Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obywatelu, nie męcz Temidy!

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
Skłóceni małżonkowie, politycy, banki i zalegający z ratami klienci, nastoletni wrogowie ze szkolnej ławy - wszyscy mogą być klientami mediatorów. Nie są, bo nie wiedzą o mediacjach, a i sądy niechętnie na nie kierują. A szkoda...

Skłóceni małżonkowie, politycy, banki i zalegający z ratami klienci, nastoletni wrogowie ze szkolnej ławy - wszyscy mogą być klientami mediatorów. Nie są, bo nie wiedzą o mediacjach, a i sądy niechętnie na nie kierują. A szkoda...

<!** Image 2 align=none alt="Image 170356" sub="Kompromis? Możliwy jest częściej niż sami podejrzewamy - twierdzą Monika i Janusz Kaźmierczakowie, mediatorzy Sądu Okręgowego w Toruniu. Mediacje to alternatywa dla sądowych rozstrzygnięć. Oszczędzają czas, pieniądze i nerwy. Może warto spróbować? / Fot. Adam Zakrzewski">- W zeszłym roku sąd skierował do nas tylko cztery sprawy. Pozostali klienci „przyszli z ulicy”. W porównaniu z warszawskim centrum mediacji, które zaczynało nie nadążać ze sprawami, Kujawsko-Pomorskie to uśpiony region - nie kryją Janusz i Monika Kaźmierczakowie, mediatorzy przy Sądzie Okręgowym w Toruniu, prowadzący też Laboratorium Pozytywnej Zmiany.

Sztuki mediacji nauczyli się w stolicy. Marzą, byśmy zarazili się ich entuzjazmem. Bo mediacje są szybsze i tańsze niż procesy sądowe. Pozwalają uniknąć rozgłosu, stresu na sali sądowej i, co najważniejsze, dają skonfliktowanym stronom pełną kontrolę nad sytuacją. - To nie sędzia zdecyduje, jak rozwiązać spór. Zrobią to uczestnicy mediacji - podkreśla Monika Kaźmierczak.

<!** reklama>Kto weźmie białe ręczniki?

Ona lat 25, on - 28. Małżeństwo z dwuletnim stażem. Nie zdążyli począć dzieci ani dorobić się mieszkania, samochodu, mebli. Pomieszkując u jej babci zdążyli za to wybudować między sobą taki mur, że postanowili się rozwieść. Czarę goryczy przelało podejrzenie, że on zdradził ją podczas służbowego wyjazdu. Mediacje zaproponował sąd i oboje na nie przystali. Początkowo spotykali się z mediatorami osobno, bo nie byli gotowi do wspólnej rozmowy.

Ona zionęła jadem, on nie pozostawał dłużny. Nie mieli dzieci ani domu, więc do załatwienia zostawała jedna sprawa: podział majątku. A ten nie przedstawiał się imponująco. - Ona przyszła do nas z teczką faktur i paragonów, zbieranych, jak się okazało, od początku małżeństwa. I nie były to rachunki za kupno lodówki czy przynajmniej kuchennej szafki. Nie, to były paragony za codzienne zakupy do lodówki. Drobiazgowo wyliczała, kiedy co kupiła sama, albo kiedy kupował on, płacąc jednak jej kartą płatniczą - Monika nie kryje, że oboje z mężem byli, hmmm, nieco zszokowani.

On nie ustępował jej, jeśli chodzi o pamięć do liczb i rzeczy. Potrafił np. podważyć zakupy, zaklasyfikowane jako „tylko dla niego”, bo przecież wtedy kupił też podpaski. - No, przecież nie sobie! - wyrzucał. Mediatorzy przyznają, że po kilku spotkaniach zaczynali wątpić w szczęśliwy finał. - Podział majątku odbył się na arkuszu kalkulacyjnym. Pamiętam kłótnie o to, kto weźmie białe, a kto niebieskie ręczniki (te drugie były większe) oraz komu przypadną cztery, a komu trzy plastikowe pojemniki na żywność. Największe gabaryty do podziału miały dwa rowery - wspomina Janusz.

Nawet tak zażarte strony udaje się jednak doprowadzić do ugody. Majątek młodzi podzielili, a sądowi przedstawili wypracowane z mediatorami porozumienie. Kaźmierczakowie nigdy tej pary nie zapomną.

Dobrowolnie i poufnie

Czym się je te mediacje? Podstawowy błąd, którzy popełniają nawet sędziowie, to przekonanie, że na przykład rozwodzących się małżonków mediator ma pogodzić. Jeśli para zdecydowana jest się rozstać, to na tak zareklamowane mediacje z pewnością powie „nie”. - Tymczasem mediacje w przypadku takich par mogą oznaczać po prostu skuteczne rozstanie na cywilizowanych zasadach. Z precyzyjnie podzielonym majątkiem, ustaloną opieką nad dziećmi, wynegocjowanymi alimentami - zaznacza Monika.

Janusz dodaje, że ugody zawierane podczas mediacji na głowę biją te zawierane na sądowych korytarzach. „Dogadamy się jednak?” - rzuca w ostatniej chwili przed wejściem na salę rozpraw jeden z adwokatów. Druga strona mówi „tak” i zaczyna się pośpieszne spisywanie. Efekt jest taki, że po miesiącu para potrzebuje mediatora. - Bo w myśl tej korytarzowej ugody, tatuś ma zajmować się dzieckiem w co drugi weekend. Tyle że dla niej weekend zaczyna się w piątek o godzinie 19.00, a dla niego - w sobotę o 10.00. I brak precyzji rodzi konflikt - podaje przykład z życia wzięty Janusz.

Mediacjami kieruje pięć naczelnych zasad. Pierwsza to dobrowolność. Obie strony muszą się na nie godzić. Zasada druga to poufność. Wszystko, co dzieje się przy okrągłym stole mediatorów, to tajemnica, także dla sądu. Zasady trzecia i czwarta - bezstronność i neutralność. Mediatora masz prawo wybrać z sądowej listy, a także opuścić tego, który w trakcie mediacji ci nie odpowiada. Mediator nigdy nie opowie się po żadnej ze stron i nigdy nie zaoferuje gotowego, „najlepszego” rozwiązania. Będzie jednak tak długo słuchał, rozmawiał i zadawał pytania, aż strony wypracują kompromis. Zapisany zostanie w ugodzie, którą można zatwierdzić w sądzie. Ma identyczną moc prawną, co ugoda zawarta przed Temidą.

Chora nienawiść to przeszkoda

Mediacje nie w porę? Gdy jednej ze stron (albo obu) tak naprawdę zależy na czymś innym niż wypracowanie porozumienia. - Moi koledzy z Warszawy wspominają, że gdy rok temu trwał wielki spór o krzyż przed Pałacem Prezydenckim, obu stronom proponowali swoje usługi. Nikt nie skorzystał, bo stronom eskalacja konfliktu najwyraźniej coś dawała - mówi Janusz.

Monika przypomina fiasko mediacji w innej sprawie rodzinnej. On - bardzo bogaty człowiek na odpowiedzialnym stanowisku. Ona - zajmowała się dwójką dzieci i domem. On, mimo zamożności, wydzielał jej sumki na zakupy i kazał się codziennie rozliczać. Skłóceni postanowili się rozwieść, on zdążył się już wyprowadzić. Trafili do mediatorów z jej inicjatywy, by ustalić zasady widywania się ojca z synem i córką.

- Gdy po kilku osobnych spotkaniach para zdecydowała się na wspólną sesję, doszło do wybuchu jej emocji. „Ja ci jeszcze pokażę! Zgłoszę prokuraturze, że molestujesz córkę, a nade mną się znęcasz!” - wykrzyczała zdębiałemu mężowi w twarz. Mediacje zostały zerwane, bo kobieta była zbyt wybuchowa i agresywna. Nie myślała konstruktywnie o przyszłości - tłumaczy Monika Kaźmierczak.

Nadzieja w nastolatkach

Mediować można we wszystkich sprawach: cywilnych, pracowniczych, rodzinnych, gospodarczych, karnych. Grunt, żeby obie strony chciały. Monice i Januszowi Kaźmierczakom marzy się sieć gimnazjalnych centrów mediacji. Na razie zakładają pojedyncze komórki, tak jak chociażby w Łabiszynie koło Bydgoszczy. Nastolatki szybko łapią ideę i zasady gry.

Może wyrośnie z nich pokolenie, która zanim stanie przed sądem, spróbuje się dogadać u mediatora?

Warto wiedzieć

Nie oddawaj swojego konfliktu!

To strony mediacji, a nie mediator decydują, na jakich warunkach ma dojść do spotkania (lub spotkań), podczas którego mediator będzie pomagał im w ustaleniu treści ugody. Samo porozumienie również jest dziełem stron. Mediator występuje w charakterze słuchacza, moderatora rozmów oraz inspiratora kompromisu. Jak znaleźć specjalistę? Wykaz uprawnionych prowadzi prezes każdego sądu okręgowego. Wystarczy wejść na stronę internetową sądu.

Mediacje nie są bezpłatne. Gdy skieruje cię sąd, w Laboratorium Pozytywnej Zmiany strony zapłacą wspólnie 120 zł za dwugodzinną sesję. Jeśli zgłosicie się prywatnie - 180 zł. Marzeniem jest „mediacja za złotówkę”, finansowana przez państwo, jak na Zachodzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska