<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Takie odkrycia zdarzają nam się nie tylko w kinie. Że ten niby zły tak naprawdę nie jest wcale taki najgorszy, a ten niby kryształowy to - jak się bliżej przyjrzeć - wyjątkowa wredota. Że przy dzisiejszym szumie informacyjnym i sprycie różnych macherów od tumanienia publiki trudno powiedzieć, kto właściwie jest owieczką, a kto wilkiem. Kto się tylko na chwilę potknął, a kto ma w szafach masę trupów. Dokładnie o takich odkryciach opowiada nam „Angielska robota”.
Bo choć to przede wszystkim przednio zmajstrowany kryminał o skoku na bank - gdzie idealnie wymiksowano i dowcip, i grozę, i napięcie - to jednak jest tu też pewna wartość dodana. Oglądamy Londyn lat 70., złote czasy, kiedy poprzednia rewolucyjna epoka zmieniła już obowiązujące wcześniej normy moralne i obyczaje, ale gdy nie ma jeszcze różnych hamulców lat 80., z AIDS na czele. No i obserwujemy szyderczo dwulicowych polityków, skorumpowanych policmajstrów, rozwiązłych purytanów, lewicowo-antyrasistowskiego guru, który jest zwyczajnym bandziorem podziwianym przez matołków, a w końcu rzezimieszków, którzy są zdecydowanie mniej straszni niż gęba, przyprawiana im zazwyczaj. Po prostu świat odwróconych znaków, czyli samo życie.
<!** reklama>Swoją drogą owych rzezimieszków trapi pewien syndrom znany od zawsze w każdym środowisku. Oto śledzimy perypetie grupki facetów, którzy robią małe rzeczy, bo do tego się nadają - ale jednocześnie ciągle wierzą, że tak naprawdę wielkie wyzwanie przed nimi. I kiedyś coś im się trafi. Zwykle na tej wierze się kończy, ale niektórym zdarza się, że pewnego dnia przychodzi to coś wielkiego. No i wtedy zaczynają się problemy, bo do wyzwania nie każdy dorasta.
Co ciekawe, „Angielska robota” to wariacja na temat autentycznego, bardzo tajemniczego skoku stulecia z lat 70. Pewnego dnia gromada złodziejaszków okradła skrytki bankowe. No i zrabowała, poza ogromną kwotą pieniędzy, również najróżniejsze cudeńka. W rzeczywistości wiele osób nigdy nie przyznało się do tego, co miało w skrytkach, twórcy filmu fundują nam więc różne rozważania - a to, że były tam zdjęcia kompromitujące rodzinę królewską, a to, że lista skorumpowanych gliniarzy. Liczba owych trupów w szafie robi się oszałamiająca, szczególnie że szaf tu wiele. Efekt jest oczywiście taki, że po skoku szczęśliwi złodzieje ścigani są przez kogo tylko można. Choć oficjalnie te ścigające ich wilki w skórach owieczek muszą milczeć.
„Angielska robota” jest już na ekranach od paru tygodni, ale trudno było nie zauważyć tego filmu, bo to jedna z ciekawszych wakacyjnych premier. Niby zwykła ballada o skoku, standardowo sklecona: montowanie grupy, sama operacja. późniejsze kłopoty. Tyle że tym razem zagrało tu wszystko. Od aktorów po muzykę.
„Angielska robota”, reż. Roger Donaldson