Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miłość, choroba i kasa

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
Pan P. ma 71 lat. Jeszcze w lipcu formalnie był prezesem spółdzielni, którą rządził ponad dwie dekady. Złożył rezygnację z funkcji, gdy gazety doniosły o akcie oskarżenia.

<!** Image 2 align=right alt="Image 217973" sub="- To ja jestem ofiarą. Próbuje się ode mnie wyłudzić pieniądze - twierdzi oskarżony Wojciech P
[.Fot. Jacek Smarz]">Pan P. ma 71 lat. Jeszcze w lipcu formalnie był prezesem spółdzielni, którą rządził ponad dwie dekady. Złożył rezygnację z funkcji, gdy gazety doniosły o akcie oskarżenia.

26 czerwca Prokuratura Rejonowa Toruń Centrum Zachód wniosła go do sądu, zarzucając Wojciechowi P. oszukanie byłej kochanki. W ten sposób, że zdając sobie sprawę z jej złego stanu zdrowia (dezorientacja co do czasu, miejsca i własnej osoby) doprowadził ją do niekorzystnego dysponowania mieniem. A konkretnie do zrzeczenia się współudziału w mieszkaniu za 90 tysięcy zł, których de facto miała nie otrzymać. - Za czyn ten grozi kara pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 8 lat - mówi Mariusz Rosiński, szef wspomnianej prokuratury.

Oświadczyny na wieży Eiffla

Konkubinat Wojciecha P. z młodszą o kilkanaście lat kobietą trwał około 10 lat. Przez cały ten czas mężczyzna pozostawał jednak w związku małżeńskim z inną panią, do której zresztą po latach wrócił.

- Cała ta sprawa boli tym bardziej, że pan P. deklarował, iż kocha moją matkę. Pamiętam, jak chwalił się, że oświadczył się jej na wieży Eiffla - wspomina pani Joanna, córka oszukanej kobiety, reprezentująca jej interesy.

Za sprawą pana P. kochanka dostała w spółdzielni wysokie, odpowiedzialne stanowisko. Jak oświadcza jej córka, zarabiała ok. 15 tysięcy zł miesięcznie. Prezes i kobieta zamieszkali w kupionym wspólnie mieszkaniu przy ul. Bolta, na toruńskim osiedlu Na Skarpie. Jak twierdzi pani Joanna, znajdowało się w nim wiele drogich mebli, sprzętów agd/rtv i kosztowna biżuteria. Ich los też wymaga wyjaśnienia.

<!** reklama>

Szpital i opieka

W grudniu 2008 r. konkubina trafiła do szpitala, w którym jednoznacznie rozpoznano u niej chorobę Alzheimera. Stwierdzono, że jej stan neurologiczny wskazuje na dezorientację co do czasu, miejsca i własnej osoby. Już wtedy kobieta wymagała stałej opieki i pomocy drugiej osoby.

Wojciech P. był osobą uprawnioną do odbioru i dysponowania dokumentacją medyczną kobiety. Zatem - doskonale zdawał sobie sprawę ze stanu jej zdrowia.

Od wiosny 2009 roku chorą zaczęła opiekować się wynajęta przez pana P. opiekunka. Sprzątała mieszkanie, robiła zakupy, gotowała i podawała leki (w tym: psychotropowe). Kobieta już nie dysponowała sama pieniędzmi, nie wychodziła samodzielnie z domu, nie odbierała telefonów. Pan P. wyprowadził się. - Moja matka strasznie to przeżyła. Choroba w tym okresie rozwijała się u niej bardzo szybko - dodaje pani Joanna.

Notariusz i pieniądze

9 czerwca 2009 roku Wojciech P. wraz z chorą kobietą udał się do notariusza. W akcie notarialnym wartość 80-metrowego mieszkania oszacowano na 180 tysięcy zł, co już może budzić wątpliwości. Większe jednak wzbudziło zrzeczenie się przez kobietę współudziału we własności lokalu - za 90 tysięcy zł, które rzekomo miała dostać do ręki od Wojciecha P. i pokwitować. - Wskazywanie przez pana P., że te pieniądze mojej matce przekazał, w sytuacji, gdy już jako pełnomocnik do jej konta opłacał opiekunkę i zakupy, jest absurdem - podkreśla pani Joanna. Jej punkt widzenia przyjęła też prokuratura, sporządzając akt oskarżenia. Nie doszło jednak do tego gładko.

„Kontakty i znajomości”

W lipcu 2011 roku chora kobieta trafiła na oddział dzienny Zakładu Pielęgnacyjno-Opiekuńczego przy ul. Ligi Polskiej w Toruniu. Miejsce tutaj, jak twierdzi córka, załatwił jej pan P.

Wobec konieczności uregulowania sytuacji chorej, na prośbę kierownictwa wspomnianego zakładu, pani Joanna wystąpiła do sądu z wnioskiem o ubezwłasnowolnienie matki. Stało się to jesienią 2011 roku. W międzyczasie jednak Wojciech P. skierował do sądu inny wniosek - o ustanowienie go opiekunem prawnym ubezwłasnowolnionej. Właśnie w trakcie tego postępowania wyszło na jaw, co wydarzyło się 9 czerwca 2009 roku („sprzedaż” współwłasności mieszkania przez konkubinę).

Córka zdecydowała się zawiadomić prokuraturę o podejrzeniu popełnienia oszustwa. Uczyniła to w kwietniu 2012 roku. Dołączyła historię choroby matki, wyniki badań, np. tomografii komputerowej. Wniosła, m.in., o przesłuchanie w charakterze świadków, opiekunki mamy i lekarki z zakładu opiekuńczego. Pismo do prokuratury zakończyła tak: „Wobec faktu, iż podejrzany jest osobą publiczną, która deklaruje kontakty i znajomości we wszystkich instytucjach, w tym w organach ścigania, przesyłam zawiadomienie do wiadomości Prokuratury Generalnej. Osobiście nie wierzę w aż tak szerokie wpływy tegoż człowieka, jednakże w zaistniałych okolicznościach przesłanie akt również do Prokuratury Generalnej wydaje mi się w pełni uzasadnione”.

Po zażaleniu do sądu

Toruńscy śledczy najpierw odmówili wszczęcia postępowania w tej sprawie. - Na naszą odmowę opiekun kobiety (córka - przyp. red.) wniósł zażalenie do sądu, który to nakazał przeprowadzić postępowanie w pełnym zakresie. I tak się stało - mówi prokurator Mariusz Rosiński.

W toku przeprowadzonego śledztwa biegli medycy potwierdzili, że w czerwcu 2009 r. stan zdrowia chorej torunianki „nie pozwalał jej na swobodne i świadome podjęcie decyzji i wyrażenie woli w przedmiocie (...) sprzedaży jej udziałów w lokalu”. Prokurator doszedł też do wniosku, że Wojciech P. nakłonił kochankę do pokwitowania 90 tysięcy zł, ale pieniędzy jej nie przekazał.

To ja jestem ofiarą!

Oskarżony nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że to on w tej sprawie jest ofiarą. - Cała ta sprawa to szyta grubymi nićmi intryga; próba wyłudzenia pieniędzy ode mnie - przekonuje Wojciech P. - Udowodnię swoją niewinność przed sądem. Mam dobrego adwokata i świadków. Jestem człowiekiem uczciwym i religijnym. Nigdy nie dopuściłbym się czynów, o które jestem oskarżany.

Pan P. usiłował już dowodzić, że była konkubina zrzekła się współwłasności mieszkania, ponieważ bardzo potrzebowała 90 tysięcy złotych. Na co? Ot, choćby na spłatę kredytu, który zaciągnęła, aby kupić mieszkanie córce. Ten argument pani Joanna jednak zbiła, przedstawiając potwierdzenia spłat rat kredytu od czerwca 2008 roku do października 2009 roku, czyli w kluczowym okresie. Spłaty następowały regularnie, trudno więc przyjąć argument pana P., jakoby pani Joannie pilnie trzeba było pomóc finansowo.

Zakaz sprzedaży „M”

Decyzją sądu to pani Joanna, a nie mężczyzna, została opiekunem prawnym chorej matki.

Proces karny Wojciecha P. powinien ruszyć jesienią 2013 roku. Równolegle jednak toczy się sprawa cywilna z powództwa pani Joanny o stwierdzenie bezskuteczności sprzedaży udziału we współwłasności mieszkania przez jej matkę na rzecz pana P. W tym przypadku sąd zabezpieczył powództwo, zakazując mężczyźnie sprzedaży lokalu do czasu prawomocnego rozstrzygnięcia sprawy.

W toku jest także sprawa możliwego przywłaszczenia sobie przez Wojciecha P. garażu chorej konkubiny. Tutaj spółdzielnia mieszkaniowa odpisywała pani Joannie, że - co prawda - właścicielem jest jej matka, ale to pan P. reguluje rachunki i w związku z tym odmówiono jej przesyłania informacji o opłatach czynszowych.

Jak to ze zdrowiem jest?

Jeszcze niedawno wydawało się, że oskarżony Wojciech P. może mieć kłopoty ze stawianiem się do sądu. Przeszedł poważną operację kardiochirurgiczną. Pół roku przebywał na zwolnieniu chorobowym.

W czerwcu tego roku miał dostarczyć spółdzielni mieszkaniowej zaświadczenie od lekarza medycyny pracy o tym, że jest gotów wrócić do pełnienia obowiązków. Ten jednak orzekł niezdolność. - Nie mogłem pogodzić się z tą niesprawiedliwą decyzją. Fakt, przeszedłem operację, ale i skuteczną rehabilitację - mówił nam Wojciech P. w ostatnich dniach lipca. Ostatecznie walkę o zdolność do pracy wygrał. W procesie zatem powinien uczestniczyć.


Fakty

Wokół zdrowia i fotela oskarżonego

Wojciech P. od wydanej mu w Toruniu przez lekarza decyzji o niezdolności do pracy odwołał się wyżej. Co ciekawe, ową niezdolność stwierdziła przychodnia zdrowia, której dyrektorem jest członek rady nadzorczej spółdzielni mieszkaniowej.

W lipcu Wojewódzki Ośrodek Medycyny Pracy przyznał rację Wojciechowi P. Stwierdził, że jest jednak zdolny do pracy i może wracać do prezesowskich obowiązków.

Ta wygrana otwierała Wojciechowi P. drogę do powrotu na fotel prezesa spółdzielni. Był już tego bliski, gdy media podały informację o jego oskarżeniu. Sam zrezygnował z funkcji. Przejął ją jego dotychczasowy zastępca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska