Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najbardziej zuchwała kradzież w dziejach toruńskiego muzeum

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
Przekazanie odzyskanego portretu w rezydencji księcia Woronieckiego w kwietniu 1914 roku. Dwaj toruńscy policjanci stoją po prawej stronie, książę - czwarty z lewej
Przekazanie odzyskanego portretu w rezydencji księcia Woronieckiego w kwietniu 1914 roku. Dwaj toruńscy policjanci stoją po prawej stronie, książę - czwarty z lewej Archiwum
W kwietniu 1914 roku złodziej wyciął z ram i nocą wyniósł z ratusza namalowany przez Bacciarellego portret króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. W związku z tym wybuchła międzynarodowa afera.

Pod koniec pierwszego miesiąca wiosny 1914 roku w Toruniu zrobiło się bardzo gorąco. Czy dosłownie? Tego nie wiemy, prasa w tamtych czasach podawała regularnie informacje na temat stanu wody w Wiśle, a także godziny wschodu oraz zachodu słońca i księżyca. Raportów dotyczących temperatury powietrza w nich nie ma, jednak na pewno pracownikom toruńskiego muzeum, którzy w czwartek, 14 kwietnia przyszli rano do pracy, musiało się zrobić nieznośnie duszno. Tam, gdzie wisiał portret króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, jego prezent dla miasta namalowany przez samego Bacciarellego, zobaczyli tylko pustą ramę.
[break]

Obraz wycięty z ramy

Do pracy przystąpili policjanci, którzy zresztą nie mieli daleko, podobnie jak muzeum, swoje biura posiadali w Ratuszu Staromiejskim. W prasie wiadomość o kradzieży ukazała się z niewielkim opóźnieniem. „Gazeta Toruńska” poinformowała o niej w niedzielnym wydaniu z 18 kwietnia. „Z toruńskiego muzeum miejskiego skradziono w środę portret króla polskiego Stanisława Augusta, podarowany przez niego swego czasu miastu. Złodziej otworzył drzwi do muzeum podrobionym kluczem i wyciął obraz z ram. Portret, posiadający wartość historyczną i artystyczną (malowany przez mistrza włoskiego Baciarellego) oceniono na kilka tysięcy marek. Za wyśledzenie sprawcy przeznaczył magistrat toruński 300 mk nagrody”.
Dochodzenie, prowadzone również przez dziennikarzy na łamach prasy, wskazywało pierwotnie na jakiegoś kolekcjonera. Toruńskie muzeum miało w swoich zbiorach wiele cennych okazów, zniknął jednak tylko ten jeden obraz. Później w gronie podejrzanych znaleźli się członkowie grupy, która w tym czasie włamała się do kilku muzeów w północnych Niemczech. Ostatecznie złodzieja zaczęto jednak szukać w Toruniu i położonej wtedy za granicą Warszawie. Szczegóły poszukiwań zajęły zresztą sporo miejsca na łamach tamtejszej prasy, głównie czasopisma „Świat”. Po latach zebrała je Halina Załęska, przedstawiając w tekście pt „Wizerunek toruński Stanisława Augusta” w pochodzącym z 1969 roku Roczniku Muzeum w Toruniu. Odgrzebując ślady rabunku sprzed wieków korzystamy ze wszystkich tych źródeł.
Wracając do Torunia w 1914 roku... Policja szybko odstawiła na boczny tor wątek z szalonym kolekcjonerem, nie dała się również wciągnąć w poszukiwania złodziei na drugim końcu Niemiec. Postanowiła prześwietlić lokalne podwórko licząc się z tym, że portret króla mógł ukraść ktoś miejscowy, by go później sprzedać w Kongresówce. W ten sposób zwróciła uwagę na torunianina, Władysława Nasadzkiego. Swego czasu pracował on w muzeum przy odświeżaniu płócien, poza tym od niedawna był posiadaczem paszportu. Kilka miesięcy wcześniej znalazł pracę w Warszawie i właśnie tam wyjechał.
Jak się okazało, założenia te były słuszne. W chwili, gdy policjanci starali się powiązać w całość różne wątki, Nasadzki z rulonem pod pachą zjawił się w Warszawie w Antykwariacie Polskim, oferując jego właścicielowi, Hieronimowi Wilderowi, portret polskiego króla. Miał go nabyć okazyjnie w Szwajcarii, a sprzedać chciał za 10 tysięcy rubli. Antykwariuszowi rzecz wydała się podejrzana, obraz był bardzo niedbale skądś wycięty i niewłaściwie transportowany. Na dodatek, jego domniemany i tajemniczy właściciel, który mówił po polsku z niemieckim akcentem, mógł zatem pochodzić z zaboru pruskiego, widząc, że antykwariusz się waha, spuścił cenę z 10 tysięcy do 150 rubli!

Antykwariusz zadaje pytania

Wilder zadawał coraz więcej pytań, Nasadzki więc w pewnym momencie wziął obraz i wyszedł rzucając na odchodnym, że wróci później. W antykwariacie naturalnie już się nie pojawił, ale szukał szczęścia w innych instytucjach. Trafił m.in. do Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Przeszłości, gdzie jego prezes, Edward hrabia Krasiński, rozłożył ręce mówiąc, że instytucja nie może sobie na taki zakup pozwolić. Obiecał jednak zorientować się wśród osób prywatnych. W ten sposób, 17 kwietnia, a więc w chwili, kiedy informacja o kradzieży dopiero zaczęła docierać do toruńskiego ogółu, nierozpoznany jeszcze złodziej został zaproszony do rezydencji szwagra Edwarda Krasińskiego, księcia Michała Woronieckiego.

Książę nabiera podejrzeń

Arystokrata usłyszał, że pojawił się u niego młody pisarz nazwiskiem Wiśniewski, który portret króla kupił okazyjnie w Anglii, bardzo by jednak chciał, aby płótno trafiło w dobre polskie ręce. Tym razem cena była dużo niższa, raptem 500 rubli, z czego 150 sprzedawca chciał otrzymać w formie zadatku, reszta zatem miała zostać przesłana do Berlina. Woroniecki się na to zgodził, pieniądze wypłacił, a obraz zatrzymał, aby sprawdzić, czy na pewno ma do czynienia z oryginałem.
Tak, to był oryginał, a dowodów na to zaczęło napływać wiele. 20 kwietnia książę dowiedział się np. o kradzieży portretu królewskiego z toruńskiego muzeum... Od razu skontaktował się z Toruniem, skąd do Warszawy wyruszyli natychmiast komisarz Schlicht i asystent Hampel.
„Obraz króla Stanisława, skradziony z tutejszego muzeum miejskiego, już odnaleziono i odzyskano - informowała „Gazeta Toruńska” 23 kwietnia. - Jakiś wyrafinowany złodziej wywiózł go do Warszawy, sądząc, że tam go łatwiej i bezpieczniej spienięży. Bliższe szczegóły odkrycia obrazu w Warszawie jeszcze nieznane. W każdym razie policya warszawska uwiadomiła telegraficznie policyę toruńską, że skradziony portret znajduje się w Warszawie. Udało się tam natychmiast dwóch policjantów kryminalnych z Torunia i przywieźli obraz z powrotem. Zajmie on niebawem swoje stare miejsce w muzeum i z pewnością przez czas jakiś ściągać będzie tłumy ciekawych”.
Wszystko poszło zatem błyskawicznie, choć w Warszawie torunianie musieli dopełnić wielu formalności, m.in. złożyć przysięgę, że obraz pochodzi z toruńskiego muzeum. Na wszelki wypadek, książę Woroniecki, który spotkał się z policjantami w asyście prawników, kazał portret i wszystkich zgromadzonych uwiecznić na fotografii. Chwała mu za to!
Czy wokół odzyskanego obrazu gromadziły się tłumy, jak spodziewała się „Gazeta Toruńska”? Pewnie tak, jednak sprawę kradzieży szybko zepchnęły na zdecydowanie dalszy plan inne wydarzenia. Nieco ponad trzy miesiące później wybuchła I wojna światowa.
Na skradziony sto lat temu i odzyskany portret można popatrzeć także i dzisiaj, znajduje się on w Sali Królewskiej toruńskiego Ratusza Staromiejskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska