Pamięci Polaków zesłanych przez władze sowieckie na Syberię, w 78. rocznicę pierwszych masowych wywózek
Zanim wybuchła II wojna światowa mieszkaliśmy w Wielkim Możejkowie, powiat Szczuczyn Nowogródzki, na Kresach Wschodnich.
Mój ojciec, Antoni Maciejewski był tam leśniczym. Ojciec był wiernym żołnierzem marszałka Józefa Piłsudskiego, walczył w Legionach.
W 1920 roku w wojnie z bolszewikami został dwukrotnie ranny. Z ziemi, którą obdarowano wówczas legionistów, mój ojciec zrezygnował. Mówił zresztą, że były to tylko przygraniczne piaski.
Moje dzieciństwo skończyło się 17 września 1939 r., gdy wojska sowieckie przekroczyły wschodnią granicę Polski.
Ojciec przez prawie miesiąc ukrywał się w gajówkach, a gdy na jedną noc wrócił do domu, od razu został zabrany przez NKWD i osadzony w więzieniu w Szczuczynie.
Od aresztowania ojca żyliśmy w ciągłym strachu. 10, 20 i 30 każdego miesiąca mama jechała do Szczuczyna ze zmianą bielizny dla ojca.
10 lutego 1940 roku przyszykowała paczkę do więzienia, ale już o świcie wpadła do naszego domu czerwona milicja. Padły krótkie rozkazy: spakować się, zabrać tylko niezbędne rzeczy i trochę żywności. Zaraz potem furmanką przy 20-stopniowym mrozie odstawiono nas na stację i zapakowano do bydlęcych wagonów.
Na zdj.: 1929 rok. Nasza rodzina - rodzice Antoni i Weronika, brat Zygmunt i ja. Mieszkaliśmy wtedy w Wielkim Możejkowie, na Kresach Wschodnich
Polecamy:
Najlepsze toruńskie restauracje TOP
Mistrzowie parkowania w Toruniu
Skąd się wzięły nasze nazwiska
Interwencje toruńskich policjantów w nieoznakowanym radiowozie BMW