Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na parkiecie wczasowiczów tłum

KRZYSZTOF BŁAŻEJEWSKI
Wczasy zakładowe z sentymentem wspominają miliony Polaków. Od połowy lat 50. do końca 70. powstało prawdziwe imperium wczasowe. Ośrodki stawiano na dziko, tanio i szybko. Brakowało im nierzadko odpowiedniej infrastruktury, ale chętnych do odpoczynku w nich nigdy nie brakowało.

Wczasy zakładowe z sentymentem wspominają miliony Polaków. Od połowy lat 50. do końca 70. powstało prawdziwe imperium wczasowe. Ośrodki stawiano na dziko, tanio i szybko. Brakowało im nierzadko odpowiedniej infrastruktury, ale chętnych do odpoczynku w nich nigdy nie brakowało.

<!** Image 2 align=none alt="Image 191101" sub="Sopot i jego główne atrakcje - promenada, łazienki oraz molo - były obiektami westchnień niemal wszystkich Polaków, planujących letni wypoczynek. Pod koniec lat 70. pracownicy bydgoskiego „Zachemu”, którzy chcieli odpoczywać w zakładowym domu wczasowym w tej właśnie miejscowości, otrzymywali skierowanie tylko raz na kilka lat.fot. archiwum">

„Jesteśmy na wczasach” - śpiewał kiedyś Wojciech Młynarski. Piosenka ta do dziś pozostaje kultową melodią, kojarzącą się z pracowniczymi wczasami w PRL-u, bo wiernie oddaje to, co z takim wypoczynkiem było związane.<!** reklama>

Dziś, kiedy jeździmy do ciepłych krajów nawet dwa razy w roku i nauczyliśmy się przedłużać sobie i tak długie weekendy, nie zdajemy sobie sprawy, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu pojęcie urlopowego wypoczynku nie było znane.

<!** Image 5 align=none alt="Image 191104" sub="Ośrodki zakładowe były przeważnie sezonowe, wypełniały się wczasowiczami jedynie od połowy czerwca do połowy września. Bywało i tak, że w ośrodkach zlokalizowanych na wsi pasły się wiosną i jesienią krowy.fot. archiwum">

W Europie płatne urlopy w międzywojniu obowiązywały w 5 krajach, w tym w Polsce. Istniała duża różnica w długości urlopu - na korzyść pracowników umysłowych (miesiąc) w stosunku do robotników (dwa tygodnie). Czas wolny przeznaczano zwykle na pobyt u rodziny albo krewnych, zwykle spędzano go na wsi przy żniwach.

Powszechny 26-dniowy urlop w naszym kraju obowiązuje dopiero od 1969 roku.

Pierwsza dekada po II wojnie przebiegała pod znakiem wczasów za darmo dla zasłużonych. Skierowania przysługiwały, między innymi, przodownikom pracy, racjonalizatorom. Nie wolno było zabierać ze sobą rodzin - ani współmałżonków, ani dzieci. Dla funkcjonariuszy partii i aparatu bezpieczeństwa istniały specjalne ośrodki, najbardziej luksusowe. Wczasowicze często pierwszy raz w życiu byli poza rodzinną miejscowością, nie wiedzieli, jak się zachować, co można robić w wolnym czasie. Pili więc alkohol i grali w karty, bowiem pensjonariusze domów wczasowych innych rozrywek nie znali. Nie narzekali też na warunki, które choć były prymitywne, to i tak częstokroć dużo lepsze niż w mieszkaniach. Potem powstał Fundusz Wczasów Pracowniczych, sieć domów wypoczynkowych.

Pogadanki społeczno-polityczne

W 1956 r. w bydgoskich Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego na ponad 5 tys. zatrudnionych z wczasów skorzystało... 168 pracowników.

Stopniowo upowszechniała się idea wczasów rodzinnych. Dla kolejarzy urządzano tzw. wczasy wagonowe, zwane też cygańskimi. Wracający z nich chętnie dzielili się wrażeniami. Jeden z pracowników stacji Toruń-Kluczyki w 1956 roku relacjonował: „Mieszkaliśmy w wagonach, ustawionych 200 m od dworca w Międzyzdrojach. Warunki były bardzo dobre, w jednym domku mieściło się od 3 do 4 łóżek, wieszaki, stół, krzesła. Wodę czerpaliśmy ze specjalnie zainstalowanych wzdłuż wagonów wodociągów. Obok wagonów ustawiono huśtawki, piaskownice i urządzono basen dla dzieci. Na pagórku postawiono drewniany barak, służący za świetlicę i stołówkę. W świetlicy można było posłuchać radia, pograć w szachy i inne gry, poczytać czasopisma. Codziennie wieczorem odbywała się zabawa taneczna. Wkoło były las, górki, boisko, niedaleko plaża. Dziećmi opiekowała się specjalna wychowawczyni, mieliśmy liczne pogadanki społeczno-polityczne, odbyliśmy wycieczki statkiem do Świnoujścia i Szczecina”.

Koniec monopolu FWP nadszedł dopiero po październikowym przełomie w 1958 r. Zezwolono wówczas na powstanie ośrodków zakładowych. Uruchomiona została prawdziwa lawina.

„Zachem” jeździ do Sopotu

Swoje wczasowiska budowały na potęgę zakłady duże i małe, spółdzielnie, wyższe uczelnie, związki zawodowe, organizacje i stowarzyszenia, rady narodowe, biura, pracownie, kuratoria oświaty, instytucje i urzędy. Budowały wojsko, milicja, służba więzienna, komitety partii. Wszyscy chcieli mieć swoje własne. Budowano na dziko, bez żadnego planu, jak najszybciej i jak najtaniej, nie licząc się z zanieczyszczeniem środowiska, koncentrując ośrodki w określonych miejscach bez infrastruktury. W sumie powstało ich aż 5 tysięcy.

Już w 1967 r. zakładowych miejsc wczasowych na terenie województwa bydgoskiego było prawie 6 tys. (niecałe 100 ośrodków) przy niespełna tysiącu miejsc dla FWP. Najwięcej w Borach Tucholskich, na Pojezierzu Brodnickim i na Krajnie. Oprócz pracowników przedsiębiorstw z regionu, wypoczywać tu chcieli też łodzianie, warszawiacy, poznaniacy...

W 1962 r. bydgoskie Zakłady Chemiczne „Zachem” zbudowały swój dom wczasowy w Sopocie, kilka kilometrów od molo w stronę Gdańska, oddalony 150 m od plaży. Było w nim 157 miejsc, ale część z góry zarezerwowano dla pracowników ministerstwa i Zjednoczenia Przemysłu Chemicznego. Pierwsi wczasowicze bardzo chwalili lokalizację, a także darmowe wycieczki statkami do Trójmiasta i na Hel, bilety do Opery Leśnej, kina, teatru.

Niemal równocześnie „Zachem”, prawdziwy gigant przemysłowy w regionie, wybudował drugi ośrodek - drewniane domki w Pobierowie nad morzem - zaś kilka lat później w Tucznie k. Wałcza. W 1964 r. z zakładowego wypoczynku skorzystało aż 2020 osób. W Sopocie wczasowało ich - 1070, w Pobierowie - 900, natomiast 50 na Węgrzech nad Balatonem w domu wczasowym tamtejszej kopalni boksytów w ramach wymiany bezdewizowej, ale ten wyjazd był traktowany jako nagroda za osiągnięcia w pracy zawodowej i działalności społeczno-politycznej.

Dwukrotnie w ciągu 2 lat zwiększyła się liczba miejsc, a i tak brakowało ich dla wszystkich chętnych, zwłaszcza w lipcu i sierpniu. Koszt wyżywienia na wczasach wynosił 25 zł dziennie, ale pracownicy i ich rodziny płacili 17 zł. Resztę dopłacał zakład. Rozpoczęto zatem budowę kolejnego wczasowiska w Wymyślinie nad jeziorem Skępe.

Drugi gigant w regionie - toruńska „Elana” - zbudował domy i ośrodki w Chłapowie nad morzem, w Przyjezierzu (tu każdy domek w 1972 roku wyposażono w rower składak), w Jaszowcu i Wiśle w Beskidach oraz w Mikołajkach na Mazurach, a także stanice wędkarskie Kijaszkowo i Chmielówka. W 1975 roku z zakładowych wczasów skorzystało 2800 pracowników.

Tłok w Przyjezierzu

Bydgoska „Kobra” wybrała nadmorską Karwię i Charzykowy. Z funduszu socjalnego w tym zakładzie opłacano w 1974 roku nawet kolejowe i autobusowe bilety powrotne z wczasów. W Karwi były 83 miejsca, ale ponieważ 90 proc. wczasowiczów zgodziło się, że sami będą sprzątać po sobie pokoje, pobierać i zdawać pościel oraz sprzęt wyposażeniowy, nie było przerw między turnusami i w efekcie z wypoczynku skorzystało więcej pracowników.

Jako dramatyczną przedstawiała lokalna prasa sytuację w Przyjezierzu: w 1972 roku było tam już około 50 ośrodków zakładowych z naszego regionu i z Poznańskiego, każdy średnio liczył 60 miejsc. Na stałe przebywało więc tam 3 tys. ludzi, a na niedziele dojeżdżało dodatkowe 10-15 tys. Powstało prawdziwe miasteczko z promenadą. Nie było na niej gdzie wcisnąć szpilki, podobnie jak na plaży. Jedyna restauracja „Wczasowa” wydać mogła tylko 100 obiadów. Napojów chłodzących i lodów zaczynało brakować już przed południem...

W Tleniu w tym samym czasie było około 20 zakładowych ośrodków. Największe należały do Bydgoskiego Przedsiębiorstwa Budownictwa Przemysłowego i cukrowni Świecie. Zakłady okazały się zapobiegliwe, wybrały najładniejsze miejsca i tereny, dla pozostałych wczasowiczów zostało niewiele. Miejsca były tylko w ośrodku PTTK, ale bez wyżywienia. POSTiW miało pole campingowe. Było jeszcze 250 kwater prywatnych. Poza zakładowymi stołówkami czynna była tylko jedna jadłodajnia „Samotna”. O godz. 15.00 w soboty i niedziele kończyła obsługę klientów, bo nie miała już nic ani do jedzenia, ani do picia.

W Charzykowach w 1980 roku istniało 57 ośrodków zakładowych. Bydgoska Centrala Materiałów Budowlanych miała 80 miejsc, Chorągiew ZHP Bydgoszcz - 400, Wojskowy Rejonowy Zarząd Kwaterunkowo-Budowlany - 343. Ponadto były ośrodki Kobry, Bydgoskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, Sklejek, Narodowego Banku Polskiego dla 10 województw północnych.

Na wymianę z Zwickau

- W 1974 r. podjęto decyzję o rozbudowie komórek socjalno-wypoczynkowych w zakładach - wspomina Adam Socha z toruńskiego Merinoteksu. - Pracowałem w dziale osobowym. Już od marca przyjmowaliśmy podania o miejsce na wczasach, trzeba było negocjować, bo wszyscy chcieli w lipcu i sierpniu. Mieliśmy ośrodki w Bierutowicach, tak wtedy nazywała się część Karpacza, i w Borach Tucholskich w Okoninach, zaczynaliśmy budować luksusowy zakład wczasowy w nadmorskim Dźwirzynie. W sumie rocznie było 2500 miejsc, bowiem zakład wykupił też miejsca w różnych ośrodkach w naj- atrakcyjniejszych w kraju miejscowościach. Mieliśmy też wymianę z Zwickau w NRD.

W końcu lat 70. popyt na wczasy, nadal dotowane, znacząco już przewyższał podaż. Mimo iż powstało prawdziwe zakładowe imperium wczasowe. Latem wydajność pracy i produkcja spadały w przedsiębiorstwach nawet o połowę. Władza, zaniepokojona tą sytuacją, próbowała interweniować, przycinając fundusze socjalne. Rozpoczęło się reglamentowanie miejsc wczasowych. W ruch poszły układy, znajomości, a niekiedy nawet łapówki.

Ludziom zaczynały też się nudzić tego rodzaju wakacje. Pojawiło się większe zainteresowanie kwaterami prywatnymi i wyjazdami zagranicznymi.

W 1980 r. w grudziądzkiej „Warmie” zrezygnowano z nowego własnego ośrodka, bo wyliczono, że budowa potrwa 2 lata. Sprowadzono do starego ośrodka w Rudniku 25 luksusowo wyposażonych domków campingowych. Każdy miał ciepłą wodę, zaplecze kuchenne, toaletę i prysznic, a także telewizor, lodówkę, elektryczny kominek, kajak, rower, leżak. W czynie społecznym przy urządzaniu pracowało 500 osób. Ustawiono kwiatowe gazony, położono parkiet do tańca, zaplecze kuchenne zaopatrzono w urządzenia własnej produkcji. Kupiono łodzie i kajaki, a na poznańskich targach nawet słynny w kraju jacht „Karina”.

Był to już jednak łabędzi śpiew zbiorowych wczasowisk PRL-u. W latach 80. liczba korzystających z zakładowych wczasów malała z roku na rok, a kiedy zakłady wycofały się z dopłat, nikt już nie chciał z ośrodków korzystać.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska