Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie wszystko świetne, co się święci

Radosław Rzeszotek, Piotr Schuta
Jezus ukrzyżowany spod ręki artysty ludowego z nadwiślańskich drzew i Jezus umęczony z gipsu made in China ze sklepu z dewocjonaliami. Sztuka i kicz. Jedno i drugie na chwałę Pana.

Jezus ukrzyżowany spod ręki artysty ludowego z nadwiślańskich drzew i Jezus umęczony z gipsu made in China ze sklepu z dewocjonaliami. Sztuka i kicz. Jedno i drugie na chwałę Pana.

<!** Image 2 align=right alt="Image 21671" >Nie chwalą Boga żarliwą modlitwą, nie kładą się krzyżem przed ołtarzem. Robią dla Niego sztukę ludową.

W Osieku nad Wisłą kościół nie jest zbyt okazały. Nie ma gotyckiego majestatu, nie ma strzelistej wieży. Zwykły kościół, ale wokół niego dzieją się rzeczy wyjątkowe. Dzisiaj rzadko spotykane, powszednie sto lat temu.

Ołtarz z lasu

Jacek Melerski zorganizował sobie pracownię w piwnicy domu. Ma w niej wszystko, co potrzebne. Ma dłuta, ale woli rzeźbić kozikiem zrobionym ze starego noża kuchennego. Ma kleje stolarskie, ma druciki, a na ścianach suszone trawy obok zdjęć klasycznych ludowych świątków.

- Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych moich znajomych to, co robię, może wydawać się trochę dziwne - uśmiecha się Melerski, konserwator w Szkole Podstawowej w Osieku nad Wisłą. - Ale nigdy nie spotkałem się z kpinami czy złośliwościami. Ludzie w naszej wsi przyzwyczajeni są do tego, że czasem dzieje się tu coś niezwykłego, czego w innych parafiach nie ma.

Melerski od kilku lat buduje symboliczne groby Jezusa Chrystusa. Co roku cała wieś schodzi się, żeby je podziwiać. Zawsze jest wokół nich sporo dyskusji. Jednym się podobają, inni woleliby zobaczyć coś bardziej „klasycznego” lub „tradycyjnego”. - Mniej więcej wiem, o co mi chodzi, kiedy buduję taki grób - mówi Melerski. - Czuję, o jakie symbole mi chodzi i co one mają wyrażać, ale jeśli ktoś widzi coś innego niż ja, to też się cieszę. Sztuka to bardzo indywidualna sprawa.

Groby Jezusa budowane są z najprostszych rzeczy - drewnianego krzyża, płyty pilśniowej, zeschniętych traw, papieru, nadpalonych pni drzew. Melerski nadaje im nowe przeznaczenie. Jedynie postać Zbawiciela jest rzeźbą.

- W tym, co robi Jacek, jest po prostu prawda - stwierdza Michał Kokot, artysta fotografik, malarz, emerytowany dziennikarz i nauczyciel, a dziś opiekun artystyczny ludowych twórców z Osieka nad Wisłą. - To nie jest owoc jakiejś nauki lub ćwiczeń, lecz wypływa wprost z niego. W jego pracach związanych z wiarą przewija się mnóstwo symboli nawiązujących do zmartwychwstania. To młody, 27-letni chłopak, wierzę, że stworzy jeszcze wiele niezwykłych rzeczy.

Przed Wielkanocą albo Bożym Narodzeniem Melerski wsiada na rower i jedzie do las lub nad Wisłę. Żeby zobaczyć ołtarz, który ma zrobić lub szopkę bożonarodzeniową. A kiedy już zobaczy, wraca nad rzekę ciągnikiem. Ściąga do wsi zwalony pień, zeschnięty krzew rokitnika, tarninę. - Jest przy tym pełno roboty, bo ciągnik na wiosnę zazwyczaj gdzieś się zakopuje - uśmiecha się pan Jacek. - Człowieka trafia szlag, bo robi coś dla Pana Boga, a on pozwala ciągnikowi się zakopać. Ale może właśnie o to chodzi?

Komu by się chciało?

Rodzina Melerskiego od kilku pokoleń związana jest z rękodziełem. Jego dziadkowie zajmowali się wikliniarstwem, jego rodzice także się na tym znają. Jacek z wikliny też potrafi składać naczynia i figury. - Ach, nasz Jacuś, to taki dobry i niezwykły chłopak. Któremu w jego wieku chciałoby się robić tyle co jemu? - klaszcze w dłonie Anna Słupczewska, poetka, również z Osieka. Stworzyła z tysiąc wierszy, nigdy jednak nie wydała ich w tomiku. Nie starała się o to, bo, jak mówi, nie nadaje się do rozmawiania z wydawcami, załatwiania umów, składania zobowiązań.

Bóg nad rzeką

- Choć nie biegam do kościoła jak najęta, to w Ewangelii widzę najpiękniejszą poezję, jaką kiedykolwiek napisano - mówi pani Anna, która skończyła w tym roku 74 lata. - Miłość, prawda, cierpienie, śmierć... Nasz świat to oczywista bajka. Nie rozumiem, dlaczego ludzie tworzą własne światy, kiedy żyją w takim pięknie. Dziś już mało kto chodzi nad rzekę i w tym, co tam spotka, widzi Boga...

<!** Image 3 align=left alt="Image 21672" >W poezji Słupczewskiej Bóg nie jest mędrcem z brodą ani męczennikiem. Bóg jest wszystkim. Rodzinną wsią, gniazdem jaskółek, zeszytem, w którym pisze się wiersze.

- Zaczęłam pisać jeszcze w latach 60. - wspomina poetka z Osieka. - Pisałam nocami, co mój mąż uważał za wariactwo. Ale w końcu zrozumiałam, że to nie ja dziwaczeję, ale ten świat zwariował. Właśnie dlatego nie chciałabym wyprowadzić się z Osieka.

- Poezja Ani, podobnie jak sztuka Jacka, wiążą się z Wisłą, z wiecznym przemijaniem i oczyszczeniem - mówi Michał Kokot. - To artyści, którzy nie muszą mieć Boga na ustach, żeby wyrażać miłość do Niego.

Michał Kokot i Anna Słupczewska są na emeryturze. Ale wiedzą, po co żyją, nie gnuśnieją. Nie tworzą rzeczy, które podziwiać mają tłumy i kupować będą handlarze sztuką z całego świata.

Sprzeda się wszystko. Różańce z prasowanych muszli, figury Pana Jezusa z żywicy, a nawet chiński kicz, który sypie się w rękach. Na wszystko znajdzie się klient, tylko trzeba wiedzieć, kiedy go szukać.

Mężczyzna na obrazku wygląda z daleka jak amerykański hipis z lat 70. Ma żółte włosy i czerwoną szatę. U jego stóp klęczy 12 podobnie odzianych długowłosych mężczyzn, którzy zażywają relaksu na trawce. Pod nimi płynie wodospad. Z piany wystają wskazówki. To ozdobny zegar z Panem Jezusem i dwunastoma apostołami, wyprodukowany w Chinach, sprzedawany w Polsce. Prawdziwy hit.

- Schodzi, jak nie wiem co. Ostatnia sztuka nam została - mówi sympatyczna sprzedawczyni z palcem utkwionym w ścianę, na której świeci się i mieni kolorami hipisowska scena. Bo to nie jest zwykły zegar. W plastikowej obudowie znajduje się pstryczek, który włącza żaróweczkę i święte osoby promieniują kolorami. Cud prawdziwy. - Też mamy tę tandetę, bo klienci jej szukają. Ale musimy to od razu modernizować, po godzinie się przepala. Obudowa jest z kartonu i przy pierwszej próbie starcia kurzu się rozpada. Ale sprzedajemy. Najwięcej tej lipy kupują pielgrzymi z Rumunii i Węgier. Każdy towar znajdzie swego klienta - Krzysztof Jeż wie, co mówi. Jego rodzina od trzech pokoleń produkuje i sprzedaje dewocjonalia w Częstochowie, mieście, które nie bez powodu uważane jest za centrum rynku dewocjonaliów w Polsce. Z dzieciństwa Jeż zapamiętał wizytę poborcy skarbowego w warsztacie rodziców i scenę zajmowania prasy do medalików. - Końmi wyciągano ją na łańcuchach - mówi. Dziś jego firma wyrabia różańce, łańcuszki i obrazki. I sprzedaje swoje wyroby w całej Europie i jeszcze dalej. Różańcami spod Jasnej Góry zachwycają się Włosi w Rzymie i Meksykanie w Guadelupe. - Nie mamy się czego wstydzić. Polskie dewocjonalia mają swoją renomę - dodaje Krzysztof Jeż.

W dewocji - tak żartobliwie nazywają tę branżę sprzedawcy - jak w mało której gałęzi handlu, doskonale widać, czym jest sezonowość. To nic innego jak kalendarz liturgiczny, który kieruje popytem i podażą od stycznia do grudnia.

- W lutym zaczynają się zakupy przed przyjęciem do pierwszej komunii i trwają do kwietnia. Alby, różańce, książeczki do nabożeństwa, wianki, krzyżyki, medaliki, albumy, zaproszenia. Przed Wielkanocą parafie zaopatrują się w świece paschalne oraz w figury do grobu pańskiego. W tym roku mamy nowość: zamiast gipsowych - figury z żywicy. Potem jest lato i wyjazdy na obozy oazowe i pielgrzymki. Idą śpiewniki, breloczki. Po Bożym Narodzeniu kolęda - sprzedajemy dużo obrazków i zestawów z krzyżykiem i kropidłem. Tylko Biblia sprzedaje się przez cały rok na okrągło - wylicza sprzedawczyni z bydgoskiej hurtowni dewocjonaliów. Jedynej w regionie. Zaopatruje się w niej większość sprzedawców z Pomorza i Kujaw. Kupują nie tylko właściciele sklepów z dewocjonaliami. Religijne pamiątki trafiają też do sklepów wielobranżowych i z upominkami. Kiedyś można je było znaleźć wyłącznie w dużych miastach w punktach sprzedaży „Veritasu” i „Ars Christiana”. Dziś kupi się te artykuły także w małych miasteczkach i na wsiach.

Jak w każdej branży, aby utrzymać się na powierzchni, trzeba czasem ryzykować, inwestując w nowy towar. Nigdy nie wiadomo, czy świecące obrazki z Jezusem albo figurki z odkręcaną główką Matki Boskiej okażą się hitem sezonu, czy też krokiem w stronę plajty. Każdy ma swoje sposoby na przyciągnięcie klienta i własną filozofię handlu. - Najlepiej, gdy jest na obrazku dużo świętych. Święta rodzina, ostatnia wieczerza - sceny zbiorowe sprzedają się najlepiej. Kupują młodzi i starzy. Głównie na prezenty - mówi sprzedawczyni ze sklepu z drobiazgami made in China, gdzie Pan Jezus ze wskazówkami w głowie leży na półce obok tykającej Myszki Miki i zegara z sercem przebitym strzałą.

- Tegoroczna nowość to wianuszki komunijne dla dziewcząt, których rozmiar można regulować. Nadają się na koczek i na włosy rozpuszczone - Jarosław Kopaczewski z Torunia (od 3 lat w branży) nie boi się ryzyka, ale od „chińszczyzny” trzyma się z daleka. - Niektóre z chińskich wyrobów ocierają się o profanację - mówi.

<!** Image 4 align=right alt="Image 21676" >- Mamy kilkaset wzorów różańców. Na czasie są te kolorowe z imitacji masy perłowej, takie, jakimi obdarowywał swoich gości Jan Paweł II - mówi Janina Aniołek-Tyrek z częstochowskiej hurtowni „Aniołek”.

Specjaliści z branży nie kryją, że papież Polak zawsze mocno ożywiał ruch w interesie. Każda jego wizyta w Polsce oznaczała szalone zwiększenie obrotów. Za Ojcem Świętym zawsze ciągnęły od miasta do miasta pielgrzymki straganiarzy. Sprzedawało się wszystko, byle miało cokolwiek wspólnego z osobą papieża. Nieubłagane prawa handlu sprawiły, że boom na pamiątki związane z Janem Pawłem II nastąpił tuż po jego śmierci.

- To był szał. Sprzedałem nawet rzeczy, które miałem z „Veritasu”, kupione po cenie złomu. Poszło wszystko - mówi Krzysztof Jeż z Częstochowy. Nie kryje, że Benedykt XVI ma w handlu mniejszą siłę przebicia. - Na dziesięć breloczków z Janem Pawłem, sprzedaje się jeden z Benedyktem - dodaje.

W dewocyjnej branży obrót robi się czasem na drobiazgach. Przed dniem Świętego Krzysztofa rośnie niewyobrażalnie popyt na tabliczki z modlitwą dla kierowców i naklejki z rybą, symbolem chrześcijaństwa. Często dochód przynoszą najtańsze wyroby, jak czarne różańce wkładane do trumien. Najwięcej kupują ich zakłady pogrzebowe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska