Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatnie dni pokoju i pierwsze dni wojny. Niepublikowane zdjęcia z Torunia z 1939 roku

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
Na Rynku Staromiejskim 18 sierpnia 1939
Na Rynku Staromiejskim 18 sierpnia 1939 Marian Plebańczyk ze zbiorów Muzeum Krakowa
Inżynier Marian Plebańczyk przyjechał z Krakowa do Torunia w połowie sierpnia 1939 roku. Zapewne został tu powołany do wojska. Fotografował zabytki i życie w mieście w ostatnich dniach pokoju. Zostawił po sobie również kilka zdjęć z Dworca Głównego tuż przed wybuchem i tuż po wybuchu II wojny światowej. Dzięki uprzejmości Muzeum Krakowa przedstawiamy Państwu kilkanaście niepublikowanych dotąd zdjęć sprzed 80 lat. Wiadomo, którego dnia poszczególne zdjęcia zostały zrobione. Sprawdziliśmy więc, o czym wtedy pisały toruńskie gazety. A zaczynamy od pewnego bardzo popularnego kurortu - Westerplatte.

Na Westerplatte można było ukoić skołatane nerwy. Kurort na półwyspie działał już w latach 30. XIX stulecia. Cieszył się sporą popularnością i uznaniem, o jego zaletach rozpisywała się m.in. prasa toruńska.

„Osobliwie bezpieczne wydawały się zagajenia na Westerplatte, owo rozkoszne miejsce spacerów dla kąpielowych gości”. To cytat z „Gazety Toruńskiej” z 1874 roku. Na deser możemy jeszcze dorzucić kilka zdań z „Przewodnika po ziemi kaszubskiej”, napisanego przez Zofię Hartingh i wydanego w 1909 roku. Opisy pasują do widoków utrwalonych na pełnych słońca pocztówkach z tamtych czasów.

„Sezon trwa od 1 czerwca do połowy września. Prócz kąpieli morskich są jeszcze ciepłe i błotne. Dobra restauracja nad brzegiem morza, miejsce zabaw dla dzieci i place tenisowe, motory i łodzie żaglowe na każde żądanie, przysparzają przyjemności gościom. Z latarni morskiej jest śliczny widok na całe wybrzeże morskie i na wpływające i wypływające z portu okręty”.

Nasz człowiek na Westerplatte

Trzydzieści lat po tym, gdy przewodnik pojawił się w księgarniach, ludzie na Westerplatte również bacznie obserwowali okręty. Szczególnie przyglądali się jednemu, który 25 sierpnia A. D. 1939 przypłynął do Gdańska z wizytą kurtuazyjną... Westerplatte wyglądało już wtedy jednak inaczej. W 1926 roku, w miejscu kurortu powstała polska Wojskowa Składnica Tranzytowa. W latach 30. została ufortyfikowana. Budową koszar i systemu wartowni kierował inżynier Mieczysław Kruszewski, szef Fortyfikacji Wybrzeża Morskiego Dowództwa Marynarki Wojennej. W latach 20. inżynier Kruszewski pracował w Toruniu, mieszkał w kamienicy przy ulicy Bydgoskiej 74.

W sierpniu 1939 roku odrobina spokoju dla ukojenia nerwów na pewno by się przydała. Ale może nie nad morzem, bo tam sytuacja była najbardziej napięta. To napięcie rozkładało się jednak w dość szczególny sposób. Pierwsze strony gazet krzyczały o niegodziwościach Niemiec i o tym, że Europa trwa w pogotowiu z karabinem u nogi. Podobnie wyglądały strony drugie wydawanych na Pomorzu dzienników, trzecie w zasadzie również nie odbiegały pod tym względem od poprzedniczek. Dalej już jednak królowało życie. Zwyczajne, może tylko lekko zaniepokojone wojną.

„Nad polaną cetniewską panuje mrok. Cisza zalega morze i ziemię. Tylko nasz Bałtyk odmawia cichutko swe pacierze poranne, a gdzieś w dali zjawia się jutrzenka zwiastując bliski dzień...”

W ten poetycki sposób rozpoczyna się reportaż z obozu dzieci szlachty zagrodowej w Cetniewie, który ukazał się w „Słowie Pomorskim” 24 sierpnia. Obóz dla 300 chłopców zorganizował Związek Szlachty Zagrodowej. Pomogło w tym wojsko. Ciekawe, czy dzieci zdążyły wrócić do domów. Podzielone były na trzy oddziały: turczański, lwowski i stanisławowski, więc miały daleko...

Daleko od domu znalazł się także Ernest Demuyter, który wraz z żoną 26 sierpnia przyjechał do Lwowa. Belgijski aeronauta przywiózł koleją swój słynny balon „Belgica” i miał wystartować 3 września w zawodach o puchar Gordona Benetta. Najbardziej prestiżowa impreza na świecie, w czasach największego rozkwitu tej dyscypliny, miała się odbyć w Polsce, ponieważ rok wcześniej zawody wygrał balon LOPP, dowodzony przez kapitana Antoniego Janusza. Jeden z najbardziej zasłużonych polskich aeronautów, przez niemal całe międzywojnie był oficerem toruńskiego baonu balonowego. Mieszkał na rogu ul. Krasińskiego i Kochanowskiego.

W 1939 roku miał startować na „Polonii”, ale zawody się nie odbyły. Na reaktywację trzeba było czekać aż do 1983 roku. Ale wygrali w nich Polacy: Stefan Makné i Ireneusz Cieślak na „Polonezie”. Nagrodę odebrali z rąk pułkownika Antoniego Janusza, bohatera walk o Wielką Brytanię, który po wojnie osiadł w Londynie.
Wielkiej przedwojennej gorączki nie widać również na zdjęciach Mariana Plebańczyka, który dotarł do Torunia w połowie sierpnia i fotografował miasto do pierwszych dni września. Jak to się stało, że związany z Małopolską inżynier, kajakarz, twórca Kolejowego Klubu Wodnego znalazł się na Pomorzu? Został powołany do wojska, ale dlaczego akurat tu? Może się kiedyś tego dowiemy. Tymczasem jedno jest pewne - zdjęcia Mariana Plebańczyka są niezwykle cenną pamiątką tamtych czasów. Rarytasem, choćby dlatego, że ich autor w ostatnich dniach pokoju i pierwszych dniach wojny fotografował to, co się działo na toruńskim Dworcu Głównym. Bardzo dziękujemy Muzeum Krakowa za zgodę na publikację kilku zdjęć.

Brzdąc w rogatywce

Pierwsze fotografie w Toruniu Marian Plebańczyk zrobił 18 sierpnia 1939 roku. Oglądał i uwieczniał zabytki: Krzywą Wieżę, obok której suszy się pranie, zwrócił uwagę na sąsiadujące z nią spichlerze. Sfotografował kościół mariacki i targ, który odbywał się na Rynku Staromiejskim. Między straganami pełno ludzi, a na straganach dary późnego lata: warzywa, kwiaty... Obrazek prawie sielski. O wiszącym nad krajem widmie wojny zdaje się przypominać tylko siedzące w wózku dziecko. Wpatrzony w fotografa chłopczyk z rogatywką na głowie.

Tego samego dnia, w piątek 18 sierpnia, czyli równo dwa tygodnie przed agresją Niemiec na Polskę, „Słowo Pomorskie” donosiło na pierwszej stronie, że kraj Hitlera odrzucił projekt międzynarodowej konferencji oraz propozycje miesięcznego rozejmu politycznego. Powołując się na berlińskiego korespondenta „Kuriera Warszawskiego” dziennik pisze, że rząd niemiecki albo liczy się z wojną i zwiększając napięcie próbuje przekonać do niej własne społeczeństwo, albo wyobraża sobie, że Polska da się jednak zastraszyć i przyjmie żądania niemieckie.

„W kołach dyplomatycznych przeważa zdanie, że rząd niemiecki liczy się raczej z wojną niż z ustępstwem Polski” - czytamy.

Dalej „Słowo” informowało o tym, że władze Polskie zamknęły na Śląsku mały ruch graniczny, co było reakcją na wcześniejszy taki sam krok Niemców. Dziennik wspomniał o rewizjach i aresztowaniach, jakie polska policja przeprowadziła wśród niemieckich działaczy na Śląsku w związku z zabójstwem polskiego posterunkowego. Informował również o aresztowaniu przez Niemców w Gdańsku listonosza Poczty Polskiej oraz o tym, że polskie władze kategorycznie domagają się zwolnienia dwóch zatrzymanych podczas służby celników. Gazeta donosiła także o złych nastrojach w niemieckiej armii, kryzysie gospodarczym za zachodnią granicą oraz o tym, że ludność Prus Wschodnich panicznie boi się wojny. Taki dwugłos był zresztą dla gazet z tamtych czasów typowy.

Tego samego dnia, gdy Marian Plebańczyk wybrał się na pierwszy spacer fotograficzny po Toruniu, na pierwszej stronie „Słowa” pojawił się nekrolog zmarłego dzień wcześniej Wojciecha Korfantego.

A co jesienią A. D. 1939 powinna nosić pani modna?

„Sukienka musi być w jakimś pastelowym kolorze, z lekkiej wełny angory lub jerseyu - radziło „Słowo Pomorskie” 18 sierpnia. - Całość podkreśli jaszczurkowy szaro-niebieski pantofelek i torebka, rękawiczki i kwiaty. Pani tak ubrana będzie wyglądała jak... przesłoneczniony obłok”.

Pierwsze widoki z dworca

24 sierpnia Marian Plebańczyk zrobił pierwsze zdjęcie dworca. Widok od strony wejścia głównego, obok którego stoją zaparkowane samochody, a za nimi wóz konny z rowerem na pace. Nad pojazdami góruje reklama hotelu Polonia, a za nią, na peronach tłumy ludzi. Głównie mężczyzn z walizkami.

W czwartek, 24 sierpnia, w „Słowie Pomorskim” pojawiło się ogłoszenie przetargowe Zarządu Miejskiego w Toruniu. Zarząd wzywał do składania pisemnych ofert na wykonanie instalacji elektrycznej i sygnalizacji świetlnej w gmachu Sądu Apelacyjnego. Oferty należało składać w Ratuszu w pokoju nr 44, do dnia 1 września. Otwarcie ofert zostało zaplanowane na godz. 11. Pod ogłoszeniem podpisał się w imieniu prezydenta Leona Raszei, inż Zbigniew Wahl, projektant gmachu przy ul. Grudziądzkiej. Budynek został wykończony dopiero po wojnie, zamiast sędziów, przyjął pod swój dach wykładowców i studentów nauk ścisłych UMK.

Ogłoszenie o przetargu pojawiło się na ostatniej stronie dziennika. Pierwszą zdominował tytuł „Nowa komedia berlińska” z nieco mniejszym dopiskiem: Świat ocenił właściwie wyprawę p. Ribbentropa. Zapowiedź niemiecko-sowieckiego paktu o nieagresji komentatorzy potraktowali jako dyplomatyczny fajerwerk w wojnie nerwów.

Sowieci? Żadna to potęga

„Co się zaś tyczy naszego narodu, to nie ulega wątpliwości, że zapowiedź zawarcia paktu ani nie była niespodzianką, ani nie wywarła żadnego wrażenia - pisało „Słowo”. - Przyzwyczailiśmy się do skoków polityki niemieckiej, wiemy zresztą lepiej niż zachód Europy, że Sowiety nie są żadną potęgą polityczną i wojskową, do żadnego sojuszu z nimi nie dążyliśmy, wreszcie posiadamy z nimi układ o nieagresji. Neutralność Sowietów nam wystarcza, niczego więcej od nich nie mamy potrzeby "żądać”.

26 sierpnia na Dworcu Głównym pojawiła się drezyna. Musiała być obiektem na tyle interesującym, że Marian Plebańczyk oddał komuś swój aparat i poprosił o zdjęcie na tle. A gazety oddychały z ulgą. Oczywiście nie dlatego, że w Toruniu pojawił się taki nowoczesny pojazd. Pełne entuzjazmu „Słowo Pomorskie” rozpisywało się o sojuszu, jaki Polska zawarła z Wielką Brytanią. Skoro mamy tak potężnych sprzymierzeńców, to kto nam teraz zagrozi? Zresztą Niemcy stoją przecież na krawędzi rewolucji, żołnierze wroga głodują, a bomby montowane na samolotach z czarnymi krzyżami są kiepskiej jakości.

„Słowo” pisało także dalej o spotkaniu ministrów Ribbentropa i Mołotowa. Informowało, że po Moskwie krążą pogłoski, iż podpisany w nocy z 23 na 24 sierpnia dokument ma podobno jakieś tajne załączniki. Miały one jednak dotyczyć głównie spraw dalekowschodnich, nie było więc powodu do obaw. Znalazł się za to powód do śmiechu. Na zakończenie tekstu pojawiła się zabawna anegdotka z Rzymu. Pewien zagraniczny dziennikarz miał dzień po podpisaniu paktu odwiedzić radzieckiego chargé d’affaires. W salonie zobaczył wielki bukiet kwiatów, prezent niemieckiego ambasadora dla żony radzieckiego dyplomaty. Dziennikarz miał to skomentować złośliwie.

- Zdaje się, że Sowiety przystąpiły do osi?

Dyplomata odparł natomiast dowcipnie.

- Nie, to Hitler przystępuje do Kominternu.

W czwartek 31 sierpnia 1939 roku w redakcji przy ulicy Świętej Katarzyny 4 zostało przygotowane pierwsze wrześniowe wydanie „Słowa Pomorskiego”. Poszło do druku, gdy niemieccy żołnierze przygotowywali się do ataku. Na pierwszej stronie dziennika znalazł się komunikat.

„Rząd Rzeczypospolitej ogłosił wczoraj w południe zarządzenie obrony rozpoczynające się z dniem 31 sierpnia br. Do służby wojskowej stawili się natychmiast żołnierze rezerwy wszystkich stopni oraz zaliczeni do pomocniczej służby wojskowej, posiadający białe karty mobilizacyjne bez czerwonego pasa. Równocześnie cofnięto urlopy wszystkim żołnierzom służby czynnej”.

W mieście pojawiły się plakaty z poprzecznym czerwonym pasem, informujące o pogotowiu przeciwlotniczym. Zgodnie z wytycznymi, mieszkańcy zostali zobowiązani do zaciemnienia okien, wyłączenia neonów i oświetlenia wystaw. Światła samochodów miały zostać wymienione na kolor niebieski. Gazeta apelowała do mieszkańców, aby każda rodzina zgromadziła sobie żelazny zapas żywności.

Gorączka wojenna nie dotarła jeszcze do ostatnich stron reklamowych. Restaurator z Grudziądzkiej 77 chciał sprzedać kamienicę z 10 mieszkaniami i ogrodem, która dawała 4300 złotych dochodu. Można ją było kupić za 43000 złotych. Ktoś szukał wolnego pokoju, kto inny informował, że na trasie Włocławek Toruń zgubił koło szprychowe do forda i oferował nagrodę za odnalezienie.

Ostrzegam przed zakupem

W rubryce „Różne” pojawiło się natomiast coś takiego:

„Kontraktem notarialnym p. notariusza Sobolewskiego w Toruniu nabyłem od Heleny Bagińskiej połowę nieruchomości Zieleniec k. 1 zapisanej na nazwisko Heleny Bagińskiej. Ponieważ doszło do mej wiadomości, że Helena Bagińska niezależnie od tego, że powyższa nieruchomość stanowi moją wyłączną własność chce te nieruchomość sprzedać ponownie, przeto ostrzegam wszystkich przed ewentualnym nabyciem tej nieruchomości. Tadeusz Kwiatkowski.”

Pierwszy prawdziwie wojenny numer „Słowa” i zarazem przedostatni w historii pisma, ukazał się 2 września. Dużo tam było o bandyckiej napaści Niemiec na Polskę, o obronie, ale również o bombardowaniach Berlina i o tym, że polscy żołnierze lada moment dotrą do stolicy III Rzeszy.

Marian Plebańczyk w tym czasie robił zdjęcia cywili, którzy zajmowali miejsca w towarowych wagonach pociągów ewakuacyjnych. Przy okazji sfotografował również transport wojskowy z ciężarówkami i żołnierzami na platformach. 2 września zrobił kilka zdjęć dwóm wojskowym, zapewne swoim kolegom, w towarzystwie młodej kobiety. Cała trójka stoi przy ul. Kujawskiej, przy pięknie utrzymanym, obsadzonym kwiatami skwerze. Za ich plecami widać tramwaj. Być może się żegnają, ale wszyscy są uśmiechnięci. Jakie były wtedy nastroje?

- 1 września wszyscy wierzyli w zwycięstwo - opowiadał nam kilka lat temu nieżyjący już niestety pan Roch Gumiński, który na początku września 1939 roku był łącznikiem prezydenta Raszei. - Gdy nad miastem pojawiły się niemieckie samoloty, zaczęła do nich strzelać nasza artyleria przeciwlotnicza, jej działa stały m.in. przy moście i na forcie obok Dworca Miasto. Widać było obłoczki wybuchów tuż przy kadłubach niemieckich maszyn, ludzie wiwatowali. 2 września czuć już jednak było niepokój, 3 w mieście zapanował popłoch. Tego dnia przed południem na ulicach było już wielu wycofujących się żołnierzy. Następnego dnia rano, gdy się stanęło pod Łukiem Cezara i spojrzało w stronę Bydgoskiego Przedmieścia, wszędzie było widać uciekających ludzi. Wyglądało to tak, jakby Niemcy byli już na granicach miasta.

Marian Plebańczyk przeżył wojnę. Zmarł w Krakowie w 1973 roku. Nie wiemy, kiedy ewakuował się z Torunia. Na szczęście udało mu się uniknąć masakry, do której doszło na stacji w Wagańcu.

„W dniu 4 września 1939 roku, między godziną 8.30 a 10 na stacji znajdowało się sześć składów ewakuacyjnych, które na skutek uszkodzenia torów na linii Kutno - Łódź nie mogły być kierowane na trasę, która była pod kontrolą lotnictwa wroga - czytamy w sporządzonej 26 sierpnia 1984 roku relacji, jaką spisał Henryk Weka, artylerzysta z czasów II wojny światowej, a w latach 80. prezes nieszawskiego koła ZBoWiD-u. - W transportach tych było wielu rannych wymagających natychmiastowej pomocy. (…) Transporty były rozstawione po wszystkich torach od wjazdu z kierunku Torunia, aż po sygnały wyjazdowe w kierunku Włocławka. Obrony przeciwlotniczej przy nich nie było, nie było również lotnictwa własnego. Około godziny 12 nadleciała grupa bombowców od strony północnej i rozpoczęła bombardowanie i ostrzeliwanie z broni maszynowej. Nalot trwał długo, niektóre maszyny wracały jeszcze ostrzeliwując ratowników i uciekających”.

W jednym ze zbombardowanych pociągów znajdowali się żołnierze toruńskiego Dywizjonu Pomiarów Artylerii, a wśród nich starszy ogniomistrz Kazimierz Kaszowski z plutonu fotograficznego. Jego zdjęcia różnią się od fotografii Plebańczyka. Drastycznie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska