Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowa rzeczywistość pierwsze kroki stawia stópkami Pikachu

Maciej Koprowicz
Kasia Kosmos ze „złowionym” Pokemonem Psyduckiem. Zdjęcie - zrzut z ekranu telefonu
Kasia Kosmos ze „złowionym” Pokemonem Psyduckiem. Zdjęcie - zrzut z ekranu telefonu Archiwum artystki
KASIA KOSMOS, artystka wizualna, autorka „Vidokówek TORUŃ”, opwiada o fenomenie gry „Pokemon GO”.

„Pokemon GO” to nowa gra, która polega na zbieraniu i trenowaniu wirtualnych stworków. Choć Pokemony można zobaczyć tylko na ekranie telefonu, to znaleźć je można w konkretnych miejscach w świecie rzeczywistym. Jak Pani idzie łapanie „kieszonkowych potworów”?
Jestem na siódmym levelu, czyli poziomie gry. Pokemony zbieram w drodze do pracy i podczas innych międzyzadaniowych przechadzek. Grę zainstalowałam trzy dni temu, ale mój świat zmienił się już znacząco. Doszło do tego, że gdy spotykam się z chłopakiem na obiedzie na mieście, miejsce wybieramy pod kątem obecności lure’ów (dostępne w grze itemy, czyli przedmioty służące do wabienia stworków - przyp. red.). Z zazdrością patrzę na Maciejowego supermocnego Tentacruela, podczas gdy mi się w większości objawiają Pidgeye (odpowiednio: rzadki Pokemon-meduza i pospolity Pokemon-ptak - przyp. red.).
Jaka była Pani motywacja do rozpoczęcia przygody z Pokemonami?
Nie będę oryginalna, gdy powiem, że poszłam za ogólnym szałem - po prostu ściągnęłam grę tak jak wszyscy. Same Pokemony znam oczywiście doskonale z serialu anime oglądanego lata temu. To był szał równie intensywny jak teraz. Dotąd pamiętam większość nazw, a ich ewolucje wymieniam tak samo automatycznie jak odmiany nieregularnych czasowników angielskich. Pokemony urzekają tak jak kiedyś od pierwszego wejrzenia, są dobrze przemyślaną historią. No i są słodkie.
Czuje Pani, że mocno wciągnęła się w rozgrywkę?
Pokemony są całym moim życiem - chcę być trenerką, chce mieć je wszystkie! To oczywiście żart, ale w Opolu pojawiła się oferta pracy dla trenera Pokemonów. 10 zł za godzinę to nie najgorsza stawka, dodatkowo służbowy telefon i wyżywienie. Nieźle, prawda? Niesamowite, jaki wpływ może mieć gra na realne życie. Raczej nie zapominam o świecie rzeczywistym, bardziej przyglądam się z ciekawością, jakie zmiany zachodzą dzięki „Pokemon GO”. Mam świadomość, że na moich oczach świat się przeistacza i wchodzi w nowy etap. Rozszerzona rzeczywistość to ciekawe zjawisko, które swoje pierwsze kroki stawia stópkami Pikachu (najpopularniejszy Pokemon, żółta elektryczna mysz - przyp. red.)!
Też ma Pani wrażenie, że Toruń oszalał na punkcie kieszonkowych potworów?
Z rozbawieniem rozglądam się po skrzyżowaniu, którego każdy skrawek okupowany jest przez ludzi niepoddających się w walce z serwerami gry, które ulegają ciągłym awariom z przeciążenia. W dzień aż tak to nie dziwi, ale tyle samo wkręconych można spotkać w nocy. Nie uważam, żeby to było groźne. Jest ciepło, czuć wakacyjny klimat. Na razie nie doczekaliśmy się incydentów takich jak w USA, gdzie zapatrzony w ekran łowca Pokemonów spowodował wypadek samochodowy. Świetne jest to, że gra zachęca do poruszania się, oderwania od komputerów. „Pokemon GO” oderwał użytkowników od foteli. Mam wrażenie, że liczba ludzi na ulicach Torunia zwiększyła się, a średnia ich wieku zmalała - to miasto dostało zastrzyk energii.
Jak Pani sądzi, co kieruje ludźmi, którzy biegają po mieście za wirtualnymi stworkami?
Kiedy masz „kilkadzieścia” lat, jesteś kimś między dzieckiem a dorosłym. Jesteś dorosło-dzieckiem. Przeprowadziłeś już swój pierwszy remont, zauważasz już powtarzalność imprez, na których znasz wszystkich. Zarabiasz swój hajs i wystarcza ci, by się utrzymać, ale też pobawić i czasem kupić większą zabawkę. Gdzieś między tą dorosłą odpowiedzialnością a dziecięcą potrzebą zabawy jest „Pokemon GO”. Jestem z rocznika 1990, więc macałam chipsy w poszukiwaniu żetonu z Pikachu czy takim kosmicznym fioletowym, teraz nie pamiętam jego nazwy (zagadka dla czytelników!).
To tęsknota za dzieciństwem wywołuje pokemonowe szaleństwo?
Lata 90. były wyjątkowe i właśnie przeżywają renesans. Trzeba zaznaczyć, że Pokemony zamazują granice między pokoleniami. Widziałam zarówno emerytki z Hiszpanii w polowaniu na Rattata (pospolity Pokemon-szczur - przyp. red.), jak i ojca z synkiem klikających w telefony. Ale dla wychowanych na pierwszej fali Pokemonów ich powrót to szczególne przeżycie.
Może powinniśmy mówić już o pokoleniu Pikachu?
To chyba bardziej pokolenie internetu. Nie ma wątpliwości, że Pokemony to dla moich rówieśników ważny fragment dzieciństwa. Znam ludzi do dziś trzymających w garażu segregatory pełne kart ze wszystkimi ich generacjami. Wydaje mi się, że te słodkie stwory potrafią szybko w sobie rozkochać, bo łatwo ulokować w nich emocje, bo każdy może znaleźć coś dla siebie: śpiewającego różowego Jigglypuffa czy miotającego ogniem Chari-zarda. A potem poznać dzięki grze innych ludzi. I nie widzę nic wstydliwego w tej zabawie, nie czuję się zdziecinniała. Poza tym Pokemony to bardzo poważny biznes, który jeszcze objawi nam pełnię swojej mocy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska