Ordynacja przewietrzy radę

W jednomandatowych okręgach nie będzie już sytuacji, że kandydat ma ponad sto głosów i nie zdobywa mandatu. - Radni będą zakładnikami swoich ulic - komentują niektórzy.

<!** Image 2 align=none alt="Image 196980" sub="Dotychczas najpierw liczyła się lista, a dopiero później wyniki kandydatów. Za dwa lata o miejscach w radzie zadecydują indywidualne rezultaty [Infografika Kamil Mójta]">Właśnie zakończyły się konsultacje podziału miasta na 21 okręgów wyborczych. To efekt wprowadzenia nowego „Kodeksu wyborczego”.

Dotychczas ordynacja nie była zbyt czytelna dla wyborców.

- Z jednej strony głosowałem na człowieka i nigdy nie wiedziałem, czy po tych wszystkich przeliczeniach, wejdzie do rady - mówi Damian Rędzikowski z Brodnicy. - Po zmianach od razu będzie wiadomo, komu się należy mandat. Z drugiej strony może zacząć się kłótnia. Kiedy z danego okręgu wchodziło kilka osób z jednej partii, to mieli jakąś siłę. W nowej kadencji radni z różnych okręgów mogą głosować inaczej.

W czasie poprzednich wyborów kilka osób zdobyło pokaźną liczbę głosów, ale ich listy nie miały wystarczającej siły przebicia. W radzie z okręgu nr 1 znalazł się Jacek Furgalski - 72 głosy, ale zabrakło np. Leona Krysińskiego - 88, czy Marka Tuptyńskiego - 75.

Z okręgu nr 2 w radzie zasiada Lech Witkowski - 79 głosów, chociaż Piotr Grążawski zebrał aż 161 wskazań, ale wskutek przeliczenia głosów całej listy nie wszedł o samorządu.

W wyniku przetasowań, kiedy z mandatów w radzie zrezygnowali Jarosław Radacz dla fotela burmistrza, czy Jędrzej Tomella dla pracy w starostwie, w magistracie pojawili się Brygida Bartkowska - 79 czy Katarzyna Baśkiewicz - 56 głosów.

W nowej ordynacji takie roszady nie będą się opłacały, bo zwolnione miejsce uzupełni następna osoba pod względem liczby głosów, niekoniecznie z tej samej listy.

<!** reklama>- Taka ordynacja powinna obowiązywać nie tylko do samorządów terenowych, ale nawet do sejmu - uważa Leon Krysiński. - W taki sposób każdy powiat miałby zapewnione swoje przedstawicielstwo. Z pewnością jest to czytelny sposób wyboru. Ludzie przynajmniej wiedzą, na kogo głosują. Co mnie rozsierdziło w czasie ostatniej kampanii, to fakt, że kandydaci startowali zarówno do rady, jak i na burmistrza. Po zmianach taka alternatywa nie będzie już korzystna.

Podobnego zdania jest radna Barbara Tuptyńska.

- W 1994 roku obowiązywały jednomandatowe okręgi wyborcze. To słuszny kierunek. Nie można głosować na partię, ale na ludzi - uważa radna. - Wtedy miałam 16 przeciwników i przeszłam. W przypadku jednomandatowych okręgów kampania wyborcza nie będzie się ograniczała
do wycinka kilku tygodni, ale ludzie będą oceniali całą dotychczasową twórczość, bieżącą działalność kandydatów.

Piotr Grążawski przepadł w wyborach dwa lata temu, ale w nowej ordynacji oprócz pozytywów widzi również zagrożenia.

- Przy konstruowaniu tej ordynacji wyborczej ktoś poszedł na skróty. Teraz radny będzie zakładnikiem swojej ulicy, czy dzielnicy. Radni nie będą patrzyli na Brodnicę z góry, jak na jeden organizm, ale będą rozrywali miasto na dzielnice i ulice, żeby się wykazać przed elektoratem - komentuje nasz rozmówca. - Dotychczasowa ordynacja miała sporo wad, ale grupa, która wygrywała wybory, brała odpowiedzialność za rządzenie. W nowej kadencji będzie to rozmyte. Z pewnością ordynacja przewietrzy radę. Wybory będą wygrywały lokalne gwiazdy: biznesmeni albo nauczyciele. Z pewnością będzie ciekawa kampania, bo okręg z kilku tysięcy wyborców stopnieje do tysiąca. Przewiduję, że kandydaci uderzą w gadżety. Kto wie, może ludzie dostaną zegarki albo aparaty cyfrowe z prośbą o głos? W tym wszystkim należałoby ograniczyć o połowę diety. Wówczas startowaliby ludzie, którym naprawdę zależy na mieście.