<!** Image 3 align=none alt="Image 220552" sub="Maliwiaccy żądają, by sąsiedzi Kaźmirkowie zamurowali okna. Bo ich podglądają w ogrodzie...
Fot. J. Smarz">
Hanna i Jan Maliwiaccy nie kryją, że życie mija im na wojnie toczonej z sąsiadami zza płotu. Grażyna i Marian Kaźmirkowie natomiast - że na tej wojnie stracili zdrowie.
W historii tego konfliktu jest wszystko, co tylko wymarzyć mógłby sobie autor komedii. Pozwy do sądu o zbyt wysokie kwiaty sąsiadów, oskarżanie o próbę zabójstwa sierpem lecącym przez mur, donosy do Wodociągów, że sąsiadka kradnie wodę i nie tylko. Są też tomy akt, dziesiątki administracyjnych decyzji, wyroków sądów i odwołań. Fakt, że dla mieszkańców ul. Mazowieckiej konflikt stał się jednak sensem życia czyni z tej opowieści tragikomedię.<!** reklama>
Państwo Maliwiaccy, podobnie jak ich sąsiedzi, mieszkają obecnie w domu o statusie samowoli budowlanej. Na Dębowej Górze to nic nadzwyczajnego. Powstałe przed II wojną światową lepianki w kolejnych latach nabierały betonowych kształtów. Dopiero też w 1995 r. powstał dla tej dzielnicy miejski plan zagospodarowania przestrzennego.
Maliwiaccy domek przy ul. Mazowieckiej 11 kupili w 1983 roku. Widzieli, że za płotem mają domek sąsiadów Kaźmirków. I że na ten płot i ich ogród wychodzą okna. Od 1995 roku domagają się, by okna te... zostały zamurowane.
- Bo nie może być tak, że ja idę robić coś w ogrodzie, a z okna mnie podglądają. Albo gorzej. Krzyczą: „O, stara ku...a znów wylazła podsłuchiwać” - mówi pani Hanna. - A poza tym, te okna są pół metra od granicy z naszą działką, a to wbrew przepisom.
Maliwiaccy pokazują swoje tomy akt. W nich - historie wielu sądowych perypetii. Dla przykładu: w 2007 r. Kaźmirkowie pozwali ich, bo odgrodzili się od nich betonowym płotem, zasłaniając im okna. Przegrali i płot rozebrano. W tym samym roku w I instancji Jan Maliwiacki został uznany winnym zniszczenia sąsiadom drzew. Ale już Sąd Okręgowy w Toruniu go uniewinnił i w uzasadnieniu napisał tak: „Cała sprawa jest wyssana z palca. Została spreparowana przez rodzinę Kaźmirków. (...) Zeznania Marii i Grażyny Kaźmirek są niespójne i wymyślone”.
- Sąsiadka donosiła też na mnie, że rzuciłem przez mur sierpem, bo chciałem ją zabić - dodaje pan Jan.
Maliwiaccy toczą też wojnę z Karolem Dargielem, powiatowym inspektorem nadzoru budowlanego. Zarzucają mu złośliwość. Przykład? Aby zalegalizować ich samowolę domaga się wykonania inwentaryzacji (koszty!), podczas gdy mógłby zajrzeć tylko do tej z 2002 r.
- Rodzice zdrowie stracili przez Maliwiackich. Ojciec właśnie wrócił ze szpitala. Oni od 15 lat tylko się bronią, nie atakują - mówią panie Anna i Maria, córki Kaźmirków (nr domu 9).
One też mają tomy akt. W nich np. pismo Maliwiackich do Sądu Rejonowego (2006 r.), w którym dom Kaźmirków nazywają bunkrem. - Ich zaś w korespondencji z sądami i urzędami to „posesja” lub „posiadłość”, a ogródek to „ogród różany” - śmieje się pani Anna.
Obie córki podkreślają jedno: Maliwiaccy skonfliktowani są ze wszystkimi sąsiadami. I prowadzą nas do jednego z nich - pana Jana, prowadzącego mały sklepik osiedlowy. - Tak, szczególnie pani Hanna ze wszystkimi się kłóci. Życie spędza na pisaniu donosów - mówi mężczyzna. Na niego miała donieść w sprawie usytuowania sklepiku. - Tak się przestraszył, że na szybko go przesuwał i obciął sobie palec - mówi pani Anna.
Pozwolenia na użytkowanie obu domów uchylone są przez Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego. U Maliwiackich błąd zrobili urzędnicy magistratu, u Kaźmirków - insp. Karol Dargiel.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?