Pomagają ofiarom nawałnicy w Brąchnowie

- Najgorszemu wrogowi nie życzymy tego, co przeżyliśmy tamtej nocy - mówią Maria i Andrzej Pawlikowscy z Brąchnowa. - Ale po dramacie przekonaliśmy się, na jak wielu ludzi możemy liczyć.

<!** Image 3 align=none alt="Image 192627" sub="Nowy dach pomagają państwu Pawlikowskim budować krewni [Fot.: Grzegorz Olkowski]">To była sobota, dwadzieścia minut po godzinie 23.00. - Słyszałam przeraźliwy, narastający szum. „Boże, zaraz szyby nam wymiecie” - zdążyłam powiedzieć do męża. Nagle świst, huk, walnięcie! I ten dziwny zapach drewna. Byłam przekonana, że piorun w nas uderzył - wspomina pani Maria.

Pan Andrzej wyszedł na zewnątrz i zobaczył... dach na podwórzu. Do domu zaczęła wdzierać się woda.<!** reklama>

Pospolite ruszenie wsi

Pierwszy na miejscu pojawił Adam Noworadzki, sołtys Brąchnowa. Zadzwonił do Jerzego Zająkały, wójta gminy Łubianka. Ten natychmiast uruchomił gminny sztab kryzysowy. Jeszcze przed przybyciem strażaków PSP na miejscu pojawili się niektórzy strażacy OSP Brąchnowo.

- Tej nocy wyglądało tu jak po wojnie. Wszędzie powalone drzewa. Innym mieszkańcom wichura uszkodziła dachy, np. Markowi Piątkowskiemu przesunęła ten na oborze, a Piotrowi Noworadzkiemu i Jerzemu Bonieckiemu częściowo je pozrywała na domach - relacjonuje sołtys. - Wśród strażaków OSP i zwykłych mieszkańców nastąpiła jednak wielka mobilizacja. Kto tylko miał piłę motorową, pomagał usuwać drzewa. W niedzielę apelował też o taką pomoc ksiądz z ambony.

- To było jak pospolite ruszenie - przyznaje Andrzej Pawlikowski. - A i po tej akcji o nas nie zapomniano. Odwiedził nas proboszcz. Wójt - już cztery razy. Dostaliśmy zapomogę finansową od gminy.

Liczą się nawet małe gesty

Sołtys zaproponował Pawlikowskim, że na czas odbudowy dachu mogą zamieszkać u niego. Albo w wiejskiej świetlicy. Woleli zostać u siebie, ale troskę doceniają.

Marek Piątkowski, sam poszkodowany przez wichurę, też zaoferował pomoc - cegły. Za darmo. Wsparcie zadeklarował również proboszcz. Najbardziej wzruszyły za to panią Marię drobne gesty, takie jak to, że ktoś pamiętał o obiedzie dla nich, gdy ona jeszcze nie otrząsnęła się z traumy. No, wszystkich pomocnych dłoni nie sposób wyliczyć. Z góry przepraszają, jeśli kogoś nie wymienili, ale wszystkim dziękują.

Na wysokości zadania stanęli też krewni. Panowie Tomasz i Grzegorz oraz czternastoletni Sylwester kolejny dzień pracują u państwa Pawlikowskich. Przy czym? Oczywiście, przy nowym dachu!

- Teraz przygotowujemy zbrojenia. Wieniec umieścimy na stropie. potem zrobimy podmurowanie na wysokość trzech pustaków i położymy kolejny wieniec. Potem dopiero - więźbę dachową - objaśnia pan Grzegorz, na dachach znający się jak mało kto.

Nowy dach będzie solidniejszy od starego. Tamten, kilkudziesięcioletni, wykonany z drewna i papy, nie stanowił wyzwania dla natury. Na razie, na czas roboty, dom przykrywa plandeka.

Wojewoda też pomoże?

Oprócz wsparcia finansowego z gminy, państwo Pawlikowscy, podobnie zresztą jak dwaj inni gospodarze z Brąchnowa, mają szansę na pieniądze od wojewody. Wnioski już z gminy poszły do Bydgoszczy. Teraz tylko trzeba trzymać kciuki, by zostały pozytywnie rozpatrzone.

- Mieszkam w Brąchnowie od 50 lat, od dziecka. To zresztą dom, w którym się urodziłam. Podobnie silną nawałnicę pamiętam z czasu, gdy miałam 5 lat. Kolejnej takiej nigdy w życiu nie chciałabym już doświadczyć - kończy Maria Pawlikowska.