Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Minister Szyszko i bażanty. Polowanie czy rzeź?

Małgorzata Oberlan
OHZ w Grodnie - działa pod auspicjami Polskiego Związku Łowieckiego. Kierownik ośrodka - Łukasz Piecyk - nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. We wtorek był w siedzibie, ale  zamknął drzwi na cztery spusty. Telefony rozłączał. „PZŁ istnieje od blisko 100 lat i zrzesza ponad 120 000 osób reprezentujących wszystkie rejony kraju oraz praktycznie wszystkie grupy społeczne: rolników, leśników, lekarzy, nauczycieli, służby mundurowe, polityków, księży, emerytów”  - pisze  o sobie sam PZŁ.
OHZ w Grodnie - działa pod auspicjami Polskiego Związku Łowieckiego. Kierownik ośrodka - Łukasz Piecyk - nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. We wtorek był w siedzibie, ale zamknął drzwi na cztery spusty. Telefony rozłączał. „PZŁ istnieje od blisko 100 lat i zrzesza ponad 120 000 osób reprezentujących wszystkie rejony kraju oraz praktycznie wszystkie grupy społeczne: rolników, leśników, lekarzy, nauczycieli, służby mundurowe, polityków, księży, emerytów” - pisze o sobie sam PZŁ. Jacek Smarz
Ptaki wypuszczane wprost pod lufy myśliwych to polowanie czy rzeź? Temat budzi kontrowersje. Podobnie jak doniesienia, że w takiej akcji uczestniczył Jan Szyszko, minister ochrony środowiska.

Ośrodek Hodowli Zwierząt w Grodnie pod Toruniem od dawna zarabia na polowaniach. Zaprasza na łowy na grubszego zwierza. „Jednak przede wszystkim na polowania zbiorowe na bażanty; gwarantowane duże pokoty. Posiadamy własną bazę hotelową z klimatem i doskonałym wyżywieniem. Zapraszamy!” - czytamy na facebookowym profilu ośrodka.

Jak ustalił portal Wirtualna Polska, w takim polowaniu na bażanty uczestniczył 11 lutego br. Jan Szyszko, minister ochrony środowiska. Rzecznik resortu temu nie zaprzecza. Na pytania dziennikarzy odpowiada tylko, że „minister zawsze stara się sam pokryć koszty polowania”. Finanse, owszem, to wątek istotny. Najważniejszym jednak wydaje się pytanie, co tak naprawdę odbywa się w Grodnie: polowania czy strzelnica za pieniądze?

Wylęgarni dawno nie ma

Mieszkańcy okolic Grodna, Mirakowa i Zalesia bez specjalnego skrępowania rozmawiają o polowaniach, które tutaj odbywają się od lat. Od lat także przyjeżdżają na nie „szychy z Warszawy”, niezależnie jaka opcja akurat rządzi krajem. Tak przynajmniej twierdzą miejscowi.

Polecamy: Czy znasz tablice rejestracyjne w Polsce?

-Tyle że kiedyś ośrodek miał wylęgarnię bażantów. Potem zaczął kupować 3-dniowe pisklęta i hodował. Ostatnio nie robi nawet tego. Kupuje wyrośnięte ptaki w jednym celu: zarobić na wypuszczeniu je pod lufy myśliwych - relacjonują mieszkańcy.

Wielu z nich ma okazję zarobić sobie przy polowaniach. Mężczyźni jako naganiacze, kobiety - przy skubaniu bażantów. Okolica tutaj biedna, więc każda złotówka się liczy. Relacje mężczyzn szokują.

Wcześnie rano bażanty są zaganiane z wolier do klatek (nazywanych przez miejscowych skrzynkami). Gdy stawią się myśliwi, ptaki wypuszcza im się wprost pod lufy. Żeby łatwo było trafić...

Zobacz też

Pierwsze dwa dni imprezy (7-8 marca) to tzw. dni prasowe, tradycyjnie przeznaczone są dla dziennikarzy. Dla zwiedzających drzwi genewskiej wystawy będą otwarte od 9 do 19 marca.

Genewa 2017. Kobiety i szybkie samochody [ZDJĘCIA]

Czytaj dalej - kliknij poniżej:

- Jak pada deszcz i bażant ma mokre skrzydła, to trzeba go nawet kilka razy podrzucić. Ślepy by nie trafił - mówi pan M. - Wiadomo, że to takie polowanie „na niby”. Ale ja nie narzekam, bo zarobek dobry.

Oczywiście, nie każdy bażant ginie w ogniu. - Wtedy aportuje go pies. Bażant jeszcze żyje i cierpi, ale pies o tym nie ma pojęcia - opowiadają mieszkańcy okolic Grodna. Każdorazowo zabijanych jest po kilkaset ptaków. 11 lutego miało być ich około 500.

Czytaj też: Polisa OC. Właściciele których marek samochodów płacą najwięcej?

Tradycją w Grodnie, podobnie zresztą jak w innych tego typu miejscach, są „zakończenia”. Finał polowania oznacza najczęściej męskie picie alkoholu, konsumpcję (można zamówić pieczonego prosiaka) i inne atrakcje. Jakie? O tym w okolicy krążą legendy. Chodzi o organizowanie damskiego towarzystwa i ciągnące się imprezy. No, ale być może to tylko legendy...

Prawo, etyka i koszty

Jak wynika z orzeczenia Sądu Najwyższego z 2011 roku, zgodnie z prawem łowieckim, można polować tylko na zwierzynę pozostającą w stanie wolnym. Czy strzelanie do bażantów, wypuszczanych z klatek wprost pod lufy myśliwych to jeszcze polowanie? Nawet według części myśliwych to żadne polowanie, tylko „strzelnica za pieniądze” albo po prostu - rzeź.

Jak przedstawiają się koszty? Za każdego wypuszczonego bażanta zapłacić trzeba 35 zł. Za pieczonego dzika - ok. 800 zł. Dniówka jednego naganiacza to ok. 60 zł, choć rozmawialiśmy z miejscowymi, którzy pomagali przy polowaniach za mniejsze kwoty. Kobiety z okolicznych wsi mają okazję zarobić przy skubaniu ptaków. Za sztukę płaci się im 3-5 zł.

We wtorek w okolicy Grodna trafiliśmy na bażanty, zaplątane w ogrodzeniowe siatki gospodarstw rolnych. - To niedobitki. Albo się uwolnią same, albo padną - tłumaczyli nam miejscowi.

Zobacz też

Nowe przepisy umożliwiają funkcjonariuszom policji zabieranie praw jazdy za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym o 50 kilometrów na godzinę. W takiej sytuacji osoba siedząca za kółkiem traci prawo jazdy na trzy miesiące. Jeżeli, pomimo zatrzymania prawa jazdy, kierowca zostanie przyłapany na prowadzeniu samochodu, ten okres zostanie przedłużony do 6 miesięcy. Gdy taka osoba znów zostanie przyłapana podczas jazdy za kółkiem, starosta wyda decyzję o cofnięciu uprawnień. Stróże prawa podkreślają, że po kilku miesiącach od wprowadzenia nowych przepisów widać, że kierowcy zdejmują teraz nogę z gazu, obawiając się tego, że jeśli zostaną zatrzymani przez funkcjonariuszy, to stracą prawo jazdy. Wśród głównych grzechów kierowców w województwie dolnośląskim jest jednak nie tylko prędkość. Policjanci wymieniają obok innych częstych przyczyn wypadków. źródło: TVN Turbo– Brak rozwagi, nadmierna prędkość, nieprawidłowe manewry i nieustąpienie pierwszeństwa to wciąż główne przyczyny zdarzeń drogowych – mówi asp. szt. Paweł Petrykowski z dolnośląskiej policji. Nie tylko jeździmy za szybko, ale też nie uwaamy na to, co robimy. Policjanci wyliczają: nieprawidłowe zmiany pasa ruchu czy też  kierunku jazdy albo wyprzedzanie w miejscu, gdzie jest to zabronione. Nie stosujemy się też do świateł sygnalizacji i jeździmy z dala od rawej krawędzi jezdni. W przypadku kolizji kierowcy nie dostosowują natomiast prędkości pojazdu do warunków panujących na drodze oraz odległości pomiędzy pojazdami. Zygmunt Szywacz w przeszłości był policjantem drogówki z Komendy Miejskiej Policji w Katowicach, a dziś pracuje w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego. Ekspert podkreśla, że na naszych drogach najwięcej jest obecnie kierowców samochodów osobowych, ponieważ w tej chwili stanowią oni około 80 proc. wszystkich kierujących. - W tej grupie mamy jednak także między innymi kierowców samochodów ciężarowych i autobusów czy też motocyklistów - wskazuje Zygmunt Szywacz i dodaje, że błędy popełniane przez kierowców wymienionych pojazdów różnią się. - Bardzo częstym błędem wśród wszystkich kierujących jest natomiast nieustąpienie pierwszeństwa przejazdu np. podczas zmiany pasa ruchu, ponieważ kierowcy słabo obserwują to, co dzieje się wokół pojazdu, a w ten sposób dochodzi do najechania, a ewentualnie do czołowego lub bocznego zderzenia – podkreśla Zygmunt Szywacz z WORD w Katowicach. Ekspert wskazuje także, że kierowcy nie stosują się do znaków drogowych, najczęściej „stop” i „ustąp pierwszeństwa przejazdu”. – Są osoby, które zamiast zatrzymać się przed „stopem”, po  prostu zmniejszają prędkość i przejeżdżają. To właśnie wtedy dochodzi do różnych zdarzeń drogowych. Często mamy także takie sytuacje, że kierowcy widzą znak „droga z pierwszeństwem” i już nic ich nie interesuje. Nie patrzą na to, co dzieje się na drogach podporządkowanych, a może zdarzyć się tak, że wyjedzie stamtąd mniej doświadczony kierowca albo taki, który jest przemęczony. W takich sytuacjach nietrudno o kolizję lub wypadek – podkreśla Zygmunt Szywacz. Ekspert dodaje, że często przejeżdżamy także na żółtym świetle albo nie potrafimy zachować się w okolicach przejść dla pieszych. Z jednej strony są kierowcy, którzy nie zwracają uwagi na osoby na pasach, a z drugiej tacy kierujący, którzy gwałtownie hamują przed przejściem, co sprawia, że kierowca następnego auta może nie zdążyć wyhamować. – Piesi również muszą mieć świadomość, że ciężarówka lub autobus nie zatrzymają się przed przejściem w ułamku sekundy. Szczególnie w chwili, gdy mamy gorsze warunki drogowe, a nawierzchnia jezdni jest wtedy śliska. Zresztą, na temat bezpieczeństwa moglibyśmy powiedzieć jeszcze zdecydowanie więcej – podsumowuje Zygmunt Szywacz.

Ceny mandatów i punkty karne za wykroczenia [MANDATOWNIK 2017]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Minister Szyszko i bażanty. Polowanie czy rzeź? - Nowości Dziennik Toruński

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska