Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obrońcy życia pokazują przed szpitalem martwe płody. Od władzy i policji słyszą, że im wolno

Małgorzata Oberlan
Roland Garwoliński przed szpitalem na Bielanach w Toruniu. Przeciwnicy drastycznych akcji szykują pozew zbiorowy.
Roland Garwoliński przed szpitalem na Bielanach w Toruniu. Przeciwnicy drastycznych akcji szykują pozew zbiorowy. Sławomir Kowalski
- Jest drastycznie, bo aborcja jest drastyczna - mówi Roland Garwoliński. Koordynuje pikiety pod szpitalem na Bielanach w Toruniu; wkrótce mają one pojawić się też pod szpitalem im. Biziela w Bydgoszczy.

Bulwersujące wielu banery z drastycznymi zdjęciami martwych płodów prezentowane są przed Wojewódzkim Szpitalem Zespolonym w Toruniu co dwa tygodnie. Takie regularne pikiety organizuje Fundacja Życie i Rodzina od września. Wcześniej pikietowanie było sporadyczne. Co jest celem proliferów (od ruchu pro-life) , jak nazywa się przeciwników aborcji?

- Dowodem sukcesu będzie dla nas publiczna informacja od kierownictwa szpitala o zaniechaniu wykonywania tak zwanego „zabiegu przerywania ciąży” - mówi Roland Garwoliński.

Presja na pacjentki i personel

Koordynator toruńskich pikiet zaznacza, że 22 września br. mailowo uprzedził rzecznika szpitala o pikietach. „Przypominam, że zgodnie z polskim prawem lekarze nie mają obowiązku pozbawiania życia dzieci nienarodzonych, a nasz protest jest apelem o zaniechanie tego procederu w Szpitalu im. L. Rydygiera w Toruniu” - napisał.

Roland Garwoliński przedstawia też tabelkę z wyliczeniami, pod którą widnieje pieczątka i podpis Sylwii Sobczak, dyrektorki lecznicy. Wynika z niej, że od 1998 roku do listopada 2015 roku w szpitalu wykonano 68 zabiegów przerywania ciąży. W zdecydowanej większości w wyniku badań prenatalnych. 10 razy - gdy zagrożone było życie lub zdrowie matki. I tylko dwukrotnie, gdy ciąża była wynikiem czynu zabronionego, np. gwałtu. Warto wziąć tu pod uwagę, że chodzi o okres 18 lat.

Proliferzy nie dopuszczają aborcji w żadnym z wymienionych przypadków. Nie używają też tego terminu. Mówią o „zabijaniu dzieci”. Nie kryją, że poprzez pikiety chcą oddziaływać na personel szpitala, pacjentów i przechodniów.

- Pokazywanie prawdy o aborcji jest drastyczne, gdyż sama aborcja jest drastyczna. Uważamy, że jest konieczne pokazywanie prawdy o aborcji, aby powstrzymać jej wykonywanie - mówi Garwoliński. - Jak reagują torunianie, gdy pikietujemy? Wielu w rozmowach z nami deklaruje wsparcie. Inni z kolei w przejeżdżających samochodach pokazują uniesione w górę kciuki oraz palce złożone w znak Wiktorii.

Gdy we wrześniu Fundacja Życie i Rodzina ruszała z systematycznymi akcjami, pod szpitalem stanęło z banerami 6 osób. W listopadzie - już 30. Nie jest tajemnicą, że w organizację wolontariatu pro life silnie angażowała się Diecezja Toruńska. Na swojej stronie internetowej zachęcała do uczestnictwa w kursie dla tych, „którzy chcą nauczyć się, jak organizować działania antyaborcyjne”. Mowa była właśnie o pikietach, ale i działaniach internetowo-medialnych oraz o edukacji w szkołach.

Ciężarna: koncept chorego umysłu

Natalia Waloch, toruńska dziennikarka, w okresie jednej z pikiet akurat leżała na oddziale patologii ciąży. Pod koniec września na swoim profilu facebookowym opisała w emocjonalnym komentarzu, jak ona sama i inne ciężarne czuły się podczas pikiet „Wiedzcie, że to podłość wywalać te banery w miejscu, do którego co chwilę trafiają kobiety po poronieniach, z komplikacjami, z chorymi dziećmi w brzuchach. Nie złowicie tu wielu nowych wyznawczyń, za to kiedyś - za to znęcanie się - od kobiecego gniewu trafi Was szlag!” - napisała.

Czy dziś złagodziłaby to stanowisko? Nie. - Pomysł, żeby iść z takimi banerami pod szpital, gdzie kobiety rodzą dzieci, oraz gdzie leżą te, których ciąże są zagrożone, może się zrodzić wyłącznie w chorym umyśle kogoś całkowicie pozbawionego empatii - uważa Natalia Waloch.

Przypomina, że ciężarna przez wiele miesięcy jest ciągle na coś badana, co wiąże się ze stresem, nawet jeśli ciąża rozwija się prawidłowo. Jeśli są komplikacje, stres się wielokrotnie potęguje.

- W obecnej ciąży już trzykrotnie leżałam na patologii ciąży, czego nie życzę żadnej kobiecie. Oprócz tego, że człowiek martwi się o swoje dziecko, to ma dookoła inne pacjentki, czasami w skrajnie trudnych sytuacjach - mówi dziennikarka. - Leżałam na oddziale z dziewczyną, która wiedziała, że jej dziecko umrze wkrótce po narodzinach. Poza tym była w dobrej kondycji, więc wychodziła ze szpitala na spacery. Proszę sobie wyobrazić, co taka osoba, mająca w brzuchu chore dziecko, które za moment będzie musiała pochować, może czuć na widok zdjęć rozerwanych płodów. Ci państwo, którzy sami o sobie mówią, że kieruje nimi wrażliwość wobec małych ludzi i ich krzywdę, w rzeczywistości mają empatię ameby.

Co robi urząd, policjant, psycholog?

Przeciwnych formie działań Fundacji Życie i Rodzina jest zdecydowanie więcej torunian. - Jestem pewna, że tysiące - mówi Anna Lamers z Oddolnej Inicjatywy Obywatelskiej w Toruniu.

W marcu br. pod petycją do władz Torunia o zaprzestanie prezentacji drastycznych billboardów tylko w ciągu dwóch pierwszych dni podpisało się ponad 200 osób. Był to czas, gdy zdjęcia martwych płodów proliferzy prezentowali na starówce. Bały się dzieci, zmykały szkolne wycieczki. Dosłownie z godziny na godzinę narastało oburzenie.

Czytaj drugą część artykułu - kliknij poniżej:

- Od tego czasu regularnie, gdy tylko pojawiają się te zdjęcia, zgłaszamy policji wykroczenie z art. 141 Kodeksu wykroczeń („Kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek albo używa słów nieprzyzwoitych...”). Policja zgłoszenie zawsze przyjmuje, ale ciągu dalszego nie ma - relacjonuje Anna Lamers.

Oddolna Inicjatywa Obywatelska zwróciła się też o opinię na temat wpływu zdjęć na psychikę dzieci do Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. - Nie dostaliśmy odpowiedzi. Prywatnie pewna psycholog przekazała nam, że się boi - mówi Anna Lamers.

Urząd Miasta Toruń natomiast podkreślał już kilkukrotnie, że pikiety proliferów są prawidłowo zgłaszane.

„W przypadku zgromadzeń, o których mowa, porządek publiczny nie jest naruszany, nie można mówić o zagrożeniu zdrowia ludzi czy mienia w znacznych rozmiarach. Z rozmów przeprowadzonych z funkcjonariuszami policji wynika, że zgłoszone wnioski obywateli o naruszenie przepisów prawa w przedmiotowej sprawie są umarzane. (...) Nie jest też zadaniem organów władzy publicznej, analiza haseł, idei i treści, którym ma służyć zgromadzenie” - czytamy w oświadczeniu Anny Kulbickiej-Tondel, rzeczniczki prezydenta Torunia.

Oddolna Inicjatywa Obywatelska jednak się nie poddaje. - Przygotowujemy pozew zbiorowy, opierając się na innych przesłankach prawnych niż dotychczas - zapowiada Anna Lamers.

A proliferzy? Podtrzymują zapowiedź cyklicznych pikiet pod szpitalem na toruńskich Bielanach. Tak długo, aż osiągną założony sobie cel.

Czas na Szpital Uniwersytecki nr 2 im. dr. Jana Biziela w Bydgoszczy?

Bydgoszczanie już w kwietniu 2012 roku przeżyli bliskie spotkanie z opisywanymi billboardami. Wystawa fotografii, przedstawiających martwe płody po przeprowadzeniu aborcji, gościła na Starym Rynku w Bydgoszczy. Fotografie wywoływały skrajne emocje wśród przechodniów. Wówczas akcję zorganizowała fundacja „Prawo do życia”. Co czeka Bydgoszcz w najbliższym czasie? - W szpitalu im. Biziela także zabijane są dzieci i tam także jest potrzeba stanięcia w ich obronie. Przygotowania do rozpoczęcia protestów w Bydgoszczy trwają - informuje Roland Garwoliński z Fundacji Życie i Rodzina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Obrońcy życia pokazują przed szpitalem martwe płody. Od władzy i policji słyszą, że im wolno - Express Bydgoski

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska