Na zakupy z koronawirusem. Co na obronę ma 38-latka z Torunia?
Pani Kamila tłumaczyła, że choruje na depresję i po pierwsze wyszła po lekarstwa. W drugiej kolejności po produkty spożywcze. Nie miała kogo prosić o pomoc, bo pod jednym dachem mieszka tylko ze starszym o wiele mężem. Mężczyzna dobiega 70-taki, jest schorowany i dotąd to ona nim się opiekowała. O tym opinia publiczna nie wiedziała. W internecie kobietę szybko osądzono. Wylała się na nią fala krytyki, nawet hejtu. "Terrorystka", "tępa dzida" - to jedne z łagodniejszych epitetów, jakimi kobietę poczęstowali internauci.
POLECAMY:Koronawirus w szpitalu dziecięcym w Toruniu. Cały oddział odizolowany
Pierwsze dwie doby pani Kamila spędziła na policyjnym dołku. Dopiero w poniedziałek, 4 maja, odbyło się posiedzenie aresztowe. Nietypowe, bo w trybie zdalnym. Sędzia, prokurator, protokolant, obsługa techniczna - wszyscy łączyli się ze sobą zdalnie. Sędzia Aneta Zawulewska-Glonek miała wątpliwości co do poczytalności 38-latki i zarządziła przerwę. Na drugą część posiedzenia wezwany został obrońca przyznany pani Kamili z urzędu - adwokat Mariusz Lewandowski. Swoją klientkę widział wtedy na monitorze - przebywała wewnątrz pojazdu służącego do konwojowania. Była roztrzęsiona. Pytania do niej trzeba było formułować w ten sposób, by mogła odpowiadać po prostu "tak" lub "nie".
POLECAMY:Profanacja pomnika Jana Pawła II w Toruniu. Skandaliczny akt wandalizmu! [zdjęcia]