Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na Wołyniu śmierć szła z każdej strony

Przemysław Łuczak
Rozmowa z prof. MICHAŁEM KLIMECKIM, politologiem i historykiem z UMK w Toruniu

<!** Image 2 align=right alt="Image 214736" sub="Michał Klimecki: - Trzeba zdawać sobie sprawę, jak wielki był dramat tych ludzi, którzy spodziewali się bardzo okrutnej śmierci z rąk Ukraińców. [Fot. Jacek Smarz]">Rozmowa z prof. MICHAŁEM KLIMECKIM, politologiem i historykiem z UMK w Toruniu

Posłowie spierają się, czy użyć słowa ludobójstwo na określenie ukraińskich zbrodni na Polakach na Wołyniu i w Galicji Wschodniej w czasie II wojny światowej - chodzi o uchwałę Sejmu w 70. rocznicę tamtych wydarzeń. Czy doszło wtedy do ludobójstwa?

Dla mnie też jest kontrowersyjne, jak określimy to, co się stało w 1943 roku na Wołyniu i w 1944 roku w Galicji Wschodniej. Przyjmując najbardziej klasyczną definicję, ludobójstwem jest zbrodnia popełniona z pobudek narodowych, etnicznych. Bez względu na to, jakie miejsce zajmuje, jaką kulturę reprezentuje, jakie aspiracje ma dany naród, morduje się go tylko dlatego, że jest to ten, a nie inny naród.

Przykładem jest Holokaust, czyli zbrodnia popełniona przez Niemców na Żydach. Na Wołyniu i w Galicji Wschodniej chodziło o usunięcie Polaków, którzy mieszkali na tym obszarze. Natomiast nikt z dowództwa Ukraińskiej Powstańczej Armii nie zamierzał represjonować Polaków, którzy mieszkali gdzie indziej. Jeśli więc decydowała nie kwestia samej polskości, lecz kwestia naszej wielowiekowej obecności na tych ziemiach, to nie mamy do czynienia z ludobójstwem, lecz ze zbrodnią wojenną. Niemniej z moralnego, etnicznego punktu widzenia czy odpowiedzialności za nią, jest to taka sama zbrodnia jak ludobójstwo. I także nie ulega przedawnieniu.<!** reklama>

Dlaczego więc wszystkie kluby parlamentarne poza PO upierają się przy określeniu ludobójstwo?

Jako historyk doskonale zdaję sobie sprawę, że to, co mówię, dla niektórych moich kolegów też będzie mocno kontrowersyjne. Mam jednak wrażenie, że słowo ludobójstwo nie ma tutaj charakteru badawczego, lecz przede wszystkim moralny. Tkwi w tym zamiar jednoznacznego napiętnowania jednej z najstraszliwszych zbrodni, jaką kiedykolwiek popełniono na Polakach, w zasadzie na bezbronnej ludności cywilnej.

Czy przyjęcie ostrej w wymowie uchwały może przeszkodzić w podpisaniu przez Ukrainę umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską?

Nie sądzę. Z punktu widzenia stosunków międzypaństwowych taka uchwała nie będzie miała większego znaczenia. Oczywiście, odbije się ona echem w mediach, w jakichś wypowiedziach, ale wpływu na interesy ekonomiczne, gospodarcze i polityczne nie będzie miała. Ukraina nie jest zainteresowana podpisaniem umowy stowarzyszeniowej, natomiast Polska i Unia przeciwnie.

Perspektywicznie rzecz biorąc, Ukraina może mocno orientować się na Unię i dobrze współpracować z Rosją lub mocno orientować się na Rosję i dobrze współpracować z Unią. To nie są takie same opcje, bo będą one wskazywały dalszy model rozwoju gospodarczego i społecznego Ukrainy. Myślę, że Ukraina będzie jednak szła w kierunku UE, starając się utrzymywać maksymalnie dobre stosunki z Rosją. Mam nadzieję, co oczywiście jest dużym uproszczeniem, że w przyszłości Ukraina będzie dla Rosji tym, czym Kanada jest dla USA, bardzo życzliwym, ale suwerennym sąsiadem.

Przekonuje Pana tłumaczenie posłów PO, że nazwanie tamtych wydarzeń ludobójstwem mogłoby zepsuć nasze relacje z współczesną Ukrainą?

Z pewnym niepokojem zaczynam zauważać, że polityka historyczna zmienia nasz sposób patrzenia na sąsiadów. To nie jest dobre zjawisko, że patrzymy na nich przez pryzmat tego, co się zdarzyło dwa-trzy pokolenia temu, że pewne stereotypy są powtarzane, że Ukrainiec nazywany jest rezunem. To jest niesłychanie krzywdzące dla nich i w pewnej perspektywie bardzo szkodliwe również dla nas. Historia jest przeszłością i powinna być domeną szacunku, zrozumienia, pochylenia się z prawdziwą troską nad tymi, którzy w tej historii uczestniczyli. Myślę zresztą nie tylko o wątku polsko-ukraińskim.

Ale nie można też zapominać, że sami Ukraińcy skłaniają się do odgrzewania negatywnych stereotypów, stawiając pomniki Banderze czy gloryfikując UPA i OUN...

Jest coś przykrego, gdy się idzie od strony dworca we Lwowie w kierunku starego miasta, bardzo piękną, zabudowaną dziewiętnastowiecznymi kamienicami dawną ulicą Sapiehy, która teraz nosi nazwę Stepana Bandery. Natomiast nieco dalej stoi olbrzymi pomnik Bandery. To miasto jest niezbywalną częścią naszej historii, ale dzisiaj jest częścią państwa ukraińskiego. I musimy zrozumieć, że to jest ich sposób widzenia przeszłości.

Ilu Polaków padło wówczas ofiarą ukraińskich zbrodni?

Nie jesteśmy w stanie dokładnie tego wyliczyć, ale na Wołyniu życie straciło co najmniej 60 tys. Polaków. Jest to jednak liczba zdecydowanie zaniżona. W rzeczywistości śmiertelnych ofiar po stronie polskiej mogło być 80 tys., a być może nawet 100 tys. W Galicji Wschodniej było ich mniej, ponieważ ludność polska wiedziała już, co ją czeka i zdając sobie sprawę z niewielkich możliwości obrony przez słabe oddziały Armii Krajowej, po prostu uciekała stamtąd. Łączną liczbę ofiar śmiertelnych szacowałbym więc na 120 tys.

Z czyjego rozkazu doszło do tych zbrodni?

Bez wątpienia była to zbrodnia popełniona na Polakach przez Ukraińską Armię Powstańczą B Stepana Bandery, która dominowała na tym obszarze. Politycznie była związana z Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). Gdybyśmy natomiast chcieli mówić o personalnej odpowiedzialności za te zbrodnie, byłby pewien kłopot, bo nie ma dokumentów. Wszystko jednak wskazuje na to, że rozkaz dokonania zbrodni został wydany przez Kłyma Sawura, czyli Dmytro Klaczkiwskiego, jednego z najwyższych dowódców UPA.

A znając hierarchię w UPA, nie wyobrażam sobie, żeby nie zaakceptował jej naczelny dowódca Roman Szuchewycz. Mord na Polakach prowadzony był bardzo precyzyjnie i systematycznie. Widać wyraźnie jak ta zbrodnicza fala przesuwała się z powiatu na powiat już od wiosny 1943 roku. Nie może być mowy o żadnych spontanicznych, lokalnych konfliktach, które wymknęły się spod kontroli dowództwa ukraińskiego.

Ukraińcy, jakby usprawiedliwiając się, często mówią, że Polacy też ich zabijali. Idąc tym tokiem rozumowania, odmawiając Polakom prawa do samoobrony, należałoby też zakwestionować choćby prawo Żydów, broniących się przed zagładą, do zabijania Niemców podczas powstania w warszawskim getcie...

Polacy byli na Wołyniu mniejszością, sięgającą 15-16 proc. całej ludności. Struktury AK były tam bardzo słabe i jeśli nawet dochodziło do akcji odwetowych ze strony polskiej, to rzeczywiście były one przejawami samoobrony zdesperowanej ludności. Absolutnie nie miały one masowego charakteru, nie wydawano też rozkazów do przeprowadzania takich akcji, co po stronie ukraińskiej było normą.

Były to działania ludzi, którzy znaleźli się w straszliwej sytuacji. Zdejmuje przerażenie, kiedy czyta się relacje ludzi, którzy patrzą w niebo, ze wszystkich stron widzą łuny pożarów i zastanawiają się, co robić, bo nie mają dokąd uciekać. A były to przeważnie dzieci, kobiety czy starcy, mający niewiele broni. Trzeba zdawać sobie sprawę, jak wielki był dramat tych ludzi, którzy spodziewali się bardzo okrutnej śmierci z rąk Ukraińców. Trudno uwierzyć, na jak wiele sposobów można pozbawić człowieka życia. To nie były rozstrzeliwania, większość umierała w straszliwych męczarniach.

Myśli Pan, że Ukraińcy przyznają kiedyś, że to ich przodkowie mordowali Polaków i przeproszą za to?

Jesteśmy świadkami powolnego odsłaniania na Ukrainie prawdy o tym, co UPA i OUN zrobili z ludnością polską na Wołyniu i w Galicji. W spojrzeniu na wiele spraw ukraińscy i polscy historycy pewnie nie zgodzą się nigdy, ale ten proces będzie trwał. Mam tutaj zaufanie do naszych wschodnich sąsiadów. Ich sposób myślenia o przeszłości jest emocjonalny, oparty o bardzo mocny patriotyzm i jest bardzo podobny do polskiego. I właśnie dlatego tak trudno jest wielu Ukraińcom, mieszkającym na tzw. Zachodniej Ukrainie, spojrzeć na zbrodnię wołyńską obiektywnym okiem.

Mam wrażenie, że dużo negatywnej energii wkładają też publicyści, którzy przedstawiają uproszczoną interpretację historii, zwłaszcza po stronie ukraińskiej, za wszelką cenę próbując bronić takich postaci, jak Stepan Bandera, Dmitro Klaczkiwski czy Roman Szuchewycz. Ale warto też powiedzieć, że kiedy w 2007 roku ówczesny prezydent Wiktor Juszczenko nadał Szuchewyczowi tytuł bohatera Ukrainy, to tamtejsze sądy uchyliły tę decyzję. To sami Ukraińcy odebrali Szuchewyczowi to liczące się tam wyróżnienie. Poza tym we wschodniej Ukrainie, szczególnie wśród kombatantów, widać bardzo silne poczucie tego, że UPA była wrogo nastawiona do Ukraińców, walczących w armii sowieckiej i partyzantce radzieckiej na Ukrainie.


Teczka osobowa

Historia wojen, legiony, muzyka i kryminały

Prof. dr hab. Michał Klimecki (61 lat), kierownik Katedry Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Międzynarodowego na Wydziale Politologii i Studiów Międzynarodowych UMK. Z wykształcenia jest historykiem. Wśród jego zainteresowań naukowych jest m.in. problematyka polsko-ukraińska. Współautor książki „Legenda Legionów. Opowieść o Legionach i ludziach Józefa Piłsudskiego”.

Hobby: fan koncertów wiolonczelowych, muzyka Felixa Mendelssohna-Bartholdy`ego, kryminały angielskie i francuskie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska