Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie jestem staruszkiem, który boleje przez to, co już minęło

Danuta Nowicka
Stanisław Janicki: - Stare kino wciąż mnie bardzo wzrusza
Stanisław Janicki: - Stare kino wciąż mnie bardzo wzrusza Sławomir Mielnik
Rozmowa ze Stanisławem Janickim, autorem telewizyjnego programu „W starym kinie”

Ile to już lat minęło od ostatniego programu „W starym kinie”?
Jeśli się nie mylę, siedemnaście. Ostatni program wyemitowany został w 1999 roku.
Nie brakuje Panu kotary, świecznika, cotygodniowych spotkań z telewidzami?
Nie bardzo, bo po zaledwie kilkuletniej przerwie przyjąłem zaproszenie stacji telewizyjnej Kino Polska i od tej pory mam tam swój cotygodniowy program. Serdecznie zapraszam w każdą sobotę w godzinach południowych. Program jest poświęcony nie tylko przedwojennym, ale przede wszystkim dawnym (do lat 80.) filmom polskim.
Stare filmy wciąż fascynują?
Tak, w myśl porzekadła: „Stara miłość nie rdzewieje”.
Bywa, że z pewnym rozbawieniem śledzimy grę aktorów, dramaturgia już do nas nie przemawia, scenografia trąci sztucznością...
To sprawa bardzo indywidualna. Są ludzie, którzy nie dostrzegają niczego poza czubkiem własnego nosa, interesuje ich tylko tu i teraz. Wydaje mi się, że są nie tylko powierzchowni, zubożeni, ale mają wykrzywiony pogląd na świat i ludzi. Dla mnie - i w tym się pewno nie mylę - człowiek, który nie ma świadomości, skąd i z jakich czasów się wywodzi i skąd wywodzili się jego rodzice czy dziadkowie, jest w jakiś sposób kaleki. Nie będę powtarzał banału: tylko znając przeszłość, możemy trafnie oceniać teraźniejszość.
Miał Pan niemało okazji, żeby poznać gwiazdy. Także bezpośrednio.
Na rozlicznych festiwalach, w których uczestniczyłem jeszcze jako krytyk filmowy, a także przy różnych innych okolicznościach. Długo by o tym opowiadać... Przy okazji: słowo „gwiazdy” nie do końca mi odpowiada. Cenię aktorów nie za ich powierzchowny blask, lecz za osobowość.
Mało kto wie, że Charlie Chaplin tworzył filmy na wskroś autorskie: nie tylko reżyserował i grał, ale projektował scenografię, dobierał aktorów, komponował muzykę...
...i montował swoje filmy. A przy tym, dążąc do perfekcji, decydował o każdym szczególe, co powodowało, że jednej scenie poświęcał kilka tygodni. Był wielkim, pierwszym i niedoścignionym człowiekiem kina - wszechstronnym, oddanym filmowi, zarówno temu na początku pierwotnemu, jak i późniejszemu, wyrafinowanemu. Rozpoczynał przed pierwszą wojną światową, kiedy kino ledwo raczkowało i było nieme. Dźwięk budził jego sprzeciw, ale w końcu potrafił się znaleźć w nowej rzeczywistości, choćby jako twórca „Dyktatora”. Nie znoszę określenia „geniusz”, niemniej przysługuje ono właśnie Chaplinowi.
Boski Rudolf Valentino we wczesnej młodości zbyt boski nie był...
Naprawdę nazywał się Rodolfo Alfonzo Raffaello Pierre Philibert Guglielmi i żebrał na ulicy. Potem pracował jako ogrodnik, kelner, zmywał naczynia w restauracji, odbywał karę w więzieniu za drobne kradzieże i oszustwa. Początek metamorfozie dała praca fordansera w nocnym lokalu.
Przejdźmy na grunt polski. Jakie wrażenia, sytuacje przechowuje Pan w pamięci po spotkaniach z rodzimymi gwiazdami dużego ekranu?
Jako ostatni miałem szczęście spotkać się z Mieczysławą Ćwiklińską, kilka miesięcy przed jej śmiercią w 1972 r. Miała 93 lata, była już bardzo schorowana; nie ukrywam, że rozmowa nie należała do łatwych, choć pytania przesłałem z wyprzedzeniem (fragmenty odpowiedzi trzeba było potem montować). Do momentu, kiedy zagadnąłem, już na zakończenie, gdzie chętniej grała - w filmie czy w teatrze. Pani Miecia nieoczekiwanie się ożywiła, jakby zapominając o swojej sytuacji. Uśmiechnęła się, wykrzyknęła całą frazą: „Na scenie! Na scenie! Bo ja kocham teatr!”. Z kolei z cudowną, wspaniałą Danutą Szaflarską byliśmy umówieni w Kościerzysku, miejscu jej urodzenia, w domu, który ufundowała jej gmina. Mija godzina, mijają dwie - aktorki jak było, tak nie ma. A kiedy się wreszcie pojawiła, zachowywała się, jakby mnie i ekipy nie było. Do czasu. Bo potem - ach, cóż to była za rozmowa!
Zapomniał Pan o spóźnieniu?
Zarówno spóźnienie pani Danuty, jak i jej przedłużającą się psychiczną nieobecność odebrałem jako symptom zatarcia granicy pomiędzy grą a realnością. W przypadku wielkich aktorów to nierzadkie zjawisko.
Pomysł na „W starym kinie” ze wszystkimi szczegółami związanymi z realizacją programu rzeczywiście powstał w ciągu 15 minut?
Nie wiem, czy w ciągu kilkunastu minut, ale dosyć szybko. Hania, moja koleżanka ze studiów, pracująca w telewizji (która mnie kompletnie wtedy nie interesowała - telewizja, nie Hania) poprosiła o zastępstwo, bo prowadzący nagle zachorował, a program emitowany był na żywo.
Jednym z jego założeń był język zrozumiały dla wszystkich. Jeśli się Pan zagalopował, przygotowując odcinek, trzeba było skreślać „ekspiacje”, „ekspozycje” i wszelkie „izmy”?
Byłem zawsze do programu dobrze przygotowany. Stosowałem zasadę, że nie używam słów, które nie są powszechnie zrozumiałe.
W ciągu 33 lat nadawania programu - to ponoć rekord na polską skalę - kotara nieco wyblakła. Stąd pewne zmiany.
Dokonywane były przez cały czas. Zapraszałem najpierw gości do studia, a potem z kamerą wędrowaliśmy po najpiękniejszych zakątkach Warszawy, choćby po moich ukochanych Łazienkach...
Zainteresowanie kinem, wchodzenie w celuloidową rzeczywistość prędzej czy później musiało doprowadzić do majstrowania przy filmie.
To marzenie w końcu udało mi się urzeczywistnić, choć dyplomu ukończenia szkoły filmowej nie miałem. Niedawno pokazałem jeden z nich, o Janie III Sobieskim.
Często chodzi Pan do kina? Zupełnie bezinteresownie, z ciekawości?
Często. Ostatnio byłem na „Body/Ciało” i „Demonie”. Ten drugi oglądałem z przejęciem, bo Marcin Wrona był przez dwa lata moim studentem w katowickiej szkole filmowej.
To mnie Pan zaskoczył. Spodziewałam się usłyszeć, że tylko stare kino, w którym pianino imitowało dźwięk z taśmy, jest w stanie Pana tak naprawdę zainteresować.
Stare kino mnie wzrusza, ale staram się żyć, mimo wszystko, czasem aktualnym, tym całkiem bieżącym. Jak widzi pani, nie jestem zasuszonym staruszkiem, który boleje z powodu tego, co już minęło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska