Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po roku podróżowania po świecie wrócili do domu

Redakcja
Wojtek, Eliza i Łucja czekają w domu na powrót Wojciecha Łopacińskiego z Azji
Wojtek, Eliza i Łucja czekają w domu na powrót Wojciecha Łopacińskiego z Azji Jacek Smarz
Wielka rodzina wyprawa Wojciecha, Elizy, Wojtka i Łucji Łopacińskich dobiegła końca

Rozmowa z rodziną Łopacińskich, która we wtorek wróciła do Torunia po swojej wielomiesięcznej wędrówce przez kontynenty.
[break]

Zapytam tak jak nasza Czytelniczka, która po tekście o Waszym pobycie w Chinach napisała „Ale dlaczego ten młody Wojtek zjadł psa?!
Wojtek Łopaciński: Założyliśmy, że będziemy jeść wszystko. Zaczęło się od robaków, później był skorpion, koktajl z żaby, krokodyl...Tata zjadł nawet bijące serce kobry, które zapija się wódką! Mięso psa zobaczyłem na ladzie i postanowiłem spróbować. Smakuje jak wołowina, ale z dużą ilością błony. Kota też chciałem posmakować, ale już nie było.
Za czym tęskniliście?
WŁ: Za jedzeniem przygotowywanym przez babcię!
Eliza Łopacińska: Za naleśnikami, schabowymi, sernikiem... Łucja przeżyła rozstanie z przyjaciółkami. Na szczęście rozmawiała z nimi za pomocą Skype’a. Problemem w takim kontakcie były różnice czasowe. Gdy u nas był dzień, w Polsce była noc.
Co z szefem Waszej wyprawy?
EŁ.: Został w Chinach. Chciał spędzić trochę czasu sam. Zależało mu, aby przejechać Mongolię i przemyśleć dalsze plany zawodowe.
Udało Wam się zrealizować cały plan sprzed wyjazdu?
EŁ: Nie zobaczyliśmy ani Australii, ani Antarktydy. Promocyjna oferta rejsu na Antarktydę za 5 tys. dolarów od osoby przerastała nasz budżet. Wojtek zdobył za to z tatą Kilimandżaro, a także najwyższy szczyt Boliwii. Razem wdrapaliśmy się m.in. na wulkan Pacaya w Gwatemali. I to nielegalnie, bo w legalnej opcji na siłę próbowano nam wcisnąć przewodnika. Za zawrotną sumę. To normalne, że na widok białych cena zawsze podskakuje w górę.
WŁ: Dla mnie największym wyzwaniem był boliwijski szczyt Huayna Potosi - 6088 m n.p.m. Weszliśmy tam z plecakami na barkach. Nie tak jak w Afryce, gdzie na Kilimandżaro dźwigali je za nas pomocnicy. Ich pomoc kosztuje 1300 dolarów od osoby, ale innej opcji nie ma.
EŁ: Nie jesteśmy rasistami, ale po Afryce nasz stosunek do Afrykanów się zmienił.
Dlaczego?
EŁ: Afryka jest przepiękna. Jestem zachwycona jej krajobrazami. Niestety społeczeństwo afrykańskie, to zupełnie inna bajka. Postrzegałam ich jako biednych ludzi, którzy nie mają pracy. A oni po prostu nie chcą pracować i wolą wyciągać ręce po pomoc. Spotkaliśmy się z wieloma misjonarzami. Byli zdziwieni, że w Polsce wciąż wierzymy w stereotyp głodnych afrykańskich dzieci. Misjonarz z Ugandy twierdził, że nigdy w życiu nie widział tam głodnego dziecka. Nie byliśmy w Sudanie, ale we wszystkich odwiedzanych przez nas wioskach był dostęp do wody. Problem w tym, że monopol na budowę studni ma państwo. Wciąż pytano mnie, czy jak przyjadą do Polski, to damy im pieniędzy, aby mogli u nas żyć. I tak wgląda europejska pomoc. Dostają pieniądze, a sami nic nie robią .
A co z waszym projektem „Szkoły świata”?
WŁ: Odwiedziliśmy 48 szkół w 28 krajach. W Bangladeszu dzieci uczą się przy 48-stopniowych upałach i przy 55-proc. wilgotności w blaszanych klasach. Były zachwycone spotkaniem i ciekawe świata. Często nie wiedziały nawet gdzie jest Europa, a co dopiero Polska. Opowiadaliśmy im o bocianach, Koperniku, piernikach... Zafascynowała ich... zima. Trudno było im wytłumaczyć, że może być u nas - 20 stopni, kiedy u nich jest +40 przez cały rok. Co ciekawe gdy u nich temperatura spadnie do +20 stopni, od razu ubierają kożuchy.
EŁ: Łucja też była zafascynowana Afryką, ponieważ podczas safari zobaczyła wymarzone lwy. I to w akcji, gdy polowały na bawoła. W nocy podsłuchiwaliśmy wspólnie jak przy naszym namiocie toczyła się walka między hienami o to, kto zje więcej resztek ze śmietnika. Śpisz i słyszysz nagle śmiech hieny „hihihi”. I pytanie „Idziemy siusiu do toalety? Chyba nie”. Wiele raz spaliśmy tak pod gołym niebem. Na swojej drodze spotykaliśmy też wiele osób, sporo Polaków, którzy nam pomagali. Czytali o naszych podróżach w internecie i zapraszali do swojego domu.
Ile noclegów spędziliście w hotelach?
WŁ: Dwa opłacane z naszej kieszeni. Wiele razy zapraszano nas do hotelu jako oficjalnych gości z Polski.
Czego nauczyła Was ta wyprawa?
WŁ: Zobaczyliśmy, że świat wcale nie jest zamknięty, że to coś więcej niż nasz dom. Że trzeba być otwartym na innych ludzi i im pomagać. Że trzeba szanować naturę i zwierzęta. Że nie można marnować zwykłej szynki, bo to zwierzę, które musiało umrzeć, abyśmy mogli je zjeść . A także żeby być pozytywnie nastawionym do życia i realizować swoje marzenia.
EŁ: Sądzę, że jako rodzice odnieśliśmy duży sukces, skoro dzieci wyniosły z podróży takie przemyślenia. Ja nauczyłam się cierpliwości, a także nieprzejmowania się chwilowymi niepowodzeniami. Tego, że nasza rodzinna solidarność zawsze pomaga nam iść do przodu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska