Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomorze jak Dzikie Pola

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
90 lat temu, 10 lutego, zaślubinami w Pucku zakończyło się przejmowanie Pomorza z rąk pruskich przez Polskę. Już niebawem miejscowa ludność zgodnie protestowała przeciw nowym rządom...

90 lat temu, 10 lutego, zaślubinami w Pucku zakończyło się przejmowanie Pomorza z rąk pruskich przez Polskę. Już niebawem miejscowa ludność zgodnie protestowała przeciw nowym rządom...

<!** Image 2 align=right alt="Image 144898" sub="W malarstwie oraz w literaturze moment uroczystych zaślubin Polski z Bałtykiem był przedstawiany w międzywojniu w sposób nieprawdziwy. W rzeczywistości Zatoka Pucka była zamarznięta. / Fot. Przewodnik Katolicki 1930 r.">Najpierw było entuzjastycznie, patetycznie, a niekiedy nawet pompatycznie. „Witamy Was symbolem gościnności polskiej, chlebem i solą, a wdzięczność, jaką dla Was czujemy i radość z Waszego przybycia, wlewamy w okrzyk: Niech żyje wojsko polskie” - tak witał wkraczające oddziały w Bydgoszczy 20 stycznia 1920 roku przewodniczący Polskiej Rady Ludowej, Jan Biziel.

Podobne słowa poparte naręczami doniczkowych (wszak zima!) kwiatów, bielą i czerwienią narodowych sztandarów i łzami wzruszenia padały dzień w dzień na całym obszarze marszu polskich oddziałów, od Gniewkowa poczynając (17 stycznia), aż do Pucka, gdzie polska armia dotarła najpóźniej, 10 lutego.

<!** reklama>„A i wy, syny kaszubskie (...) i wy, synowie całej Polski, błogosławcie Panu, że dał wam dożyć tego dnia szczęśliwego, w którym odzyskujecie wolność upragnioną w Ojczyźnie polskiej” - powiedział działacz kaszubski ks. ppłk Józef Wrycza podczas mszy na zaślubinach z morzem.

Teraz dla umęczonej ponad wiek „pod pruskim butem” ludności polskiego Pomorza miało się zacząć prawdziwie nowe, szczęśliwe życie.

Nie chcieli o Polsce słyszeć

Jeszcze w 1914 r., po wybuchu wojny, nastroje wśród czujących się Polakami mieszkańców późniejszego „korytarza” były kiepskie. Spodziewano się kolejnego błyskotliwego zwycięstwa wielkich Prus, podobnie jak w wojnie francuskiej ponad 40 lat wcześniej. W miarę rozwoju sytuacji nadzieje jednak rosły. Aż do traktatu wersalskiego, który przyniósł nieco zaskakujące rozwiązanie poprzez przyznanie Pomorza Nadwiślańskiego Polsce. Dlatego właśnie, jak mówiono, „wybuchła tu Polska”. A wraz z nią nadzieje na lepszą przyszłość.

<!** Image 3 align=left alt="Image 144898" sub="Na całej trasie wkraczania wojsk polskich na Pomorze miejscowa ludność w pierwszych dniach wykazywała ogromny entuzjazm. Na zdjęciu: przywitanie w Osiu. / Fot. ze zbiorów Biblioteki Miejskiej w Grudziądzu">Entuzjazm nie trwał jednak długo. Już po kilku tygodniach poszły w Polskę zdania odmienne od cytowanych wcześniej. „Ludność polska, która wkraczające wojska polskie z radością i entuzjazmem witała i chętnie wszelkie możliwe ofiary ponosiła, jest dziś wobec wojska wprost wrogo usposobiona”; „Dziś na Pomorzu nikt nie chce o Polsce słyszeć. Zniszczony został dorobek i wysiłek ludności pomorskiej”; „Wojsko zachowuje się bardzo źle i występuje tak, jakby się w kraju okupowanym znajdowało” - to wyjątki z oficjalnych pism starostów pomorskich, kierowane wiosną 1920 r. do wojewody pomorskiego, Dowództwa Okręgu Generalnego w Grudziądzu i nawet do Sejmu Rzeczypospolitej.

Czy to właśnie kryło się w zapowiedzi gen. Józefa Hallera, który kilkanaście dni wcześniej w Toruniu oznajmił: „Jesteście gotowi do spełnienia wszystkich obowiązków narodowych i do ofiar dla dobra odrodzonej Polski”? A może sygnałem było fałszerstwo, jakiego dopuszczono się w oficjalnym sprawozdaniu z zaślubin z morzem: „Po ceremonii gen. Haller wjechał konno do morza i wrzucił w fale jeden z wręczonych mu platynowych pierścieni”? Tak samo scenę tę przedstawił Wojciech Kossak na słynnym obrazie.

W swoich wspomnieniach Haller napisał po latach: „Zatoka była zamarznięta na metr. To, co z takim pietyzmem przygotowałem z moimi żołnierzami, mogło stać się farsą. Dlatego natychmiast wydałem rozkaz - zsiąść z koni! Zaś sam podszedłem z pierścieniem do przygotowanego przez ludność kaszubską przerębla i rzuciłem go w wody Bałtyku.”

Paskarze górą

Przejęcie Pomorza przez Polskę oznaczało zmianę waluty. Z dnia na dzień mieszkańcy musieli zacząć się posługiwać marką polską zamiast niemieckiej. Przelicznik ustalono na 1 do 1. Było to niesłychanie niekorzystne. W krótkim czasie co majętniejsi stali się biedakami. Kilka tygodni wystarczyło, by rynek został ogołocony. Po czasach pruskich pozostało tu bowiem świetne - w porównaniu z resztą Polski - zaopatrzenie. Zmiana waluty pociągnęła za sobą drastyczną obniżkę cen. Wieść o tym szeroko rozniosła się po Polsce i bardzo szybko „paskarze warszawscy, cywilni i wojskowi ogołocili kraj literalnie ze wszystkich artykułów pierwszej potrzeby”. Zabrakło nawet soli, cukru i nafty. Produkcja na rynek polski przestała się opłacać, skoro za ten sam towar można było za granicą niemiecką czy w Wolnym Mieście Gdańsku dostać 5-6 razy więcej. Rozkwitł nielegalny handel walutą i przemyt, a mieszkańcy Pomorza z rozpaczą obserwowali ogarniające ich ubóstwo, bezrobocie i głód.

Na domiar złego żołnierze, którzy przyszli tu z Małopolski, Kongresówki czy Kresów Wschodnich traktowali mieszkańców Pomorza pogardliwie, wyzywając od Prusaków, Szwabów, niemieckich świń i szydząc z używanego tu języka - dialektu kaszubskiego lub polszczyzny przepojonej germanizmami. Sami zaś zachowywali się... jak u siebie, co miejscowych oburzało.

Wybryki niesłychane

„Oficerowie garnizonu tutejszego ignorują po prostu etykę przyzwoitości przez jawne oprowadzanie się po ulicach miasta z ulicznicami. W kwaterach prywatnych jest zachowanie się niektórych pp. oficerów wprost skandaliczne” - informował starosta tczewski, Maksymilian Arczyński, który za swoją nieprzejednaną postawę wobec „szarogęszenia się” wojska został wyzwany na pojedynek przez... cały korpus oficerski 46. Pułku Piechoty Strzelców Kresowych.

W Górze koło Wejherowa doszło do napadu żołnierzy na pobliską leśniczówkę. Zrabowano zapasy zboża, rozbito kancelarię i spalono w piecu akta. W Świeciu komendant wojskowy aresztował wszystkie ważniejsze osoby w powiecie, bo mu się... nie podobały. W Sępólnie płk Gawroński chciał zarekwirować staroście samochód, bo „potrzebuje siostrzenicę swą, która u niego gości, wywozić na spacery i móc jeździć do Chojnic po gaże”. W Kartuzach wojsko strzelało dla zabawy w okolicach zabudowań, wywołując powszechną panikę. W Skarszewach mieszkańcy skarżyli się, że wojsko zabrania chodzenia po ulicach po godz. 11 wieczorem i nakazuje gaszenie w mieszkaniach świateł o tej porze. Kontrola żandarmerii w Gdyni stwierdziła, że żołnierze „stoją boso na posterunku, marnie ubrani, prócz tego chodzą po wsiach, prosząc o chleb”. Inni pozostawili posterunki nieobsadzone, a sami pojechali bawić się „w Sopotach”. Na granicach kwitł przemyt. W hotelu w Kościerzynie „pijani żołnierze tupali nogami po fortepianie, wlewali doń piwo, odrywali futra od drzwi, a gospodarza protestującego aresztowano i pod bagnetem odstawiono na odwach”. W Koronowie posterunki wojskowe utrudniały przejazd do pracy przez granicę województw pomorskiego i wielkopolskiego pomiędzy Tucholą a Mąkowarskiem, wymuszając łapówki w wysokości 15 marek. W Toruniu nieustannie dochodziło do rabunkowych napadów, dokonywanych przez żołnierzy.

Klęska straszna

Starosta tczewski słusznie przewidywał, że zachowanie się wojska będzie miało wpływ na wyniki zbliżającego się plebiscytu na Warmii, Mazurach i Powiślu, gdzie 21 lipca 1920 r. o przynależności państwowej mieli zdecydować sami mieszkańcy (tylko 5 proc. opowiedziało się za Polską).

Starosta pisał: „Ludność polska odnosi się wręcz wrogo do żołnierza polskiego, a zwłaszcza do oficera, którego 2 miesiące wstecz na kolanach i ze łzami radości witała. Gdyby dziś w powiecie tczewskim miało przyjść do głosowania, byłby wynik dla Polski klęską straszną”.

Wtórował mu w Sejmie 8 lipca poseł Izydor Brejski: „Żądamy, by nasze Pomorze traktowano nie jak dawne Dzikie Pola (...), aby liczono się z istnieniem ludności polskiej, kulturalnej i pracowitej”.

Mieszkańcy Pomorza nie zdawali sobie wcześniej sprawy, że stworzony w ich wyobraźni mit o wolnej Polsce musiał brutalnie zderzyć się z rzeczywistością, że przychodziła do nich Rzeczpospolita wyniszczona wojnami, biedna, bez wykształconych kadr, za to pełna wewnętrznych konfliktów i wzajemnego niezrozumienia ludzi z różnych regionów, różnej wiary i różnego poziomu życia. To właśnie Pomorzanie mieli zapłacić za powstanie wolnej Polski cenę najwyższą.

Warto wiedzieć

Bose Antki

8 lipca 1920 roku powołana została sejmowa speckomisja, która zbadała sytuację na Pomorzu. Jej sprawozdanie było niesłychanie krytyczne wobec postępowania lokalnej administracji i wojska.

„Źle musiał się zachowywać oficer polski, jeśli spokojna ludność pomorska dała mu pogardliwe przezwisko „bosy Antek” - konkludowano w sprawozdaniu.

Prace komisji w niewielkim tylko stopniu zmieniły pomorską rzeczywistość. Jeszcze w październiku 1920 roku Urząd Osadniczy wystosował do Sejmu specjalny memoriał w sprawie Pomorza. Jak wynikało z odbytej wizytacji, „w powiatach zamieszkałych przez ludność kaszubską, gdyby miało tam dojść do plebiscytu, 75 proc. opowiedziałoby się za rządami niemieckimi. Przyczyną jest swawola wojska polskiego”.

Jan Karnowski, komendant pomorskiej policji, tak pisał jeszcze w 1922 roku: „Powiaty nasze graniczne od czasów wojen szwedzkich tak ciężkich chwil nie przechodziły, jak pod opieką strzelców granicznych”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska