Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nazywali mnie synem bandyty...

Krzysztof Błażejewski, Fot. z albumu "žŻołnierze wyklęci", Volumen, Warszawa 2002
„Jesteś synem bandyty” - przez długie lata słyszał Romuald Rajs, syn słynnego dowódcy Armii Krajowej „Burego”. Musiał przyjmować to milcząco. Dzieci „żołnierzy wyklętych” nie miały łatwego życia.

„Jesteś synem bandyty” - przez długie lata słyszał Romuald Rajs, syn słynnego dowódcy Armii Krajowej „Burego”. Musiał przyjmować to milcząco. Dzieci „żołnierzy wyklętych” nie miały łatwego życia.

<!** Image 2 align=none alt="Image 167358" sub="Lato 1945 roku, Białostocczyzna, nad rzeką Nurzec. Na czele idzie mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”
(z lewej)
w towarzystwie adiutanta ppor. Jerzego Jezierskiego „Stefana”. Za nimi - ppor. Romuald Rajs „Bury”. / Fot. Maria Warda">1 marca 2011 r. po raz pierwszy obchodzić będziemy święto „żołnierzy wyklętych”, ustanowione niedawno przez Sejm RP. Wniosek w tej sprawie złożył rok temu prezydent Lech Kaczyński.

Przez cały okres PRL-u ci, którzy nie złożyli broni po zajęciu Polski przez Armię Czerwoną i Ludowe Wojsko Polskie, byli określani mianem bandytów. Tysiące z nich zgładzono lub skazano na długoletnie więzienie. Całe pokolenia karmione były zohydzającymi żołnierzy poakowskiego podziemia publikacjami, w których przedstawiano ich jako wiecznie pijanych watażków, pospolitych rabusiów i zbrodniarzy zabijających niewinnych ludzi. Na motywach walk z oddziałami „Łupaszki” w Borach Tucholskich, „Burego” w Białostockiem czy „Ognia” na Podhalu powstały dziesiątki wydawanych w milionowych nakładach opowieści, zwykle zmieniajacych rzeczywistość. A było o to łatwo, bowiem „leśni” musieli balansować na granicy dobra i zła, zachowań etycznych i nieetycznych.

W cieniu oskarżeń ojców o kainowe zbrodnie musiały dorastać tysiące dzieci „żołnierzy wyklętych”.

<!** Image 3 align=none alt="Image 167358" sub="Białostocczyzna, 7 września 1945 r. Ostatnia koncentracja V Brygady Wileńskiej Armii Krajowej. Pierwszy z lewej ppor. Romuald Rajs „Bury”.">Wykupił wszystkie „Tygrysy”

Romuald Rajs. Nazywa się dokładnie tak samo jak ojciec. Dziś ma 68 lat. Od ponad 40 lat mieszka w Bydgoszczy: - Ojca widziałem po raz ostatni, gdy miałem 5 lat. Zdarzenia z tamtego okresu, szybko po sobie następujące, niesłychanie dramatyczne, wryły mi się głęboko w pamięć i pozostały w niej na zawsze - wspomina. - Ojciec wysłał mnie z mamą z Karpacza, gdzie mieszkaliśmy i prowadziliśmy pralnię, do babci, do Elbląga. Pewnie wiedział, że są już na jego tropie. Po jakimś czasie przyszedł telegram z wiadomością, że ojciec „jest chory”. Wiedzieliśmy już wtedy, że go aresztowali. Dalszy trop prowadził prosto do Elbląga. Mama postanowiła ukryć się ze mną u krewnych w Olsztynie. Na próżno. Po jakimś czasie przyjechała babcia. Przekonała mamę do powrotu i oddania się w ręce UB, gdyż w przeciwnym razie konsekwencje miała ponieść cała rodzina. Wróciliśmy. Czy może pan sobie wyobrazić, co czuje 5-letnie dziecko, którego matkę wyprowadzają z mieszkania i prowadzą ulicą pod bronią?

<!** reklama>Proces, śmierć ojca, pobyt matki w gdańskim areszcie, nieustające wizyty UB w mieszkaniu wywarły przemożny wpływ na dzieciństwo Rajsa.

- Mama nie mogła dostać pracy, w końcu, żeby nas utrzymać, została szwaczką - mówi. - Przez długie lata ubecy śledzili nas, wystawali na ulicy, nachodzili w domu, raz nawet przyszli w samą Wigilię. A my w domu milczeliśmy. Mama nie chciała o niczym mówić. To był u nas temat tabu. Jeszcze gorzej się poczułem, gdy w szkole o takich ludziach jak ojciec mówiono „bandyci”. Oczywiście, starałem się, żeby nikt z kolegów nie wiedział, jak było naprawdę. Mama i ja mówiliśmy wszystkim, że ojciec zginął na wojnie. Tak było bezpieczniej. Bo on naprawdę zniknął. Nawet nie miał swojego grobu...

Mimo tej sytuacji Rajsowi udało się dostać do liceum, a następnie na studia. Był to czas popaździernikowej odwilży. O zachowaniu tajemnicy trzeba było jednak pamiętać.

<!** Image 4 align=right alt="Image 167358" sub="Od lewej „Rekin” i „Bury”, pierwszy z prawej „Wiarus”, prawosławny">- Podczas studiów w Olsztynie, akurat na zajęciach w studium wojskowym, dowiedziałem się, że właśnie ukazała się kolejna książeczka z bardzo popularnej wówczas serii „Tygrys”. Miała tytuł „Sztylet „Burego”. Od razu domyśliłem się, że była o moim ojcu. Wystraszony tym, że zostanę w ten sposób zidentyfikowany, zwolniłem się z zajęć, pobiegłem do domu po pieniądze, a następnie w całym mieście wykupiłem wszystkie „Tygrysy”, jakie udało mi się znaleźć. Udało się, nikt ze znajomych nie skojarzył nazwiska...

Skrajne emocje

Nic dziwnego, że lata następujące po upadku PRL-u zaowocowały (siłą inercji, nie tylko mozolnym „prostowaniem” historii) przywracaniem czci i pamięci „żołnierzom wyklętym”, ale i próbą ich bezkrytycznej apoteozy.

Dziś, im bardziej oddalamy się w czasie od tamtych wydarzeń, łatwiej na nie spoglądać z dystansu, z możliwie dużą dozą obiektywizmu. Nie brak jednak sytuacji nie do końca wyjaśnionych, budzących nadal skrajne niekiedy emocje i kontrowersje. Jeden z najgłośniejszych sporów dotyczy działalności oddziału Narodowego Zjednoczenia Wojskowego na Białostocczyźnie w 1946 r. pod dowództwem kpt. Romualda Rajsa „Burego”.

Do dziś nie tylko przez członków rodzin osób poległych z rąk żołnierzy oddziału „Burego”, ale także przez część mieszkańców Białostocczyzny, szczególnie narodowości białoruskiej, Rajs postrzegany jest jako przestępca. W ich opowieściach „Bury” jawi się jako mściwy, bezlitosny watażka, który zabijał i kazał zabijać. Szczególnie Białorusinów. Mówi się, że - wzorem Ukraińców na Wołyniu - otaczał wsie szczelnym kordonem wojska, polskim mieszkańcom kazał je opuszczać, a następnie podpalał chałupy Białorusinów, a do uciekających kazał strzelać. W ten sposób, od kul i płomieni we wsiach Zaleszany i Wólka Wygonowska zginąć miało 16 osób, w tym kobiety i dzieci, we wsi Zanie - 24 osoby, a we wsi Szpaki - 9. W innym przypadku podaje się, że „Bury” miał kazać przeżegnać się grupie furmanów ściągniętych do Hajnówki. Kto zrobił to po katolicku, był wolny. Prawosławnych kazał wyprowadzić do lasu koło wsi Puchały Stare i zamordować siekierami, żeby oszczędzać kule. W ten sposób zginąć miało 31 woźniców.

„Bury” w pokazowym procesie skazany został na śmierć. Wyrok wykonano. Co się stało z ciałem - nie wiadomo. - Dotarłem do wszystkich dokumentów - mówi syn „Burego”. - Znam nawet nazwisko wykonawcy wyroku. IPN odpowiedział mi natomiast, że nie udało się ustalić miejsca pochówku zwłok. Dawniej bardzo chciałem wiedzieć, gdzie leży. Teraz już nie chcę. A jeśli by się okazało, że poszedł pod nóż na jakieś ćwiczenia w prosektorium?

<!** Image 5 align=none alt="Image 167358" sub="Jedna z ostatnich narad sztabu V Brygady Wileńskiej przed rozwiązaniem. Pierwszy od lewej „Bury”, czwarty (półleżąc) „Łupaszka”.">Już w latach 80. Romuald Rajs przestał kryć swoją tożsamość. Po odzyskaniu przez Polskę suwerenności, śladem wielu innych dzieci dawnych „żołnierzy wyklętych”, wystąpił o rehabilitację ojca do sądu.

W 1995 r. Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego unieważnił wyrok śmierci na Romualda Rajsa, uzasadniając, że „walczył o niepodległy byt państwa polskiego”, a wydając kontrowersyjne rozkazy dotyczące, m.in., pacyfikacji białoruskich wsi, „działał w sytuacji stanu wyższej konieczności, zmuszającego do podejmowania działań nie zawsze jednoznacznych etycznie”.

To jednak sprawy nie zamknęło.

„Bohater”

Przeciwnicy rehabilitacji „Burego” założyli komitet rodzin pomordowanych furmanów, który, m.in., wystąpił z inicjatywą budowy pomnika, na którym miał zostać umieszczony napis: „W hołdzie pomordowanym przez zbrojne podziemie”. Na budowę nie zezwoliła ówczesna wojewodzina podlaska, argumentując, że w związku z uznaniem wyroku śmierci Romualda Rajsa za nieważny, napis taki jest nadużyciem.

Ale sprawa pacyfikacji wsi odżywa co jakiś czas. Wyemitowany w 2004 r. w „Jedynce” TVP film Agnieszki Arnold „Bohater” przedstawił „Burego” jako bezwzględnego zabijakę, winnego śmierci co najmniej 80 niewinnych osób - mieli zginąć tylko dlatego, że byli prawosławnymi.

<!** Image 6 align=right alt="Image 167358" sub="Kpt. Romuald Rajs w rozkazie z dnia
16 września 1945 r. napisał: „Brygada (...) była zawsze wierna Narodowi, nie złoży swej broni i będzie walczyć dotąd, dopóki Ojczyzna nie odzyska pełnej niepodległości
w swoich dawnych granicach”">- Po emisji filmu znów słyszałem pogróżki, uszkodzono mi domofon - wspomina Romuald Rajs. - Mam wrażenie, że przez cały czas próbuje się wrócić do PRL-u. Dla mnie sprawa jest już zamknięta. Podzielam zdanie sądu. A rodzinom ofiar bardzo współczuję. Stracili przecież swoich bliskich. W tamtych jednak czasach życie zmuszało do podejmowania bardzo trudnych nieraz i drastycznych decyzji. Wojna wszak wciąż trwała. Wojna na śmierć i życie. O Polskę i jej przyszły los.

Ja się za nich modlę

W 2005 r. swoje śledztwo w sprawie pacyfikacji wsi zamknął IPN. Stwierdził, m.in., mnóstwo wątpliwości wobec działań obydwu stron. W sprawie dotyczącej woźniców wykluczono np. użycie siekier, dopuszczono możliwość prowokacji ze strony UB oraz poszlaki wskazujące na ostrzeliwanie oddziału we wsiach, znaleziono rozkaz o pacyfikacji, wydany przez zwierzchników „Burego”. Mimo wszystko IPN potępił działania Rajsa. „Zabójstwa furmanów i pacyfikacje wsi w styczniu i lutym 1946 r. nie można utożsamiać z walką o niepodległy byt państwa, gdyż nosi znamiona ludobójstwa. Żadna zatem okoliczność nie pozwala na uznanie tego, co się stało, za słuszne” - napisano w obszernym uzasadnieniu decyzji o umorzeniu śledztwa z uwagi na śmierć sprawców.

- I co ja na to? Po prostu - chciałbym, żeby to się nigdy nie stało. Ale stało się. I dziś ja się za dusze ofiar akcji mojego ojca po prostu szczerze modlę - wyznaje Rajs. - Co dzień się modlę.

Teczka osobowa

Kim był Romuald Rajs „Bury”?

Urodził się w 1913 r. w Małopolsce. Zawodowy podoficer. W kampanii wrześniowej walczył w 85. Pułku Piechoty w Armii „Prusy”. Od 1940 r. działał w ZWZ, a następnie AK na Wileńszczyźnie. Od 1943 r. jako podporucznik był dowódcą 1. kompanii szturmowej w III Wileńskiej Brygadzie AK. W lipcu 1944 r. brał udział w operacji „Ostra Brama”, wyzwalaniu Wilna z rąk Niemców. Po aresztowaniu dowódcy przez NKWD, wyprowadził oddział z sowieckiego okrążenia w Puszczy Rudnickiej, a następnie go rozwiązał.

W październiku 1944 r. przedostał się do Białegostoku, gdzie wstąpił do LWP pod fałszywym nazwiskiem Jerzy Góral. Od stycznia 1945 r. dowodził plutonem w Batalionie Ochrony Lasów Państwowych w Hajnówce. W maju 1945 r. zdezerterował z całym oddziałem i przyłączył się do mjr. Zygmunta Szendzielarza ps. „Łupaszka”, który odtwarzał V Wileńską Brygadę AK i został dowódcą 2. szwadronu brygady, którego trzonem był uprowadzony pluton. Po rozwiązaniu AK brygada nie podporządkowała się temu rozkazowi. Kilka miesięcy później mjr Szendzielarz rozkazał rozwiązać V Wileńską Brygadę AK. Rajs postanowił walczyć dalej.

Wraz z oddziałem podporządkował się komendantowi Okręgu III Białystok Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, mjr. Janowi Szklarkowi ps. „Kotwicz” i objął funkcję szefa Pogotowia Akcji Specjalnej (PAS), oddziału liczącego od 100 do 180 żołnierzy. Otrzymał rozkaz „przeprowadzenia pacyfikacji terenów południowo-wschodnich powiatu bielskiego”. Akcja miała być wymierzona nie tylko w siatkę agenturalną resortu bezpieczeństwa, miała mieć również charakter „odwetu na wrogiej ludności do sprawy konspiracyjnej”. W końcu stycznia i na początku lutego 1946 roku żołnierze kpt. Rajsa faktycznie spacyfikowali kilka wsi. Ich ofiarą padło ok. 80 osób, głównie narodowości białoruskiej.

W 1946 r. „Bury” rozwiązał oddział i wyjechał do Karpacza. Aresztowany przez UB na pokazowym procesie w białostockim kinie „Ton” został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 30 grudnia 1950 r. w Białymstoku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Nazywali mnie synem bandyty... - Nowości Dziennik Toruński

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska