Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie czuje się spełniona

Małgorzata Chojnicka
Anna Nehrebecka to jedna z najbardziej lubianych polskich aktorek
Anna Nehrebecka to jedna z najbardziej lubianych polskich aktorek Małgorzata Chojnicka
Rozmowa z Anną Nehrebecką, która wzięła udział w spotkaniu Dyskusyjnego Klubu Filmowego „Se(a)ns” w Lipnie.

Lubi Pani spotkania z widzami w takich małych miejscowościach jak Lipno?
Przyznam się, że jeżeli uczestniczę w takich spotkaniach, to tylko w małych miejscowościach. Uważam, że przychodzą na nie ludzie, którzy naprawdę chcą się czegoś dowiedzieć i porozmawiać. Dla nich jest to coś fajnego i sympatycznego. Wtedy nawzajem się doceniamy.
Czuje się Pani aktorką spełnioną?
Ten zawód ma w sobie coś takiego, że nigdy nie daje spełnienia. Są dobre i złe chwile oraz momenty wzlotów i upadków, które oznaczają ciszę zawodową. Jeżeli aktorstwo traktuje się poważnie, to nigdy się nie jest spełnionym w tym zawodzie. Można się cieszyć i mieć chwile satysfakcji, ale nigdy nie można powiedzieć, że się osiągnęło już wszystko.
Z kreowanych przez Panią ról emanuje ciepło, dobro i spokój. Jaka jest Pani w życiu?
Jestem osobą bardzo emocjonalną. Mojemu życiu daleko do sielanki. Wymaga ode mnie różnych decyzji i zawsze zdaję sobie sprawę, że każda z nich wiąże się z pewnymi konsekwencjami. W momencie, gdy się na coś decyduję, to już potem nie rozczulam się nad sobą.
Urzekła mnie wypowiedź Pani męża, który kiedyś powiedział, że to on wykarmił córki…
Nasze córki rodziły się w trudnych latach 80. Życie było wtedy bardzo skomplikowane. Mieliśmy to szczęście, że nikt z nas nie został aresztowany. Wyrzucenie męża z pracy czy próby szantażu, żeby był bardziej lojalny dla ówczesnej władzy, można nazwać drobiazgami. Nie twórzmy martyrologii, bo byli ludzie, którzy cierpieli naprawdę.
Rola w filmie „Chce się żyć” przyniosła Pani tegorocznego Orła. Było to bardzo trudne zadanie aktorskie?
Ciekawe, a praca była szalenie interesująca. Wydaje mi się, że ten film jest bardzo potrzebny nam jako społeczeństwu. Chyba się nie mylę, bo potwierdzają to reakcje widzów i nagrody, które film ten zdobywa. Nauczyliśmy się przede wszystkim pokory, bo wokół nas jest tyle nieszczęść, że brak nowego samochodu nie powinien być żadnym problemem. Chce się powiedzieć: „Ludzie, otrząśnijcie się!”. W dodatku nie umiemy obcować z chorymi ludźmi, a oni od nas oczekują normalnego traktowania. Nie chcą noszenia na rękach, a przede wszystkim litości. Tak naprawdę to nawet nie potrafimy przeprowadzić niewidomego przez ulicę, bo się tego boimy.
Pamiętam, że kiedyś jeździłam na koncerty z niewidomą koleżanką. Ja recytowałam wiersze, a ona przepięknie śpiewała. Wcześniej nie obcowałam na co dzień z kimś, kto nie widzi i byłam lekko skrępowana całą sytuacją. Dawałyśmy sobie jednak radę, a ona imponowała mi swoją samodzielnością. Kiedy byłyśmy w Kolonii, zaproponowała mi, żebyśmy zwiedziły katedrę. Wprawiło mnie to w wielkie zaskoczenie. Właściwie było tak, że ona oprowadziła mnie po katedrze. Potrafiła objąć kolumnę i ją pomacać, aby przekonać się jak ona wygląda. W pewnym momencie przestałam zauważać, że ona nie widzi i tłumaczyć jej rzeczy oczywiste. To było dla mnie bardzo ważne.
Jak wyglądały przygotowania do tej roli?
Przez ponad dwa miesiące spotykałam się z ludźmi chorymi i rehabilitantką, która wprowadzała w Polsce język Blissa, czyli sposób porozumiewania się ludźmi z porażeniem mózgowym. Są różne stopnie tego upośledzenia. Chorzy mają swoje wspaniałe życie, które warto poznać. Trzeba jednak zadać sobie trudu, by ich zrozumieć. To choroba, w której człowiek nie panuje nad swoimi odruchami. Kiedy ja się uczyłam języka Blissa, najtrudniejsze było mi rozpoznać znak „tak”. Od tego się zaczyna - potem jest cierpliwość i w końcu wspólna rozmowa.
Co Pani w życiu najbardziej przeszkadza?
Chamstwo, fałsz i brak bezinteresowności. Przeraża mnie takie roszczeniowo-zawistne podejście do ludzi i zero odpowiedzialności. Bo to zwalnia od myślenia.
Ma Pani swoją ulubioną rolę?
Nie, bo w każdej zostawiłam cząstkę siebie.
Jak Pani wspomina serial „Złotopolscy”?
Początek był bardzo sympatyczny. Namówił mnie do niego reżyser Janusz Zaorski, bo nie byłam zwolenniczką grania w długich serialach. Pracę i niektórych kolegów wspominam bardzo sympatycznie, ale moment rozstania się z serialem, delikatnie mówiąc, był co najmniej niekulturalny. Nie z mojej strony. Dowiedziałam się, że moja postać zostanie uśmiercona od charakteryzatorki, a nie od producenta. Zabrakło zwykłej cywilnej odwagi. Uważam, że od ludzi, którzy zajmują się kulturą, powinno się wymagać chociaż odrobiny kulturalnego zachowania.
Co Pani wyniosła z domu rodzinnego?
Dzięki rodzicom jestem taka, jaka jestem. Nie miałam domu, w którym było lekko, łatwo i przyjemnie. Warunki mieliśmy dość trudne. Moja mama zajmowała się domem, a ojciec pracował. Rodzice nauczyli mnie szacunku do innych i odpowiedzialności, a także świadomości, że każdy człowiek może zrobić coś głupiego czy złego. Trzeba jednak mieć odwagę, aby się do tego przyznać. Byli dla mnie przede wszystkim ostoją i nigdy nie usłyszałam od nich, że nie mają dla mnie czasu. Własnie tego starałam się nauczyć moje córki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska