, to później ich relacje się polepszą.

Mateusz Masternak: Boks olimpijski jest inny od zawodowego. Zależy, na ile zdążę dostosować do niego swoje ciało.

Jak wygląda pana trening w czasach zarazy?
Ciężko, bo nie mam w domu worka. Tydzień temu zamówiłem przez internet, ale jeszcze nie doszedł, dzwoniłem w tej sprawie, ale nie wiem, kiedy mogę się go spodziewać. Raz wyszedłem biegać, ale potem mnie straszyli, że mogę dostać mandat 500 zł, więc odpuściłem. Mam skakankę, ketle, trenuję na gumach, podciągam się na drążku, walczę z cieniem, do tego gimnastyka. Dla chcącego nic trudnego. No i ćwiczę co drugi dzień. Dla mojego ciała to dobrze, bo mam tendencję do przetrenowywania się. Nawet jak nie miałem walki przez pół roku i trenerzy mi mówili, żebym wyluzował, to nie potrafiłem. Może więc teraz mój organizm odpocznie, co zaprocentuje, gdy będę szykował się do pojedynku.

W październiku 2019 r. zawiesił pan karierę zawodową i zdecydował się wrócić do boksu amatorskiego, by walczyć o igrzyska olimpijskie. Ich przełożenie to dla pana dobra wiadomość?
Z perspektywy przygotowań, na pewno tak, o ile sytuacja pozwoli. Powinienem mieć więcej walk, a na turniejach będę mógł poznać czołówkę, z którą mam nadzieję spotkać się w Tokio. Choć nie ukrywam, bo myślałem, że w tym roku spróbuję się zakwalifikować do igrzysk i po nich wrócić do boksu zawodowego. Teraz wszystko się skomplikowało.

Mam pan 33 lata, dla pięściarza to jeszcze nie koniec.
Oczywiście, wicemistrz z 2016 r. Lorenzo Sotomayor ma dziś 35 lat, u nas Karolina Koszewska ma 38 i wciąż radzi sobie bardzo dobrze. Wiek nie jest problemem, choć wiadomo, że czasu do zakończenia kariery jest coraz mniej. Ale swojego postanowienia nie zmieniam i chcę wystąpić w Tokio za rok.

Mateusz Masternak: Gdybym nie wierzył, że mogę zdobyć olimpijski medal, to bym tego nie robił.

Ostatni olimpijski medal w boksie, brązowy, zdobył w 1992 r. Wojciech Bartnik. Wiadomo, że jako sportowiec chce pan osiągnąć jak najwięcej, ale naprawdę widzi pan siebie na podium w Tokio?
Gdybym w to nie wierzył, to bym tego nie robił. Jak patrzę na boks olimpijski, to trudno mi ocenić, czy on jest łatwiejszy czy trudniejszy. Jest inny. Wszystko zależy, na ile zdążę przystosować swoje ciało do boksu szybszego, bardziej dynamicznego i bardziej chaotycznego. W zawodowym ringu pewne rzeczy inaczej można rozwiązywać, wyczekać rywala, wciągnąć w jakąś grę. W olimpijskim boksie na nic nie ma czasu. Jeśli przegrasz w nim jedną rundę, to jakbyś w zawodowym przegrał cztery. Natomiast uważam, że wykorzystując swoje doświadczenie, patrząc na walki o medale olimpijskie i przy odrobinie szczęścia, to medal jest w moim zasięgu.

Nie boi się pan oszustw, jakie zostały udowodnione po poprzednich igrzyskach? 36 sędziów zostało wykluczonych.
Wygląda na to, że MKOl bardzo fajnie rozwiązał problem. Z nowym systemem miałem styczność podczas kwalifikacji w Londynie, a zasady dotyczą też pozostałych kontynentów. Chodzi m.in. o ocenianie sędziów. Na igrzyska pojadą ci, którzy otrzymają najwięcej punktów. Zobaczmy, co z tego wyjdzie na dłuższą metę, ale początek był bardzo optymistyczny. W walkach, które oglądałem w Londynie, nie miałem wrażenia, żeby ktoś został skrzywdzony. Co innego jak byłem w styczniu w Bułgarii, gdzie nie było tych zasad. Niektóre walki były żartem. Wystarczyło spojrzeć na obsadę sędziowską przed pojedynkiem i z 70-80 proc. pewnością można było wskazać jego zwycięzcę. W Londynie wyglądało to inaczej, lepiej. Oby tak było dalej.

Zanim kwalifikacje zostały przerwane przez koronawirusa zdążył pan wygrać przed czasem jedną walkę. Jak ją pan ocenia po miesiącu?
Podobał mi się mój timing i tempo. Gdzie się rywal ruszył, to go łapałem - prawym, lewym podbródkowym, mimo że pojedynek trwał pół rundy, to trzy-cztery razy mocno go uderzyłem. Nawet jak szedł do ataku, to nie wkładał w niego dużo energii, bo bał się kontry. Musiał odczuć te ciosy. Za to nie podobało mi się, że oddałem przeciwnikowi za dużo miejsca. Nic mi nie zrobił, ale optycznie to on na mnie naciskał, a chcę, żeby było odwrotnie. W każdym razie mam nad czym pracować i w każdej walce, niezależnie od wyniku, czegoś się uczyć.

Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]

ZOBACZ TEŻ:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Mateusz Masternak: Nadal chcę jechać do Tokio. Olimpijski medal jest w moim zasięgu - Sportowy24

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska