Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polskie regaty wokół Hornu

Redakcja
Po raz pierwszy, po czterdziestu latach, dojdzie w Bydgoszczy do spotkania żeglarzy z trzech polskich jachtów, które w 1973 roku opłynęły groźny przylądek Horn. Wyczyn ten zapisał się trwale w annałach światowego żeglarstwa.

<!** Image 3 align=none alt="Image 214413" sub="Po opłynięciu przylądka, co trwało 40 dni, „Euros” zawinął do portu w Buenos Aires, pokonując dystans 4175 mil morskich. Dwóch żeglarzy wróciło do kraju samolotem, a pozostała czwórka popłynęła do domu bez zawijania do portu, bijąc przy okazji kolejny rekord najdłuższego załogowego rejsu pod polską banderą na małym jachcie. Powrót zajął im 90 dni. Na zdjęciu: kapitan Henryk Jaskuła strzyże I oficera Huberta Latosia. [Fot. Archiwum Lotto-Bydgostia]">

Po raz pierwszy, po czterdziestu latach, dojdzie w Bydgoszczy do spotkania żeglarzy z trzech polskich jachtów, które w 1973 roku opłynęły groźny przylądek Horn. Wyczyn ten zapisał się trwale w annałach światowego żeglarstwa.

„Wracali z wachty i walili się na koje. Wiem, że każdy z nich marzył o dniu, w którym rozpocznie trzydobową wachtę w kambuzie. Woleli w najgorszym sztormie gotować trzydaniowe (!) obiady, woleli parzyć się i żonglować garami, wdychać smród gazu i obijać kości. Wszystko było lepsze od przerażającej samotności przy sterze. To była krańcowo trudna żegluga. W dniu moich imienin - pamiętam to dobrze - na jacht i srodze już zmordowaną załogę spadł huragan.

<!** reklama>Wichura osiągała prędkość 100 węzłów, dymiące zaś i kotłujące się morze podniosło gigantyczne fale dwudziestopięciometrowej wysokości. Nikt z nas dobrze nie wie, jak to się stało, że wyszliśmy z tego piekła bez szwanku” - tak o opłynięciu przylądka Horn 27 lutego 1973 roku w książce „Sztormy lody i powroty” pisał po latach Aleksander Kaszowski, bydgoski kapitan jachtowy żeglugi wielkiej, były grotmaszt Bractwa Kaphornowców.

Kaphornowa brać to elitarne zgromadzenie żeglarzy jachtowych, którzy opłynęli południowy kraniec świata pod polską banderą. Założono je w 1974 r. z inicjatywy redakcji „Głosu Wybrzeża”. Dziś liczy ono już ponad 500 członków. Pokonali oni Horn na pokładach 3 żaglowców szkolnych (pierwszy był „Dar Pomorza” w 1937 r.) oraz 17 jachtów.

<!** Image 4 align=none alt="Image 214413" sub="Do portu macierzystego w Górkach Zachodnich k. Gdyni „Euros” zawitał 24 lipca 1973 roku po 277 dniach żeglugi. Za opłynięcie Hornu „Głos Wybrzeża” przyznał załodze jachtu drugą nagrodę pn. „Rejs Roku”. [Fot. archiwum Lotto-Bydgostia]">O wyczynie bydgoskich żeglarzy, płynących na zbudowanym w warsztatach kolejowych ZNTK jachcie „Euros”, napisano kilka książek i mnóstwo artykułów. O śmiałkach z Bydgoszczy i ich morderczym rejsie, podczas którego z 40 dni blisko 16 spędzili w ciężkich sztormach, pisały periodyki żeglarskie całego świata, ale nie tylko o nich.

Przypadek sprawił, że budzące respekt wody południowego oceanu pomiędzy lutym a marcem owego roku należały do Polaków. Żartowano nawet, że polscy żeglarze urządzili sobie własne regaty wokół Hornu.

Kiedy bowiem bydgoszczanie w chilijskim porcie Valparaiso po wyładowaniu swego jachtu z pokładu M/S „Czacki” szykowali się do wyjścia na Pacyfik, w kierunku Hornu już zmierzał na „Polonezie” kapitan Krzysztof Baranowski, okrążający Amerykę Południową w ramach samotnego rejsu dookoła globu. Południk przylądka zwanego Nieprzejednanym osiągnął kilka dni przed bydgoszczanami - 23 lutego o godzinie ósmej rano.

„Macajem” pod prąd

- Pogoda była dobra, ale po minięciu Hornu wszystko się zmieniło. Koledzy z Bydgoszczy płynący na „Eurosie” trzy dni po mnie mieli już huragan. Ja na szczęście byłem wtedy zacumowany na Falklandach. W okolicach Hornu nie ma spokojnej żeglugi. Ja też płynąłem w ryczących czterdziestkach, ale moje przejście wokół przylądka nie było tak dramatyczne jak kapitana Kaszowskiego i jego ludzi - wspomina kapitan Krzysztof Baranowski.

Miesiąc po „Eurosie” i „Polonezie”, płynąc ze wschodu na zachód, pojawił się blisko Hornu jacht „Konstanty Maciejewicz”. Nieduża jednostka z grupą warszawskich studentów na pokładzie, będąc w całorocznym rejsie dookoła Ameryki Południowej, obrała sobie dość trudny wariant drogi wokół przylądka.

- Płynęliśmy przeciw prądom i wiatrom, ze wschodu na zachód, co jest szczególnie trudne. Statki czasami spędzały całe miesiące na oceanie, próbując płynąć w ten sposób - opowiada 64-letni Eugeniusz Moczydłowski, uczestnik tamtego rejsu. - My nie planowaliśmy ataku na Horn, a nasz „Macaj” do takiego pzedsięwzięcia się nie nadawał. To była po prostu jedyna możliwa droga do domu - dodaje.

Przeskoczenie przylądka zajęło nieustraszonym studentom około tygodnia. Prowadzeni mądrze przez kapitana Tomasza Zydlera zbliżali się do Cabo de Hornos skokami, przeczekując załamania pogody i sztorm pod osłoną kolejnych wysp Archipelagu Ziemi Ognistej (jedną z nich jest wyspa Horn).

Klasycznie albo turystycznie

- Najpierw przez cztery dni sztormowaliśmy, nie dając się wypchnąć na otwarty ocean, a potem schowaliśmy się za wyspą Hermite, podnosząc i rzucając kotwicę co 5 godzin, bo tak często się zrywała - opowiada Moczydłowski. Właśnie kończy budowę statku do badań polarnych, którym w przyszłym roku wybiera sie na wyprawę badawczą na Antarktydę.

Po opłynięciu Hornu „Konstanty Maciejewicz” wszedł w malownicze kanały Patagonii, nie szukając już wrażeń na niebezpiecznym na tamtych szerokościach geograficznych Oceanie Spokojnym. Część ortodoksyjnych żeglarzy, zwolenników klasycznej drogi wokół przylądka, nie uznaje takiego obejścia Hornu za wyczyn. Podobnie jak nie jest dla wilków morskich żadnym wyzwaniem samo zaliczenie Hornu z punktem wypadowym w argentyńskim porcie Ushuaia, dokąd można dolecieć samolotem, a skąd organizowane są rejsy turystyczne.

- Z Hornem jest jak z Everestem. Był czas, kiedy wejście na najwyższy szczyt świata traktowano jako krańcowo trudny wyczyn. Zaliczało go niewiele osób. Dziś mamy udogodnienia, pozwalające pokonywać szczyt nawet kilkaset razy w roku. Kiedyś, jeśli opłynęło Horn kilka jachtów w jednym roku, to było dużo. Dzisiaj można wyjść z Ushuaia i opłynąć Cape Horn nawet kajakiem - mówi kapitan Aleksander Kaszowski. Tłumaczy, że obejście klasyczne liczy się od 50 równoleżnika szerokości geograficznej południowej na jednym oceanie, do 50 równoleżnika na drugim. Dlaczego?

Pacyfik nie znosi sztuczek

- Prawdziwy Horn to pewien symbol. Idąc drogą klasyczną ma się pewność, że gdzieś tam dostanie się ciężki sztorm - mówi 76-letni kapitan Hubert Latoś. Na „Eurosie” podczas pamiętnej wyprawy był I oficerem. Do dzisiaj ma w pamięci chwile grozy, kiedy sztormowa fala wywróciła dryfujący jacht masztami w dół i wybiła bulaj w nadbudówce. Chwilę przed uderzeniem na jachcie ucichły rozmowy. Wszyscy zamarli, słysząc złośliwy syk fali, inny niż wszystkie poprzednie, donośniejszy i dłuższy.

- W gasnącym płomieniu świeczki widziałem szeroki strumień wody ładującej się do środka. Leżeliśmy na burcie. Przed oczami przeleciał mi kolorowy film z całego życia. Z takimi szczegółami, których zupełnie nie pamiętałem. Myślałem, że to koniec - opowiada Latoś.

Kapitan Kaszowski natychmiast poderwał załogę. Jacht podniósł się. Od tej pory wiedzieli, że ocean południowy nie kupuje sztuczek z dryfowaniem w sztormie. Wrócili do godzinnych wacht na pokładzie. Jeden człowiek w kamizelce ratunkowej wychodził na pokład, przypinał się do łodzi i przez godzinę pracował przy sterze. Nie patrzył przed siebie, lecz przez rufę na 20-metrowe strome fale. Starał się tak sterować, by jacht przyjmował potężne uderzenia oceanu pod kątem kilkunastu stopni, broń Boże burtą!

- Sztormy utrzymywały się przez dwa tygodnie. Normalnie ustawia się jednostkę w dryf i schodzi pod pokład. Ludzie w tym czasie odpoczywają, rozmawiają, grają w karty. Tu nie było czegoś takiego. Nie dało się grać. Wypadaliśmy z koi. Kukowi wrzątek wylewał się na nogi. Bez kaloszy i sztormowego ubrania nie było po co wchodzić do kambuza. To był jeden z najtrudniejszych okresów w moim życiu - wyznaje kapitan Kaszowski. W tym roku skończył 78 lat. Zaznacza, że nie bał się o siebie. Przytłaczał go strach o członków załogi.

Oczy pełne przerażenia

- Nigdy wcześniej ani potem nie doświadczyłem takiego narastającego napięcia. Pamiętam oczy ludzi schodzących z wachty, rozszerzone z przerażenia. Towarzyszyła temu pewność, że każdy następny cios oceanu będzie jeszcze gorszy. - mówi kapitan. Do dzisiaj, kiedy zamyka oczy, widzi fosforyzujący, ciemozielony słup wody wciskający się do jachtu...

- No tak... Wyszliśmy z tego... - wzdycha ciężko i uśmiechając się zza okularów dodaje: - Dzisiaj człowiek ma co wspominać.


Fakty

Przylądek przeklęty i nieprzejednany

Brudnobrązowa wyspa o kształcie stożka, wyrastająca z oceanu na krańcu Ameryki Południowej w archipelagu wysp Ziemi Ognistej - to jest właśnie Horn. Wśród żeglarzy synonim grozy, ale i męstwa. Tu kończy się kontynent amerykański i łączą się ze sobą dwa oceany: Atlantycki i Spokojny. Przez setki lat, do wybudowania Kanału Panamskiego, była to droga morska uczęszczana przez statki handlowe.

Specyficzne warunki klimatyczne, na które ma wpływ, m.in., bliskość Antarktydy, a także ukształtowanie dna sprawiają, że rejon ten nawiedzają sztormy i huragany o niespotykanej sile. Nie bez przyczyny przylądek Horn nazywa się nieprzejednanym. Jak podaje w „Kaphornowej siódemce” ALeksander Kaszowski, tylko w 1905 r. zatonęły tu 43 żaglowce, a z 15 z nich nikt się nie uratował.

Do spotkania przedstawicieli załóg „Poloneza”, „Eurosa” i „Konstantego Maciejewicza” dojdzie w piątek, 21 czerwca, o godz. 18.00 w budynku mariny „Przystań Bydgoszcz”. Jednym z gości będzie kapitan Krzysztof Baranowski. Spotkanie organizuje Urząd Miasta i Klub Lotto-Bydgostia. Impreza odbędzie się w ramach „Steru na Bydgoszcz”.

Nasz Horn 1973

23.02.1973 rok - kapitan Krzysztof Baranowski na „Polonezie”

27.02.1973 rok - kapitan Aleksander Kaszowski, Henryk Jaskuła, Henryk Lewandowski, Hubert Latoś, Tomasz Głuszko, Zbigniew Urbanyj na „Eurosie”

26.03.1973 rok - kapitan Tomasz Zydler, Maciej Gumplowicz, Jerzy Jaszczuk, Leszek Kosek, Eugeniusz Moczydłowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska