Nagi bieg w oku kamery

Kilka lat temu na ulicy Bydgoskiej w Toruniu śmiertelnie potrącony został ksiądz. Kamery miejskiego monitoringu zarejestrowały pojazd, który mógł spowodować tę tragedię. Sprawcy nigdy nie udało się ustalić. Dlaczego?

- Do zdarzenia doszło, gdy było już ciemno. Niestety na obrazie z kamer miejskiego monitoringu widać było tylko markę pojazdu, jego przybliżony kolor i ślady na szybie mogące świadczyć o wcześniejszym potrąceniu przechodnia. Numeru rejestracyjnego nie udało się odczytać - tłumaczy Artur Rzepka z toruńskiej policji.

Takie sytuacje dają do ręki argumenty przeciwnikom wydawania pieniędzy na miejski monitoring. - Skoro nawet w tak prostej sprawie nie można było znaleźć sprawcy, to gotówka wyrzucona w błoto - od razu komentują.

Krzysztof Podgórski, szef toruńskiego centrum zarządzania kryzysowego przyznaje, że również teraz nie da gwarancji, iż do podobnej porażki nie mogło by dojść, mimo, że sprzęt jest już nowocześniejszy. Ale przecież nie cały.

Na monitorze miejskiego monitoringu można czasami zobaczyć nagiego mężczyznę biegającego po starówce. Jak się okazało po zatrzymaniu, założył się, że to zrobi. Zakład wygrał, ale musiał zapłacić mandat za tak zwane siąnie powszechnego zgorszenia.

Policja i straż miejska cały czas twierdzi, że system kamer bardzo się przydaje. W ubiegłym roku dzięki niemu udało się na przykład ustalić prawie 800 sprawców wykroczeń drogowych. Zarejestrowano także 79 bójek i ulicznych awantur. Kamery przyczyniły się do zatrzymania 49 sprawców przestępstw i wykroczeń.

Więcej - w sobotnich "Nowościach"