Fernando Torres nie pomógł Chelsea pokonać swojego byłego klubu. Londyńczycy, w hicie ligi angielskiej, przegrali wczoraj u siebie z Liverpoolem 0:1 (0:0).
Niedzielne spotkanie wzbudzało wiele emocji. Przede wszystkim dlatego, że w ekipie gospodarzy miał zadebiutować hiszpański napastnik Fernando Torres, który kilka dni temu przeniósł się do Londynu po trzech i pół roku spędzonych w Liverpoolu.
„Dzieciak” wystąpił we wczorajszej potyczce, ale poza jedną sytuacją, z 2. min, poważniej nie zagroził bramce gości. Podobnie zresztą, jak pozostali napastnicy Chelsea, Nicolas Anelka i Didier Drogba.
Świetny wynik
Goście, którzy w tym sezonie nie spisują się najlepiej, wykorzystali niemoc „The Blues”. W 68. min, do piłki dośrodkowanej w pole karne przez Stevena Gerrarda dopadł jako pierwszy Raul Meireles i mocnym strzałem pokonał Petra Cecha. Jak się okazało, był to gol na wagę trzech punktów.
<!** reklama>
- To świetny wynik - powiedział piłkarz „The Reds” Jamie Carragher. - Przed meczem było wiele spekulacji, z różnych powodów, co być może sprawiło, że było to nieco bardziej wyjątkowe spotkanie. Ale mamy trzy punkty i chcemy podtrzymać tę passę.
Rozegrana w weekend 26. kolejka w Premiership przyniosła wiele goli, emocji i niespodzianek. Bez wątpienia największą z nich była porażka lidera, Manchesteru Utd. Drużyna z Old Trafford przegrała bowiem na boisku... ostatniego przed tą kolejką zespołu! „Czerwone Diabły” zostały pokonane przez Wolverhampton 2:1, ale nadal są liderem tabeli.
W sobotę i niedzielę piłkarze angielskiej ekstraklasy zdobyli aż 43 gole, co daje średnią ponad cztery bramki w meczu. Najwięcej, bo po osiem trafień, obejrzeli kibice na obiektach Newcastle Utd. i Evertonu. Szczególnie dramatycznie było na pierwszym z tych stadionów.
Miejscowe „Sroki” do przerwy przegrywały bowiem z Arsenalem 0:4. Po zmianie stron kibice gospodarzy przecierali jednak oczy ze zdumienia. Ich zespół bowiem strzelił cztery bramki i uratował remis!
Świetny sędzia
Jednym z winowajców takiego obrotu sytuacji był pomocnik gości Abou Diaby, który otrzymał czerwoną kartkę, a po jego zejściu z boiska gra zespołu ze stolicy Anglii się rozsypała.
Bramkarz gości Wojciech Szczęsny, który puścił cztery gole, w tym dwa z rzutów karnych, uważa, że winny jest również arbiter główny - Phil Dowd. Polak na jednym z portalów społecznościowych napisał, że nie można zapomnieć o pracy sędziego, który - jak dodał ironicznie - był... świetny.(rk, liverpoolfc.tv, wp.pl)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?