Zostało po nim tylko parę fotografii i pamięć, dla której utrwalenia wiele zrobiła jego córka Krystyna.
[break]
Dziadek Mikołaj urodził się w 1890 r. w podpoznańskiej Wierzenicy. Tam upłynęło jego dzieciństwo i młodość, tam 101 lat temu w modrzewiowym kościele św. Mikołaja poślubił Józefę z Kijaków, o rok młodszą koleżankę z tej samej wsi. Oboje przeprowadzili się do Poznania, gdzie urodziło się czworo ich dzieci: Zygmunt, Leokadia (moja Mama), Wacław i Krystyna. Wkrótce po wybuchu I wojny dziadek został powołany do pruskiej armii. Brał m.in. udział w bitwie pod Verdun. Dwa razy cudem uniknął śmierci; opowiadał, że stało się to za sprawą różańca.
W 1919 r. wstąpił do Wojska Polskiego. Służył w 1. Batalionie Aeronautycznym w Poznaniu, który w 1920 r. walczył na froncie wojny polsko-bolszewickiej. W 1922 r. batalion został przemianowany na Aerostatyczny, rok później - Balonowy. Wtedy Dziadka przeniesiono służbowo do Torunia. Dwa lata później sprowadził tutaj rodzinę, która zamieszkała najpierw przy ul. Kochanowskiego, później przy Szkolnej (obecnie Łączna) na Stawkach. W Toruniu urodziło się jeszcze troje dzieci: Barbara, Ludwika i Helena. Dziadek służył w 1. Baonie Balonowym w stopniu starszego sierżanta. Jako majster wojskowy - szykowacz przygotowywał do lotu sterowce i balony. Przysposabiał balony do udziału w popularnych wtedy krajowych zawodach balonów wolnych - o puchar im. płk. Aleksandra Wańkowicza i międzynarodowych - o puchar im. Gordona Bennetta. Balon „Polonia II” przygotowany przez niego w 1935 r. zwyciężył w Warszawie, a w 1937 r. w Brukseli był drugi. W nagrodę Dziadek otrzymał Brązowy Krzyż Zasługi przyznany przez Ministerstwo Spraw Wojskowych. W rodzinnych rozmowach, także po wojnie, często mówiło się o tych zawodach i zwycięskich aeronautach: kpt. Zbigniewie Burzyńskim, kpt. Antonim Januszu czy inż. Franciszku Janiku.
Ostatnia wspólna droga
Po wybuchu wojny, w nocy z 3 na 4 września 1939 r., przyjechał żołnierz z rozkazem stawienia się w koszarach. „Ojciec podszedł do nas, śpiących - wspomina ciocia - obudził mnie i powiedział tylko: „Krysia, już idę”, pochylił się i pocałował mnie w czoło. Tak samo pożegnał się z moją starszą siostrą Leokadią. Kiedy odszedł, obie bardzo płakałyśmy. Odprowadziła go nasza mama. Czekała, aż samochód z naszym ojcem odjedzie. Ten kawałek drogi, z domu do samochodu, był ich ostatnią drogą wspólnie przebytą”.
Transport wojskowy, którym jechał, został zbombardowany w Kowlu na Wołyniu. Ci, którzy przeżyli, dostali się do niewoli sowieckiej. Jeniecka droga Dziadka wiodła przez Moskwę, Zaporoże i Odessę. Z niewoli dotarły jego ocenzurowane listy. On sam otrzymał tylko jeden, choć wysłaliśmy ich wiele. W swoim ostatnim napisał: „Dostałem list od Krysi. Czytam go codziennie, znam go już na pamięć. Niedługo wrócę. Niech te maluchy modlą się za mnie”. „Maluchy” - to trzy najmłodsze córki: 8-letnia Basia, 5-letnia Wisia i półtoraroczna Lucia. „Szczególny brak naszego ojca odczuwaliśmy w święta Bożego Narodzenia i 6 grudnia w dniu jego imienin” wspomina ciocia Krysia, która w 1940 r. w zadedykowanym mu wierszu napisała: „Dziś dzień imienin jest Twych Tatusiu,/ Ty na rosyjskiej przebywasz ziemi,/ I Ci nie złożę dziś moich życzeń,/ Byś w chwilach smutku cieszył się nimi. / I Ci nie powiem, jak Cię kocham szczerze,/ Jak bardzo pragnę, abyś do nas wrócił/ Z ziemi nam obcej, dalekiej, nieznanej,/ Na którą los Cię wojenny rzucił”.
Wierzyliśmy w jego powrót
Dziadek Mikołaj w 1942 r. trafił do armii gen. Andersa. Wyczerpany trudami niewoli został wysłany do szpitala wojskowego w Indiach.
Po wojnie rodzina długo wierzyła w jego powrót. W 1947 r. ciocia Krysia napisała do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Genewie, skąd przyszła odpowiedź:
„Mikołaj Pawłowski, sierżant, zmarł w Bombaju w szpitalu wojskowym na tyfus plamisty, dnia 30 kwietnia 1942 r.”. Babcia długo nie wierzyła w jego śmierć. Po śmierci Babci (w 1991 r.) jej grób dzięki tabliczce ufundowanej przez jej zięcia, Benedykta Stawskiego, z napisem: „Ś.P. Mikołaj Pawłowski, ur. 27.11.1890 r., zmarł 30.04.1942 r. w Indiach”, stał się też symboliczną mogiłą jej męża. Nie zaprzestano jednak rodzinnych poszukiwań tej prawdziwej; przed dwoma laty okazało się, że znajduje się brytyjskim cmentarzu wojennym w Pune w zachodnich Indiach.
Wspomnieniem o dziadku „po mieczu”, Józefie Wielgoszewskim, podzieliłem się z Czytelnikami 8 grudnia 2012 r. z okazji stulecia urodzin Leonarda Torwirta. Choć Dziadek Józef zmarł w 1971 r., pamiętam zapach jego cygar i woń drewna w jego warsztacie stolarskim przy Pracowni Konserwacji Zabytków na ul. Chełmińskiej. Pamiętam barwę jego głosu i opowieści z 85-letniego życia, którymi się z nami się dzielił.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?