Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od „Kinder Niespodzianki” do „wicekróla Donbasu”. To Siergiej Kirijenko zarządza okupowaną Ukrainą. To będzie następca Władimira Putina?

Grzegorz Kuczyński
Grzegorz Kuczyński
Siergiej Kirijenko - dziś nieoczekiwanie stał się najważniejszym cywilem w „partii wojny”, odpowiedzialnym przed Władimirem Putinem za utrwalenie rosyjskiego panowania nad podbitą częścią Ukrainy
Siergiej Kirijenko - dziś nieoczekiwanie stał się najważniejszym cywilem w „partii wojny”, odpowiedzialnym przed Władimirem Putinem za utrwalenie rosyjskiego panowania nad podbitą częścią Ukrainy kremlin.ru
Wielki powrót do wielkiej polityki – tak można określić ostatnie tygodnie w karierze Siergieja Kirijenki. Był najmłodszym premierem w historii Rosji, potem przez dwie dekady działał w cieniu. Dziś nieoczekiwanie stał się najważniejszym cywilem w „partii wojny”, odpowiedzialnym przed Władimirem Putinem za utrwalenie rosyjskiego panowania nad podbitą częścią Ukrainy.

Inwazja na Ukrainę na pełną skalę 24 lutego 2022 r. kompletnie zaskoczyła cywilną część rosyjskiego aparatu władzy. Także potężny blok prezydenckiej administracji odpowiedzialnej za politykę wewnętrzną, nadzorowany przez Siergieja Kirijenkę, zastępcę szefa administracji prezydenckiej (AP), uważanego jednak za postać bardziej wpływową niż sam szef Anton Wajno. W pierwszych dniach wojny wielu urzędników obawiało się o posadę, myśląc, że w nowych warunkach nawet do polityki wewnętrznej i innych spraw czysto administracyjno-politycznych skierowani zostaną ludzie z kręgu siłowików.

W pierwszych tygodniach wojny na dworze Putina dominowali absolutnie szefowie armii i służb. To oni przekonali prezydenta do odwołania lub przynajmniej odłożenia na później wyborów gubernatorskich w Rosji, które odbyć się powinny we wrześniu 2022 roku. Według źródeł portalu Meduza, lobbowała za tą decyzją Rada Bezpieczeństwa (Nikołaj Patruszew) i FSB (Aleksandr Bortnikow). Siłowicy obawiali się, że jesienią Rosjanie odczują dotkliwe skutki sankcji gospodarczych i że mogą rozładować swoją frustrację przy urnach. Dla Kirijenki i jego ludzi był to cios. Mianowanie i wybieranie gubernatorów jest bowiem jedną z ich głównych misji. Co więcej, podobno po wybuchu wojny zamrożono też fundusze ekipy Kirijenki przeznaczone na wspieranie kremlowskich kandydatów.

Audiencja u cara

Przez pierwsze tygodnie wojny z nieoficjalnych doniesień z Kremla wynikało, że mundurowi zupełnie zmarginalizowali urzędników cywilnych. Dostęp do ucha Putina mieli niemal wyłącznie siłowicy. Jak ważny to element dworskich intryg, także na Kremlu, pokazały wydarzenia z przełomu kwietnia i maja. Nie wiemy, kiedy dokładnie Putin udzielił Kirijence audiencji, ale już pod koniec kwietnia wiceszef AP dał swoim ludziom do zrozumienia, w tym także wysokim rangą urzędnikom rządu i politycznym strategom, że jesienne wybory w szeregu regionów jednak się odbędą, a środki na nie też nie znikną.

Wszystko wskazuje na to, że Kirijenko osobiście przekonał Putina, żeby nie odwoływać czy przekładać wrześniowych wyborów. W ten sposób obronił swą pozycję „cara krajowej polityki” (Putina już od dawna interesuje tylko ta zagraniczna), ale co więcej, wszedł do gry na najważniejszym dziś odcinku polityki państwa rosyjskiego. Został przedstawicielem Kremla w Donbasie i innych terytoriach okupowanych. Putina miała przekonać przedstawiona przez wiceszefa administracji prezydenckiej koncepcja polityki wobec zajętych ukraińskich ziem. Jej filarem jest przekonanie mieszkańców, że Rosja nie pojawiła się tam tylko tymczasowo. Wiceszef AP powiedział dokładnie to, co Putin chciał usłyszeć.

- Kirijenko dokładnie wiedział, jak dostosować się do postępowania prezydenta. Putin jest głęboko zaangażowany w wojnę. Interesuje się polityką zagraniczną. Sprawy wewnętrzne niewiele go obchodzą, ale uważa, że wszystko jest w porządku. Aby utrzymać stały kontakt z prezydentem, trzeba znaleźć dla siebie miejsce w tym programie – powiedział portalowi Meduza człowiek z okolic Kremla.

Wicekról Donbasu

Portal RBK doniósł pod koniec kwietnia, że Kirijenko otrzymał nadzór nad tzw. republikami ludowymi (wcześniej odpowiadał za to Dmitrij Kozak). Nadzorowany zaś przez Kirijenkę potężny blok polityki krajowej w administracji prezydenckiej (jego szefem jest Andriej Jarin), zaczął zatrudniać politycznych technologów do pracy w „cywilno-wojskowych” administracjach na terytoriach okupowanych oraz do przygotowania referendów ws. ich przyłączenia do Rosji.

Na początku maja Kirijenko po raz pierwszy odwiedził okupowane przez Rosję terytoria Ukrainy i wziął w Mariupolu udział w ceremonii odsłonięcia pomnika „Babci Anny” symbolizującego rzekoma radość, z jaką mieszkańcy Ukrainy przyjęli rosyjskie wojska. Jest wielce znaczące, że Kirijenko pojawił się w Donbasie oficjalnie, w świetle kamer. Tego dotąd nigdy nie było. Nawet jeśli Kozak, czy wcześniej Władisław Surkow przyjeżdżali do okupowanego Donbasu, to zawsze nieoficjalnie. Wiele o planach Kremla wobec okupowanych ziem ukraińskich, z „republikami ludowymi” Donbasu na czele, mówi fakt, że nadzorować je ma teraz Zarząd ds. Polityki Wewnętrznej, a nie, jak dotąd Zarząd Współpracy Przygranicznej kierowany przez Andrieja Fiłatowa, ale politycznie podporządkowany Kozakowi.

Na początku czerwca Kirijenko odwiedził „centrum pomocy humanitarnej” założone przez Jedną Rosję, rządzącą partię Rosji, w okupowanym obwodzie chersońskim. Tego samego dnia Kirijenko udał się również do okupowanego Melitopola w obwodzie zaporoskim. Wkrótce potem ogłoszono rozpoczęcie przygotowań do referendum w sprawie przyłączenia tych ziem do Rosji. Koncepcja przewiduje połączenie obwodów donieckiego, ługańskiego, zaporoskiego i chersońskiego w jeden nowy okręg federalny w składzie Federacji Rosyjskiej. Kreml nie wyznaczył jeszcze dat tych referendów, ponieważ ich termin zależy od sytuacji na froncie. Jednak trzy źródła zbliżone do administracji Putina podały, że może się ono odbyć w połowie lipca lub 11 września (daty wyborów samorządowych i gubernatorskich w Rosji) – twierdzi Meduza. Jeśli chodzi o ten pierwszy termin, to może mieć z tym związek polecenie Putina, żeby zająć cały Donbas najpóźniej w pierwszych dniach lipca.

Nie jest przypadkiem, że u boku Kirijenki pojawia się na ziemiach okupowanych szef Zarządu ds. Polityki Wewnętrznej administracji prezydenckiej Andriej Jarin. Na dodatek w wojskowym uniformie. Należy pamiętać, że Jarin nie jest człowiekiem Kirijenki. Wsadzili mu go tam ludzie ze służb specjalnych. Kirijenko sobie z tym poradził i większość swej skutecznej polityki krajowej realizował sprawnie omijając Jarina. Ale już na „ukraińskim odcinku” musi z nim współpracować. Specyfika okupowanych ziem powoduje, że cywilni technokraci i spin-doktorzy Kirijenki skazani są na siłowików. I vice versa, jeśli udać ma się koncepcja Kirijenki aprobowana przez Putina. Jeden z byłych urzędników federalnych już nazwał Kirijenkę "wicekrólem Donbasu".

„Kinder Niespodzianka”

W latach 90. XX w. i na początku XXI wieku Siergiej Kirijenko był znanym politykiem. Zapisał się w historii Rosji jako jej najmłodszy premier (35 lat). W 1997 r. został wiceministrem paliw i energii, a zaraz potem ministrem. Jego wyznaczenie przez Jelcyna na premiera wiosną 1998 r. było jednak ogromnym zaskoczeniem (Kirijenko dostał wtedy przydomek „Kinder Niespodzianka” - oczywiście z powodu wieku). Ale już kilka miesięcy później Rosja przeżyła największy w posowieckiej historii krach finansowy. Kirijenko zdecydował o dewaluacji rubla, choć Jelcyn zapewniła Rosjan, że do tego nie dojdzie. Skończyło się utratą życiowych oszczędności przez miliony ludzi, a Kirijenko wyleciał ze stanowiska.

Został współprzewodniczącym partii Sojusz Sił Prawicowych (współpracował wtedy z byłym wicepremierem Borysem Niemcowem, zamordowanym w 2015 roku). Prezentując liberalne przekonania, Kirijenko brał udział w wyborach i walczył o stanowisko mera Moskwy, które w rosyjskiej hierarchii jest bardzo znaczące. W grudniu 1999 uzyskawszy 11,2 proc. głosów zajął drugie miejsce za zwycięzcą wyborów, dotychczasowym merem Jurijem Łużkowem. Jednocześnie kandydował do Dumy i uzyskał mandat deputowanego.

W połowie pierwszej dekady XXI w. włączył się jednak w budowanie putinowskiego, scentralizowanego systemu władzy. 18 maja 2000 prezydent Władimir Putin mianował go swoim pełnomocnym przedstawicielem w Nadwołżańskim Okręgu Federalnym. Na stanowisku tym walczył z dążeniami autonomicznymi republik narodowych, osiągając tu nawet zauważalne sukcesy. Szybko dostrzegł, że w nowych realiach systemu putinowskiego lepiej być w cieniu, a już na pewno nie błyszczeć. Tak też się zachowywał, zarówno na stanowisku pełnomocnika, jak i potem szefa państwowego koncernu Rosatom (2005-2016), a do ostatnich miesięcy - na fotelu pierwszego zastępcy szefa administracji prezydenta.

Następca Putina?

Głównym atutem Kirijenki jest jego zdolność do szybkiego budowania sieci stałych pracowników i własnego zespołu zarządzającego. Na to też zapewne liczył Putin, oddając w ręce podwładnego odpowiedzialne zadanie zawiązania trwałych administracyjnych więzów między okupowanym obszarami a Rosją. Od momentu objęcia stanowiska zastępcy szefa administracji prezydenta w 2016 roku Siergiej Kirijenko bardzo dobrze wywiązywał się z roli politycznego menedżera, który wykorzystuje zasoby polityczne w interesie klienta (Putina), nie udając polityka w klasycznym sensie (czyli walczącego o władzę). Postrzegano go jako osobę wprowadzającą korporacyjny styl zarządzania do systemu politycznego kontrolowanego przez Kreml, który to styl zaczerpnął z wcześniejszych doświadczeń, gdy kierował państwową korporacją Rosatom. Forsował również szkolenia korporacyjne dla osób mianowanych na Kremlu oraz regularne budowanie zespołów dla wicegubernatorów. Można się tylko domyślać, czy nie był to tylko sztucznie skonstruowany, celowo odpolityczniony wizerunek.

Siergiej Kirijenko, który wcześniej wykazywał niewielkie zainteresowanie wydarzeniami publicznymi, w ostatnich miesiącach staje się coraz bardziej widoczny. Dzięki serii oświadczeń politycznych i wystąpień w mediach Kirijenko pozbywa się długo pielęgnowanego wizerunku nie wychylającego nosa z gabinetu technokraty bez ambicji politycznych. Bez wątpienia wojna pomogła mu stać się najbardziej widocznym i wpływowym cywilem w szeregach „partii wojny”. Milczący przez kilka tygodni po rozpoczęciu inwazji "technokrata" stał się jednym z głównych "jastrzębi". Wygłasza rytualne przemówienia o misji Rosji w walce z nazizmem. W podobnym tonie wypowiadają się wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa, szef Jednej Rosji Dmitrij Miedwiediew i przewodniczący Dumy Państwowej Wiaczesław Wołodin, ale oni działają na niższym szczeblu w pionie władzy. Kirijenko zaś podejmuje decyzje dotyczące polityki wewnętrznej, a teraz także okupowanej części Ukrainy. To sprawia, że zaczęto o nim mówić, jako o kolejnej postaci włączającej się do wyścigu o sukcesję po Putinie.

Co łączy go z Putinem? Obaj byli premierami „wyjętymi z kapelusza”. Obaj mieli doświadczenia w pracy administracji kremlowskiej. Putinowi otoczonemu przez weteranów z KGB podoba się też skuteczność Kirijenki w zarządzaniu „krajowym podwórkiem” (od gubernatorów po „systemową opozycję”), które cara już dawno znudziło. Wiele lat cierpliwości Kirijenki i absolutnego braki ambicji politycznych, jak też pracowitość i wzorce korporacyjne wprowadzane w państwowej machinie to też plus. No i pewnie Putin, miłośnik sportów walki, doskonale wie, że Kirijenko posiada czarny pas aikido.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska