Do tragedii doszło 23 marca, około północy, na autostradzie A9 w pobliżu Nimes (południe Francji). Tir firmy „Kupno - sprzedaż żywca. Chełminiak” z Topólki (pow. radziejowski) przewoził 200 sztuk bydła. Jechał w kierunku Orange - Montpelier. Dla prowadzących go dwóch kierowców była to siódma godzina pracy. Wcześniej odpoczywali 29 godzin.
[break]
Zginął wołając o pomoc
Z nieustalonych jeszcze przyczyn koło północy od naczepy zapaliło się łożysko. Kierowcy próbowali opanować ogień, używając gaśnicy. Płomienie nie były jednak łatwe do opanowania. W pewnym momencie gdy jeden kierowca gasił, drugi - pan Benedykt - wyszedł na trzypasmową autostradę i usiłował zatrzymać kogoś do pomocy. Skończyło się to dla niego tragicznie.
- Kłęby dymu musiały ograniczać widoczność. Pan Benedykt został potracony przez osobowe auto, którym jechali obywatele Niemiec - relacjonuje Damian Chełminiak, specjalista ds. logistyki w firmie z Topólki. - Przerażające jest dla nas to, że straż pożarna przyjechała dopiero po godzinie od wezwania. Spaliło się 140 z 200 cieląt, a prawdopodobnie rozmiar strat udałoby się ograniczyć. Z kolei prokurator przybył na miejsce po 9 godzinach od dramatu. Tak długo ciało naszego pracownika leżało na autostradzie...
Osierocił pięcioro dzieci
Pan Benedykt był doświadczonym kierowcą, jeżdżącym przez ostatnie lata tylko na trasach międzynarodowych. Osierocił pięcioro dzieci, z których najmłodsze ma zaledwie 5 lat.
Dlaczego zginął? Przerażony pożarem nie dochował ostrożności? Czy samochód Niemców miał jakiekolwiek szanse wyhamować? Jasnych odpowiedzi na te pytania dzisiaj brak.
- Niedługo minie miesiąc od wypadku, a francuska policja i prokuratura nie śpieszą się z przekazaniem nam protokołu powypadkowego. Na dokumenty czekamy i my jako firma, by móc wystąpić do naszego ubezpieczyciela i żona pana Benedykta. Należy jej się z ZUS-u odszkodowanie, ale na razie nie może o nie wystąpić - podkreśla Damian Chełminiak.
Rodzina zmarłego nie dość, że pogrążona w żałobie, to jeszcze znalazła się w tragicznym położeniu materialnym. To pan Benedykt jako głowa rodziny zarabiał na dom. Kłopoty ma też firma „Kupno - Sprzedaż Żywca. Chełminiak”.
Tysiące euro kosztów
- Tylko za holowanie naszego samochodu z autostrady na terenie Francji oraz utylizację spalonych zwierząt zapłaciliśmy 23 tysiące euro. Maszynę sprowadzić musimy jednak jeszcze do kraju - dodaje Damian Chełminiak.
Pan Damian był akurat we Francji, gdy doszło do wypadku. W polskim konsulacie zajmował się załatwianiem formalności (dodajmy, że ciało zmarłego dopiero po półtora tygodnia dotarło do Polski) i kontaktował się z francuskimi służbami.
- Przykro mi to mówić, ale porównując ich działanie choćby z polskimi czy niemieckimi, to wypadają źle. Głównym problemem jest ich opieszałość - mówi.
Państwowa Inspekcja Pracy przeprowadziła kontrolę i nie dopatrzyła się nieprawidłowości w firmie z Topólki. Kierowcy byli wypoczęci, a auta sprawne.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?