Niedomówienia związane z urlopem

- Szef mówi, że z takich wolnych dni tworzą się potem robią się urlopowe kominy. Z jednego roku zostanie kilka dni, z następnego kolejne i tak to narasta - mówi Czytelnik. - Reaguje też wręcz alergicznie, gdy słyszy od pracowników, że przecież zaległy urlop z poprzedniego roku należy wykorzystać do 30 września, bo zmieniły się przepisy. Takim terminem granicznym nie jest już od pewnego czasu koniec marca. Staramy się go przekonać, że nie ma nic złego w tym, że część urlopu zostaje na kolejny rok. Nie łamie się w ten przepisów.
[break]
Rzeczywiście z Państwowej Inspekcji Pracy w Bydgoszczy przyznają, że zaległy urlop z poprzedniego roku trzeba wykorzystać do końca września następnego roku. Ale jednocześnie w inspekcji zaznaczają, iż takiej możliwości nie należy traktować jako obowiązującej zasady, bo ona jest inna.
- Szef tej firmy nakłaniający do wzięcia urlopu w tym roku, w którym on przysługuje pracownikowi, stosuje się jak najbardziej ściśle do przepisów prawa pracy. Bowiem zgodnie z nimi obowiązkiem pracodawcy jest udzielanie pracownikowi urlopu w tym roku kalendarzowym, w którym uzyskał on do niego prawo - mówią w bydgoskiej inspekcji. - A wszystkie inne sytuacje należy traktować jako odstępstwa od tej zasady i dopuszczalne są one tylko wyjątkowo. Na przykład gdy sytuacja w firmie nie pozwala na wykorzystanie całego urlopu w jednym roku lub są inne ważne przyczyny. Urlop wypoczynkowy udzielany pracownikowi w terminie późniejszym niż rok kalendarzowy, w którym pracownik nabył do niego prawo, jest zawsze traktowany jako urlop zaległy. Bez względu na to, czy stało się to z winy pracownika, czy też pracodawcy.
Cały czas też pracownik ma możliwość wzięcia czterech dni wolnych w roku na żądanie. poza ustalonymi planami urlopowymi. Te 4 dni muszą się jednak mieścić się w 26 dniach urlopu przysługujących większości pracowników.

CZYTELNICY SYGNALIZUJĄ
- Kilkoro Czytelników poinformowało nas, że 27 grudnia przed południem chciało zobaczyć, jak wyglądają szopki w toruńskich kościołach. Okazało się to niemożliwe. - Wzięliśmy wnuki i wybraliśmy się do centrum Torunia - opowiada Czytelniczka. - W kościele garnizonowym szopkę można było zobaczyć tylko z daleka, przez zamknięte kraty. Podobnie było w katedrze Świętych Janów. Kościół św. Jakuba był całkowicie zamknięty. Dzieci były bardzo rozżalone. Taka sytuacja wynika pewnie z obawy przed kradzieżami czy dewastacją, ale można chyba jakoś inaczej to zorganizować.