<!** Image 3 align=none alt="Image 218844" sub="Podczas jednej z inscenizacji wojsko polskie, z pomocą czołgu Renault FT 17, odpiera sowiecki atak pod Nieszawą z sierpnia 1920 roku
[Fot.: Sławomir Kowalski]">
Ale to było widowisko! Polacy bili się z Sowietami, później natomiast starali się przebić z niemieckiego okrążenia, a to była tylko część atrakcji pierwszego toruńskiego zlotu pojazdów militarnych.
Jaka moc jest potrzebna, by wprawić w ruch kalejdoskop historii? W sumie nie taka duża, wystarczy na przykład silnik o mocy 46 koni mechanicznych. W każdym razie takim urządzeniem napędzane były polskie tankietki, które stawiały czoła niemieckiej nawale pancernej we wrześniu 1939 roku. Dwa egzemplarze tych maszyn pojawiły się w weekend w Toruniu, na zlocie pojazdów militarnych poświęconych pamięci jednego z najwybitniejszych polskich rekonstruktorów i miłośników dawnej broni pancernej Roberta Tirczakowskiego. Torunianin, którego stalowe dzieła - dwa czołgi Renault FT 17, pierwsze, w jakie wyposażone były polskie siły pancerne, brały udział m.in. w „Bitwie Warszawskiej” Jerzego Hoffmana - zmarł w ubiegłym roku. Maszyny wyjechały w pole również teraz, m.in. odpierając, podczas pierwszej ze zorganizowanych w sobotę inscenizacji, sowiecki atak pod Nieszawą z sierpnia 1920 roku.<!** reklama>
Kalejdoskop ma jednak to do siebie, że widoczne w nim obrazy zmieniają się bardzo szybko. Wystarczyła więc chwila, aby widzowie, których wielkie rzesze pojawiły się sobotę w sąsiedztwie dawnego Polmozbytu przy Poznańskiej, znaleźli się w 1939 roku. Zgodnie z ideą gospodarzy zlotu, członków Fundacji Historii Polskiej Broni Pancernej, ponownie została tu zaprezentowana scenka z wojennej historii naszego regionu, czyli próba przebicia się polskich wojsk pancernych z Borów Tucholskich. A jeśli już o dokonaniach przedwojennych polskich konstruktorów pancernych mowa, to gwiazdami toruńskiego zlotu były odbudowane z wielkim poświęceniem tankietki TKS.
- Ten czołg brał udział w walkach w 1939 roku, na pancerzu są ślady po trafieniu dwoma pociskami – mówi Jacek Kopczyński z Łodzi, który do Torunia przywiózł dwa egzemplarze legendarnego polskiego czołgu. Pierwszy z nich, ten uszkodzony w 1939 roku przez niemieckich agresorów, jest niemal oryginalny, drugi pamięta lata 30. w 75 procentach, jest jednak rarytasem, bo ma 20-milimetrowe działko, w które przed wybuchem wojny udało się przezbroić tylko nieco ponad 20 maszyn. – Niemcy, jako naród bardzo praktyczny, wywieźli ten czołg do Norwegii, gdzie za kołem podbiegunowym wyciągał on samoloty z hangaru.
Tankietka, która kilka lat temu, jako pierwsza po wojnie znów przetoczyła się po polskiej ziemi, nie wymagała od swoich opiekunów wielkich nakładów. Jest oryginalna w 98 procentach, jednak negocjacje dotyczące jej wydobycia z północnej Norwegii trwały pięć lat. Nie udało się ustalić, w której jednostce w 1939 roku ona walczyła, na gąsienicach widnieje jednak data - 1936 rok.
Poza polskimi przedwojennymi oryginałami, a wśród nich pojawił się również motocykl Sokół, z którego pewnie szczególnie dumni byli współorganizatorzy zlotu z klubu motocyklowego No Chance, do Torunia zawitały także pojazdy zrekonstruowane. Więcej o tym widowisku będzie można przeczytać w najbliższym magazynowym wydaniu „Nowości”, bo też rzecz jest szerszego opisu warta.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?