Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pożar w Cierpicach 1992. To było piekło w lesie. Od wielkiego pożaru pod Toruniem minęło 30 lat

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
Pierwsza strona "Nowości" z 12 sierpnia 1992 roku
Pierwsza strona "Nowości" z 12 sierpnia 1992 roku Szymon Spandowski
W sierpniu 1992 roku temperatura w Toruniu dochodziła do 38 stopni Celsjusza. Z jednego brzegu Wisły na drugi można było przejść niemal suchą stopą. Na dodatek wiał wiatr. Pożar wisiał na włosku, a gdy już wybuchł, zamienił lasy pod Cierpicami w ogniste piekło. Z żywiołem tym walczyło kilkaset osób.

Obejrzyj:

Bella Skyway Festival w Toruniu

od 16 lat

Ależ wtedy były upały! Po świętej Anki powinny już być chłodne wieczory i poranki, jednak sierpień 1992 roku był najwyraźniej głuchy na przysłowia. W nocy trudno było wytrzymać nawet pod namiotem. Woda w Wiśle osiągała stany nienotowane od stu lat. "Wiadomości" podały wtedy w jednym z głównych wydań, że w Toruniu z jednego brzegu rzeki na drugi można przejść niemal suchą stopą. Takie doniesienia szybko jednak zeszły na dalszy plan. Przesłoniły je chmury dymu znad płonących lasów.

Polecamy

W ciągu trzech tygodni doszło do trzech największych tego typu katastrof w powojennej historii Polski. Pod koniec sierpnia wybuchł pożar w Kuźni Raciborskiej. Spłonęło ponad 9 tysięcy hektarów lasu, z powodu pożaru zginęły trzy osoby. Sądnym dniem był również poniedziałek 10 sierpnia, gdy wybuchł pożar w Puszczy Noteckiej oraz w Cierpicach.

Od czego zaczął się wielki pożar w Cierpicach?

- Nie dość, że było bardzo gorąco, to jeszcze wietrznie. Pożar wisiał w powietrzu. Byłem wówczas zastępcą nadleśniczego w Nadleśnictwie Gniewkowo i mój szef Michał Gosek polecił, bym służbowym „maluchem” pojechał do Czerniewic. Chodziło o to, by mieć oko na część nadleśnictwa obejmującą obręb Otłoczyn. Ale nie zdążyłem tam dojechać, bo tuż po godz. 12 odebrałem sygnał z wieży obserwacyjnej w Suchatówce, że dym pojawił się na terenie leśnictwa Zajezierze - wspominał pięć lat temu na naszych łamach w rozmowie z red. Grzegorzem Kończewskim Kazimierz Wrzosek, emerytowany nadleśniczy z Cierpiszewa. - Zaalarmowaliśmy straż pożarną i od razu tam pojechałem. Paliła się uprawa leśna i ścioła w graniczącym z polami starszym lesie sosnowym - łącznie na obszarze jakiś 2-3 hektarów. Wraz z pracownikami natychmiast zaczęliśmy gasić, ale efekt był mizerny. Wkrótce pojawiły się trzy zastępy straży pożarnej z Inowrocławia, większych sił strażackich nie można było do nas skierować, bo tego dnia paliło się w wielu miejscach. Samoloty gaśnicze też były zaangażowane w gaszenie pożarów m.in. w nadleśnictwach Miradz i Dąbrowa. Pilnowaliśmy zatem głównej ściany pożaru, koncentrując się na tym, by płomienie się nie rozprzestrzeniały. Niestety, pożar nas obszedł, z północno-zachodnim wiatrem przesunął się w głąb sosnowego lasu. Wraz z dowodzącym akcją gaśniczą strażakiem i pracownikiem nadleśnictwa wsiedliśmy do „malucha” i pojechaliśmy w tamtym kierunku, by ustalić stopień zagrożenia. No i wjechaliśmy w pożar. Paliło się z po obu stronach leśnej drogi, wszędzie było pełno dymu. Zrozumieliśmy, że trzeba natychmiast uciekać, ratować życie. Niestety, w tym pośpiechu i bardzo ograniczonej widoczności uderzyłem „maluchem” w drzewo, a później auto zakopało się w piachu. Wysiedliśmy i puściliśmy się biegiem. Samochód spłonął.

W "Nowościach" z 14 sierpnia 1992 reportaż z pożaru sąsiaduje z artykułem o wydarzeniach z 1920 roku. Ten drugi tekst jest poświęcony głównie polskiej kontrofensywie znad Wieprza, jednak większe wrażenie robi opis walki z tekstu pierwszego. W 1920 roku Rosjanie nie byli jednak tak nieobliczalni jak ogień, który 30 lat temu w błyskawicznym tempie przenosił się po wierzchołkach drzew podsycany wiatrem oraz wybuchającą żywicą.

Co się stało z wozem strażackim z Elany?

- Takiego pożaru ja wcześniej nie widziałem - wspomina weteran toruńskiej straży pożarnej Mirosław Bachor. - Mieliśmy wtedy wspaniały ciężki wóz bojowy, który dostaliśmy od Holendrów. Ja tym wozem wjechałem w las, a za mną jechał jelcz zakładowej straży pożarnej z Elany. Obaj wpadliśmy w dziurę, ja się jednak wydostałem, a on został. Usłyszeliśmy w radiostacji wołanie o pomoc, próbowaliśmy w tym jelczu włączyć autopompę, ale temperatura była tak wysoka, że nie daliśmy rady, musieliśmy uciekać. Po drodze widzieliśmy spalony ciągnik i małego fiata. Koledzy próbowali nam pomóc zrzucając wodę z samolotu, jednak dość niefortunnie zrzucili ją na drogę przed nami, przez co jeszcze trudniej było przejechać.

Na szczęście z tą przeszkodą prowadzony przez Mirosława Bachora "holender" również dał sobie radę i okrężną drogą wrócił do centrum dowodzenia ulokowanego w cierpickim tartaku. Tartak był jednym z najważniejszych punktów obrony, ponieważ tutaj także znajdował się najbliższy linii frontu punkt czerpania wody. Pod tym względem z zaopatrzeniem strażacy mieli problemy. Posiadali kamaza z cysterną na 20 tysięcy litrów, ale była to tylko kropla w morzu ognia. Z pomocą przyszli inni, m.in. Toruńskie Wodociągi, jednak to wciąż było za mało. Toruń przesiąknięty był smrodem spalenizny. W mieście co chwila słychać było ryk syren. Strażacy mieli problemy, żeby dojechać do pożaru, ponieważ jedyny wtedy most drogowy był w remoncie. W drodze do Cierpic ciężkie strażackie wozy musiały się przetaczać przez przeprawę zbudowaną na czas remontu przez saperów.

Polecamy

O tym jak nieobliczalny jest żywioł, na własne oczy i niemal na własnej skórze przekonali się również reporterzy "Nowości" Marek Kęskrawiec i Alicja Piotrowska. Na miejsce tragedii pojechali samochodem z nadleśnictwa. Widzieli uciekające zwierzęta i wielką ścianę ognia, która niespodziewanie wyrosła także 50 metrów przed autem. Kierowca gwałtownie zawrócił i pędził po bezdrożach. Wiatr błyskawicznie roznosił czterometrowe płomienie, języki ognia sięgały szyb auta. Po szaleńczej gonitwie udało im się dotrzeć do strażackich posterunków.

- Przygotowujemy się do blokady. Jeśli zdołamy zatrzymać pożar w tym miejscu, sytuacja będzie opanowana jeszcze dzisiaj - powiedzieli napotkani strażacy. - Za kilka minut będzie tu gorąco. Oby tylko ogień nie przedostał się górą, bo nie damy sobie rady - informowali strażacy.

Co się dzieje w lesie podczas pożaru wierzchołkowego?

Co było później? Wróg zbliżył się do linii obrony spokojnie. Później zmienił las w piekło. W reportażu "Droga przez ogień" Marek Kęskrawiec napisał, że tlący się w poszyciu ogień nagle wystrzelił w górę, objął korony drzew i przechodząc po nich, przedostał się na drugą stronę. Jak mu później wytłumaczyli strażacy, przy pożarach wierzchołkowych gwałtownie zmienia się temperatura i ciśnienie.

W tamten poniedziałek pożar przełamał sześć strażackich zapór. Jedna z takich pozycji była oparta na poniemieckim rowie przeciwpancernym. Jej również nie udało się obronić, ognista linia frontu dotarła do zabudowań wsi Jarki i Kąkol. Obok zmęczonych strażaków do walki o swoje domy stanęli mieszkańcy.

- Płakali z wściekłości i przerażenia, zaciekle walcząc w beznadziejnej sytuacji - mówiła 30 lat temu Halina Dąbrowska, wójt gminy Wielka Nieszawka. - To cud, że nikt nie zginął.

Część zabudowań pochłonął ogień. Na szczęście nad ranem spadł deszcz i przydusił pożar na tyle, że strażakom udało się go opanować. Dogaszanie lasu trwało jednak jeszcze kilka tygodni. Leśnicy ze skutkami trzeciego co do wielkości pożaru w powojennych dziejach Polski musieli walczyć latami.

Ilu strażaków walczyło z ogniem pod Cierpicami?

W batalii pod Cierpicami brało udział około 400 strażaków wspieranych przez 120 policjantów i 150 żołnierzy. Z wielkim poświęceniem pomagali im także cywile, m.in. dowożąc posiłki i napoje. Spaliło się niemal 3 tysiące hektarów lasu. Ogień zostawił po sobie opalone kikuty drzew. Dramat sprzed 30 lat upamiętnia obelisk ustawiony niedaleko siedziby Nadleśnictwa Cierpiszewo.

Polecamy

Dym znad płonącego lasu był widoczny i przede wszystkim odczuwalny w Toruniu. Miał on istotny wpływ na pomiar temperatury. Podczas pożaru dyżur w stacji meteo na Wrzosach pełniała pani Anna Zielińska. Była o krok od zanotowania absolutnego maksimum temperatury dla Torunia. Do pobicia rekordu brakowało raptem pół stopnia Celsjusza. W tym momencie jednak wiatr zepchnął nad miasto dym, a ten zasłonił słońce. Gdyby nie to rekord zostałby pobity. Gorąca poprzeczka znajduje się nadal na wysokości nieco ponad 38 stopni Celsjusza. Przypominamy, że do pobicia rekordu brakowało tylko 0,5 stopnia. Sierpień 1992 roku był rzeczywiście bardzo upalny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska