Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatnie chwile mordercy listonosza z ulicy Grudziądzkiej w Toruniu

Szymon Spandowski
Historia słynnego toruńskiego morderstwa zaczęła się przy ulicy Grudziądzkiej i tutaj również rozegrał się ostatni akt tej tragedii, a w zasadzie epilog, bo ostatni akt rozegrał się na dziedzińcu toruńskiego aresztu. Przed egzekucją zabójca listonosza się wyspowiadał, a wcześniej zjadł. Ostatni posiłek skazanego składał się między innymi z trzech steków, trzech butelek piwa, pięciu kawałków tortu ze śmietaną, wina, czekolady i owoców.

12 marca 1933 roku „Gazeta Lwowska” o drugim procesie Rity Gorgonowej napisała na stronie 8. O schwytaniu zabójcy listonosza z Torunia poinformowała na stronie 2. W prasie krajowej obie te sprawy zdecydowanie budziły wtedy największe zainteresowanie. Ich finał był różny. Gorgonowa, skazana 29 kwietnia na osiem lat więzienia, trafiła do Zakładu Karnego w Fordonie, skąd została wypuszczona 3 września 1939 roku na mocy amnestii.

Edward Mossakowski został przewieziony pod silną eskortą do Torunia i osadzony w Okrąglaku. Czekał go sąd doraźny, który w międzywojennej historii Torunia miał się zebrać po raz drugi.

Polecamy

„Sądy doraźne są bezapelacyjne i wyrokują albo na karę śmierci lub też na dożywotnie więzienie - informowało „Słowo Pomorskie” . - Rozprawa musi się odbyć w ciągu 3 miesięcy od dokonania zbrodni, śledztwo zaś musi być ukończone i akt oskarżenia podsądnemu doręczony w przeciągu 3 tygodni od ujęcia sprawcy. W wypadkach gdy wymaganiom tym nie stanie się zadość, sprawa należąca do sądu doraźnego, przechodzi pod sąd zwykły”.

Proces rozpoczął się w czwartek 20 kwietnia.

„Pamiętamy wszyscy dobrze wstrząsające wrażenie jakie wywarła wiadomość o bestjalskim mordzie, dokonanym 2 marca na osobie listonosza śp Adama Rypińskiego w domu nr 62 przy ul. Grudziądzkiej - pisało „Słowo” w dniu procesu. - Jak wiadomo sprawca tej zbrodni Edward Mossakowski, tydzień później sam oddał się w ręce policji w Poznaniu. Zbrodniarz, trawiony wyrzutami sumienia usiłował popełnić samobójstwo w jednym z hoteli poznańskich. Umieszczony w szpitalu przywrócony został do życia i we czwartek stanie przed sądem doraźnym w Toruniu. Grozi mu kara śmierci.

Rozprawa rozpocznie się o godz. 9 rano w wielkiej sali sądu okręgowego (nr 40). Wstęp na salę dla publiczności tylko za biletami, które wydaje sekretarjat sądu.

Trybunał doraźny ma skład następujący: dr Stachowski - przewodniczący, sędziowie wotanci pp. Łubkowski i dr Piziewicz. Oskarżenie wnosi wiceprokurator p. Zembrzuski, broni oskarżonego z urzędu adw. p. Zygmunt Wiśniewski. Rozprawa w całem mieście budzi olbrzymie zainteresowanie”.

Istotnie, przed gmachem sądu zebrały się tłumy. Wejść pilnowali policjanci przepuszczając wyłącznie posiadaczy zezwoleń. Trybunał wszedł na salę o godz. 9.40, pilnowany przez dwóch posterunkowych Mossakowski zajął miejsce na ławie oskarżonych ponad godzinę wcześniej.

„Podsądny zachowuje niezwykły, jak na położenie w jakiem się znajduje, spokój. Jedynie trupia bladość jest dostrzegalnym wyrazem wewnętrznie przeżywanych emocyj” - relacjonowała prasa.

Obrońca poprosił najpierw o przerwę, aby mógł się zaznajomić z aktami. Dostał je zbyt późno, sam zresztą zdecydował się bronić Mossakowskiego w ostatniej chwili. Wcześniej dwóch innych adwokatów nie zdecydowało się dźwignąć tego ciężaru.

Po kilkunastu minutach rozprawę wznowiono. Mecenas Wiśniewski wystąpił z wnioskiem o powołanie lekarzy z Poznania oraz matki i żony oskarżonego. Ich zeznania miały pozwolić ustalić, czy przyznając się do zaplanowania zbrodni Mossakowski był poczytalny. Prokurator się temu sprzeciwił, a sąd po naradzie postanowił rozpatrzyć te wnioski obrony na końcu.

Edward Mossakowski, odpowiadając na pytania sądu powiedział, że urodził się 17 lutego 1903 roku w Gdańsku. Mieszka w Poznaniu i był już kilka razy karany za kradzieże i oszustwa. Do Torunia przyjechał 20 lutego. Na Pomorzu zamierzał wystąpić w roli fałszywego pośrednika werbującego domokrążców. Pieniądze ze skradzionych kaucji chciał przeznaczyć na otwarcie własnej palarni kawy. Morderstwa - jak mówił - nie planował.

Zatrzymał się najpierw w gospodzie przy ul. Sukienniczej (Gospoda Zjednoczonych Cechów przy Sukienniczej 20), gdzie zameldował się pod swoim prawdziwym nazwiskiem. Później zdecydował się jednak szukać lokum na przedmieściach i w ten sposób - jako Stefan Miller, trafił do mieszkania wdowy Golusowej na drugim piętrze kamienicy przy Grudziądzkiej 62.

Czytaj też:
Zarobki w wojsku 2019
Zarobki w policji 2019
Zarobki nauczycieli. Paski płacowe

Przesyłane z podgórskiej poczty przekazy na złotówkę i trzy grosze miały, jak się zdaje, uwierzytelnić go jako komiwojażera. Na Grudziądzką przynosił je listonosz Adam Rypiński. Zawsze pogadał, czasami ponarzekał, że musi z takimi drobiazgami latać. Mossakowski tłumaczył mu, że to kontrahenci przysyłają mu zapłatę za próbki towaru. Cztery dni przed morderstwem listonoszowi zabrakło drobnych. Obaj panowie musieli zejść na dół, aby rozmienić pieniądze. Mossakowski zdziwił się, że przed pierwszym nie ma drobnych, a na to listonosz odparł, że on teraz nosi grube tysiące. Przy okazji oszust dowiedział się także, że 2 marca Rypiński będzie roznosił renty...

- Raz żonie pewna kobieta kładła karty i wyszło, że będzie bogata - zeznawał przed toruńskim sądem Edward Mossakowski. - Jak Rypiński mówił o tysiącach, przyszło mi to do głowy.

Przyszło i już nie wyszło. 2 marca Mossakowski napił się wódki i położył do łóżka. Po godz. 13 przyszedł listonosz z kolejnym przekazem. Siadł przy stole i zaczął wypisywać kwity. Mossakowski wstał, wziął przygotowany wcześniej młotek, następnie uderzył Rypińskiego w tył głowy.

- Rypiński zawołał „Panie, co pan robi?” Charczał, chciał zacząć krzyczeć, zerwał się z krzesła - zeznawał Mossakowski, a obecny na sali reporter „Słowa” zapisywał. - Wtedy znowu uderzyłem go młotkiem po głowie bojąc się, żeby nie krzyczał.

Ostatnie chwile mordercy listonosza z ulicy Grudziądzkiej w Toruniu

Morderca nie dał mu upaść. Przytrzymał na krześle, a ponieważ listonosz jeszcze żył, udusił go sznurkiem. Dla pewności zadał jeszcze kilka ciosów nożem. Na twarz ofiary nie miał odwagi spojrzeć. Pieniędzy nie liczył. Zabrał je i poszedł na Rynek Staromiejski po taksówkę. Najpierw chciał jechać na dworzec, jednak ostatecznie poprosił o kurs do Inowrocławia - to już wiemy. Z Inowrocławia pojechał taryfą do Gniezna, tam przesiadł się ponownie i dotarł taksówką do Poznania, gdzie dotarła już wiadomość o zbrodni. Mossakowski zeznał, że miał scycję z bratem, który stwierdził, że to on zapewne dokonał tego zabójstwa.

Sąd miał przesłuchać 17 świadków, jednak ponieważ Mossakowski się przyznał, zeznania sześciu osób zostały uznane za zbędne. Poza wdową Golusową, jej bratową - Zofią Barcewiczową, wyjaśnienia złożyli także: Aleksander Cellmer - naczelnik Urzędu Pocztowego na Mokrem, Marcela Zielińska z poczty w Podgórzu, taksówkarz Franciszek Małkowski oraz policjanci, w tym wywiadowca Józef Kubiak z Poznania, który zeznał, że Mossakowski był na celowniku śledczych. Policjanci odnotowali, że w chwili zabójstwa nie było go w Poznaniu, dotarły do nich również informacje o kłótni Mossakowskiego z bratem.
Przesłuchania trwały do godz. 16. Następnego dnia rano, w otoczonym tłumem ludzi sądzie zjawił się m.in. lekarz, który przeprowadził sekcję zwłok Adama Rypińskiego. Wysłuchawszy wszystkich świadków, sąd udał się na naradę w sprawie wcześniejszego wniosku obrony dotyczącego badań psychiatrycznych. Sędziowie doszli do wniosku, że nie są one potrzebne.

Przyszedł czas na mowy końcowe. Prokurator orzekł, że zbrodnia została zaplanowana i przeprowadzona z pełną konsekwencją. Obrońca przekonywał natomiast, że choć wina jest oczywista, to jej okoliczności - ze względu na stan psychiczny oskarżonego - już nie. Dodał także, że sprawą powinien zająć się sąd przysięgłych, w którym trybunał jest uosobieniem rozumu, a przysięgli - serca.

O godz. 12.05 sąd udał się na naradę. Wyrok został ogłoszony o godz. 13.30. Sąd doraźny skazał Edwarda Mossakowskiego na śmierć. Ten przyjął werdykt śmiertelnie blady, ale ze spokojem.

Obrońca zwrócił się do prezydenta Mościckiego z prośbą o ułaskawienie. O godz. 22.30 przyszedł z Warszawy telegram, prezydent z prawa łaski nie skorzystał. Wiadomość tą przekazał Mossakowskiemu prokurator, który zapytał o ostatnie życzenia. Skazaniec poprosił o telegraficzne pożegnanie matki i żony oraz o przekazanie mu ślubnej fotografii, która była w aktach. Zapytany o ostatni posiłek poprosił o befsztyk, trzy butelki piwa, trzy butelki lemoniady, kieliszek wina, czekoladę, pięć kawałków tortu ze śmietaną, jabłka, pomarańcze, 40 papierosów i cygaro. Zgodnie z regulaminem więziennym, życzenie zostało spełnione.

Mossakowski poprosił o spowiednika. Do jego celi udali się ks. Goga i ks. Żurek. Na dziedzińcu toruńskiego aresztu czekała już szubienica.

Czytaj też:
Poszukiwani przez kujawsko-pomorską policję
Dentysta gwałciciel z Torunia
Zabójstwo w Golubiu-Dobrzyniu

"Gdy miasto spoczywało jeszcze pogrążone we śnie, do celi skazańca weszli czterej panowie - pisało "Słowo". - Byli to: prokurator p. Zembrzuski, lekarz więzienny p. Antoniewicz, naczelnik więzienia p. Kluczyński i sekretarz p. Rakowski. Prokurator jeszcze raz odczytał wyrok.
Na dziedzińcu więziennym oczekiwała już wzniesiona szubienica a pod nią kat Braun z pomocnikami, który na wezwanie przyjechał do Torunia nocnym pociągiem. Wśród zalegających jeszcze dziedziniec ciemności nocy ponury orszak zbliżył się do szubienicy. Towarzyszący skazańcowi kapłan odmawiał modlitwy za konających.
Skazaniec stanął pod szubienicą. Kat zręcznym ruchem zarzucił mu pętlę na szyję i po chwili ciało zawisło w powietrzu. Po upływie przepisowego czasu ciało zdjęto z szubienicy i lekarz stwierdził zgon. Była godzina 4.30 rano.
Rano rozlepiono na mieście na czerwonym papierze drukowane obwieszczenie prokuratora o wykonaniu wyroku".

Jak poinformował później jeden z ogólnopolskich dzienników, Mossakowski spoczął w nieoznakowanym grobie na cmentarzu u wylotu ul. Grudziądzkiej. Musiał to być Cmentarz Komunalny nr 2, czyli Gapiak. Zwłoki skazańca mogły tam zostać przewiezione ul. Legionów, bądź Grudziądzką. Jeśli tak, to karawan musiał przejechać obok kamienicy nr 62, gdzie ta tragiczna historia się zaczęła.

Zobacz też: Plac bpa Chrapka - wideo z drona

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska