Robert C. oskarżony jest o spowodowanie śmiertelnego wypadku w Górsku. Do tragedii doszło 30 stycznia 2017 roku. Ukrywający padaczkę kierowca najprawdopodobniej dostał ataku i dlatego uderzył w auto pani Krystyny. 45-letnia kobieta zginęła na miejscu. Proces mężczyzny miał ruszyć 28 sierpnia, ale oskarżony się nie stawił. Kontaktu z nim nie miał i i nie ma do dziś nawet jego obrońca.
Według Wojciecha Tomczyńskiego, męża zmarłej kobiety, mścić się teraz może brak zastosowania wobec Roberta C. odpowiednich środków zapobiegawczych. Wdowiec i jego rodzina nie mogą pojąć też tego, dlaczego prokurator krótko po tragedii oddał Robertowi C. prawo jazdy zatrzymane przez policję. - Przynajmniej przez miesiąc jeszcze sobie jeździł - mówi pan Wojciech.
Zobacz także: Wypadek na placu zabaw w miejskim przedszkolu - nowe informacje w sprawie
Co na to śledczy? Prokurator Andrzej Kukawski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Toruniu przekazuje, że nie było podstaw do tego, by kierowcę obejmować dozorem policji i wydać mu zakaz opuszczania kraju. Jedynym zastosowanym wobec Roberta C. środkiem zapobiegawczym był i jest nadal nakaz powstrzymania się od prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych.
- Prawo jazdy zatrzymała Robertowi C. zaraz po wypadku policja. Następnie prokurator faktycznie mu je zwrócił. Kierowca nie był podczas wypadku ani pod wpływem alkoholu, ani narkotyków. Na tamtym etapie śledztwa nie było też jeszcze przekonania, że to on jest sprawcą wypadku. W grę wchodziła m.in. awaria samochodu - mówi prokurator Andrzej Kukawski.
Zobacz także: Podwyżka opłat w sądach! Drożyzna w sprawach cywilnych
Rzecznik toruńskiej prokuratury przyznaje, że Robert C. już w trakcie śledztwa nie stawiał się na wezwania. Między innymi nie przyjechał na badanie do biegłego. Mimo tych kłopotów śledczy nie uważali, by utrudniał przebieg postępowania karnego i by trzeba było go np. objąć dozorem policji. Takie stanowisko prokuratura podtrzymuje do dziś.
W sprawie ważny jest też wątek padaczki. Mąż tragicznie zmarłej kobiety podkreśla, że to on i jego bliscy - swoimi kanałami - odkryli, że Robert C. od lat leczy się na epilepsję. Przypomnijmy, że poskutkowało to oskarżeniem mężczyzny także o wyłudzenie od lekarza poświadczenia nieprawdy czyli orzeczenia pozwalającego mu być zawodowym kierowcą. Prokuratura tymczasem zaznacza, że na trop padaczki naprowadziły śledczych już wyniki pobranej po wypadku krwi Roberta C. Znaleziono w niej diazapam - składnik m.in. leków stosowanych przy schorzeniach neurologicznych.
Do sprawy będziemy wracali. Jeśli Robert C. się nie odnajdzie i nie usprawiedliwi sądowi, na kolejną rozprawę (16.10) ma zostać doprowadzony przez policję. Grozi mu do 8 lat więzienia. Wcześniej miał już 2-krotnie zabierane prawo jazdy.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?